Rozdział 19

107 14 7
                                    

- Co mu się stało?

Jeszcze nigdy w życiu się tak o nic nie modliłam, jak o to, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem.

- Mówił, że spadł ze schodów i złamał rękę.

Spadł ze schodów? Ale...

- Macie kogoś na zastępstwo?

- Uparł się, że da radę zagrać. Nie wiem, czy to do końca dobry pomysł, ale... Hej, Elisabeth, wszystko w porządku?

Dopiero teraz maestro Gluck musiał zobaczyć przerażenie malujące się na mojej twarzy.

- Tak, wszystko w porządku - powiedziałam, zmuszając się choć do delikatnego uśmiechu. - Po prostu... Jest mi przykro z powodu maestro Salieriego.

Nie musiałam mówić nic więcej, samo spojrzenie, które skierowałam w stronę Lorenzo wystarczyło, by ten pod pozorem załatwienia kilku spraw zabrał mnie z sali. Poszliśmy za kulisy, do garderoby, gdzie nie zastaliśmy ani jednej żywej duszy.

- Co ja zrobiłam...? - wyszeptałam zrozpaczona. - To wszystko moja wina, rozumiesz?

- A może on rzeczywiście spadł ze schodów?

- Ale... Jak my... Bo...

Usiadłam na podłodze, podkulając nogi pod brodę. Starałam się za wszelką cenę powstrzymać płacz, ale kilka łez i tak uciekło z moich oczu, spływając leniwie po policzkach.

- Hej, Elisabeth, spokojnie... - powiedział Lorenzo, siadając koło mnie i kładąc dłoń na ramieniu - Opowiedz wszystko, tylko spokojnie.

Przysunęłam się bliżej niego, by w końcu wtulić się w jego pierś tak, jakby był moim ojcem, a ja przerażonym dzieckiem, które boi się samo zostać w ciemnym pokoju i nie chce pozwolić mu odejść.

- Bo jak my wtedy na siebie wpadliśmy to on coś mówił, ale do było po włosku. Jedyne co zrozumiałam, to było merda. Był zły, prawie syczał przez zaciśnięte zęby. Ja... Ja myślałam, że to dlatego, bo był wściekły na mnie, ale co jak... jak to było z bólu? Później... później, jak zaczęłam zbierać nuty, które niósł i się rozsypały to on wtedy też zaczął je zbierać i... i on je zbierał jedną ręką, a drugą... Boże, Lorenzo, ja wtedy nawet nie zwróciłam na to uwagi. To wszystko moja wina.

- To był tylko wypadek Elisabeth, nie zrobiłaś tego specjalnie - powiedział cicho, delikatnie głaszcząc moje plecy.

- Ale ty nie rozumiesz! On jest pianistą. To tak... tak jakby mi ktoś nie pozwolił śpiewać przez dwa miesiące. To by było okropne. A on ma koncert. Co jak przeze mnie nie będzie mógł zagrać? Znienawidzi mnie jeszcze bardziej...

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

- Nic nie będzie dobrze! To.. to wszy...ystko moja wi... wina...

- Ciii... Nie płacz Elisabeth...

Bardzo chciałam nie płakać, ale... Tego wszystkiego było zbyt wiele. Łzy niemal bezwiednie zaczęły spływać po mojej twarzy, nie próbowałam ich nawet powstrzymywać. Może po prostu musiałam to z siebie wyrzucić, ten cały żal, smutek i poczucie winy. Lorenzo ciągle mnie przytulał, delikatnie kołysząc w rytm nieznanej mi melodii. Jego obecność była naprawdę pocieszająca, gdybym miała zostać teraz sama...

- Dlaczego on powiedział, że spadł ze schodów?

- Nie wiem, naprawdę nie wiem...

Wzięłam głęboki wdech, próbując się nieco uspokoić. Po wypłakaniu całego bólu w jego ramię czułam się lepiej, zdołałam uspokoić zamęt panujący w mojej głowie.

It's never too lateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz