Rozdział 28

99 11 7
                                    

Dzisiejszy poranek bardzo różnił się od poprzednich, głównie za sprawą listu, jaki dostałam od anonimowego nadawcy. Doskonale wiedziałam, że pójście w miejsce, które było wspomniane w treści, było skrajnie nieodpowiedzialne, szczególnie, że miałam iść sama, ale moja nieposkromiona ciekawość, jak zawsze, wzięła górę. Wymknęłam się z domu, nie budząc oczywiście Wilsona, ale dla pewności zostawiłam mu małą kartkę, by nie musiał się o mnie martwić.

Ulice o tak wczesnej porze były niemal puste. Pogrążone w całkowitej ciszy. Kiedy w końcu zaszłam na miejsce, nie spotkałam nikogo. Nieco mnie to zaniepokoiło. Szczególnie, że z każdą mijającą minutą nikt nie pojawiał się w zasięgu mojego wzroku. Miałam już wracać, kiedy nagle coś zaszeleściło w krzakach.

- Idziesz już?

Początkowo sparaliżowana ze strachu, słysząc znajomy głos, odwróciłam się.

- Hans! Całe szczęście to tylko ty!

- Tylko? - spytał rozbawiony, wyciągając rękę w moją stronę.

- No dobrze, aż ty! - zachichotałam. - Ale nie strasz mnie tak więcej, dobrze?

- Obiecuję.

Zaprowadził mnie w głąb parku, aż pod sam brzeg strumyka, przed którym stało kilka pojedynczych ławek. Usiedliśmy na jednej z nich, przez chwilę w milczeniu podziwiając widoki.

- Zimno ci, prawda?

- Skąd wiesz? - spytałam zaskoczona. - Aż tak bardzo się trzęsę?

Wywrócił tylko oczami i uraczył mnie wielkim uśmiechem. I przytulił.

- Elisabeth, może przyjdziesz dzisiaj do mnie?

Zaintrygowało mnie to zaproszenie. Ciągle się szeroko uśmiechał. I przysunął się niebezpiecznie blisko mnie.

- Nie daj się prosić, Elisabeth...

- Hans, tak szczerze, co ty kombinujesz? - spytałam, patrząc się mu prosto w oczy.

- Pragnę zaprosić cię na kolację - odparł, uśmiechając się szeroko. - To wszystko.

- Na kolację? Hans... - zaśmiałam się cicho - przecież jeszcze nie jadłam śniadania.

- Żaden problem. Na śniadanie również cię zapraszam.

Wiedziałam, że jakkolwiek nie zaprotestuję, on zawsze znajdzie jakąś odpowiedź. Wywróciłam więc oczami, jako znak zgody i uśmiechnęłam szeroko. W gruncie rzeczy to nie był taki zły pomysł, kiedy ostatnio u niego byłam, całkiem miło spędziliśmy razem cały dzień, choć odwiedzić go miałam tylko na chwilę. No i... nie ukrywając... bardzo lubiłam jego towarzystwo. Był zabawny, wiecznie uśmiechnięty, a za razem niezwykle kulturalny i dobrze wychowany. W pewnym sensie mogłam nawet powiedzieć, że był chodzącym ideałem.

- Elisabeth?

- Hmm?

- Może pójdziemy na spacer?

Wstał z ławki i wyciągnął w moją stronę dłoń. Zaśmiałam się cicho i również wstałam, lecz tym razem, nie czekając na jego pozwolenie, od razu wtuliłam się w jego ramię. Może, gdyby na dworze było cieplej, nie znalazła bym w sobie tyle odwagi, by zrobić coś takiego. Ale, niestety, panował okropny ziąb, a ja dostałam już gęsiej skórki.

- Jesteś najbardziej uroczą osobą, jaką spotkałem w całym swoim życiu - mruknął Hans, którego twarz nagle znalazła się niebezpieczne blisko mojej.

Całe szczęście, szybko się wycofał.

- W takim razie nie spotkałeś do tej pory zbyt wielu osób - zaśmiałam się cicho, próbując choć trochę ukryć swoje zakłopotanie.

- Wręcz przeciwnie.

Jego stanowcze słowa zaskoczyły mnie na tyle, że zarumieniłam się wściekle.

- Nie... nie rozumiem - wydukałam po chwili.

Ruszyliśmy wzdłuż brzegu strumyka.

- Ależ to proste, Elisabeth - powiedział, zatrzymując się nagle i chwytając mnie za dłonie. - Kocham cię.

Nim zdążyłam zrozumieć sens jego słów, pocałował mnie. Tak po prostu. I szybko się odsunął.

- To jak, Elisabeth, idziemy?

Zachowywał się zupełnie tak, jakby nic się nie stało. A ja ledwo co opanowałam mój szaleńczy oddech. Serce ciągle łomotało mi w piersi, jakby chciało się z niej wyrwać.

- Spokojnie, Elisabeth, nie denerwuj się - szepnął mi tuż nad uchem. - Mogę poczekać za twoją decyzją. I nie chcę cię do niczego zmuszać. Pragnę tylko, byś znała moje uczucia do ciebie.

Uśmiechnął się do mnie szeroko i chwycił mocno za dłoń. I zaprowadził do swojego domu.


•••××ו••  

Jestem ciekawa, czy właśnie takiego rozwoju wydarzeń ktoś się spodziewał...? :) 

Tak, Koruś, ten rozdział został napisany na złość tobie, za to, że kończysz już swoje opowiadanie, a dodatkowo pojechałaś sobie na wakacje i zostawiłaś mnie samą xD

It's never too lateWhere stories live. Discover now