Rozdział 11

121 14 6
                                    

     Obudziło mnie ciche pojękiwanie. Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam widok kompletnej rozpaczy i bólu, czyli to, co spodziewałam się dziś zobaczyć. Wszystkie dziewczyny przesadziły wczoraj z alkoholem, dziś miały okropnego kaca. Kerstin i Marie leżały na kanapie w komicznych pozycjach, obie również trzymały w ręku pustą butelkę wina. Ruth leżała na dywanie, pewnie musiała spaść z kanapy, albo ktoś ją zepchnął. Nannerl spała z głową na stole, pozycja, w jakiej leżała musiała być co najmniej niewygodna. Tylko ja spędziłam noc spokojnie skulona na fotelu, choć nieco bolały mnie plecy, ale przynajmniej poza tym dobrze się czułam. Gdy już chciałam się nad nimi zlitować i iść poszukać jakiś tabletek, drzwi otworzyły się, uderzając z hukiem w ścianę. Do środka niemal wskoczył Wolfgang, a na jego policzku dostrzegłam ślady szminki. Ach, właśnie... Przecież wczoraj był na balu z paniami Weber.

– Przestań tak hałasować – wyjęczała Marie, niespokojnie wijąc się na podłodze. – I wyłącz światło!

Zgodne mruczenie potwierdziło, że pozostałe dziewczyny chciały tego samego. Spojrzałam na Wolfganga, którego aż korciło, żeby wybuchnąć śmiechem.

– Wolfie, masz jakieś tabletki na ból głowy?

Pokiwał entuzjastycznie głową i pobiegł gdzieś, przewracając wszystko, co było w szafkach, robiąc przy tym niebotyczny hałas. Tak bardzo chciało mi się śmiać, szczególnie, gdy widziałam reakcję dziewczyn.

– Mam!

– Zamknij się! – zawołało niemal zgodnie kilka głosów.

Wolfgang spojrzał na nie zaskoczony, jakby lada chwila miał się obrazić. Wzięłam od niego leki i położyłam je na stole. Zasłoniłam okno i chwyciłam go za rękę, by bez słowa wyciągnąć go z pokoju.

– Masz jakieś plany na dziś? – spytałam, a on w zamian obradował mnie zamyślonym spojrzeniem.

– Muszę iść do pałacu – powiedział zasmucony.

– Mogę ci towarzyszyć?

Jego oczy rozbłysły niezwykłym szczęściem, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

– Oczywiście, że możesz! A... A co będziesz tam robić?

Zawsze zaskakiwały mnie jego reakcje i szybkie zmiany nastroju, czasami miałam wrażenie, że jest zbyt emocjonalny.

– Spróbuję się dowiedzieć, jakie piosenki mam śpiewać, może uda mi się z kimś porozmawiać, a resztę czasu będę mogła spędzić, towarzysząc ci.

Ten pomysł podobał się zarówno mu, jak i mi. Pamiętając o tym, co wczoraj opowiadały mi dziewczyny, wiedziałam, że miałam z kim porozmawiać. Przede wszystkim chciałam poznać maestro Glucka, domyślałam się, że był jednym z ludzi, którzy sprawowali wczoraj opiekę nad muzykami, więc może on mógłby mi powiedzieć, jaką dokładnie rolę będę pełniła w tym koncercie.

Do pałacu było dość daleko, toteż byłam niezmiernie zaskoczona, gdy okazało się, że jesteśmy już na miejscu.

– Wolfgang, Wolfgang!

Z pałacu wybiegł jakiś mężczyzna, biegnąc w naszą stronę z plikiem kartek. Miał duże oczy i piękny uśmiech. Spod jego białej peruki wystawało kilka niemal złotych pasem włosów.

– Hans, co się stało?

O ile dobrze pamiętałam, to właśnie nad nim wczoraj bardzo rozmarzały się dziewczyny. Nie mogłam im zaprzeczyć, on naprawdę był bardzo przystojny.

– Przecież dzisiaj są próby do opery, zapomniałeś? – spytał rozbawiony.

Przerażenie, jakie zobaczyłam na twarzy Wolfiego, potwierdziło podejrzenia Hansa. Naprawdę, tylko on był w stanie zapomnieć o czymś tak ważnym.

– Masz nuty i idź, a ja za chwilę do ciebie dołączę!

Wręczył Wolfgangowi kartki, a ten od razu pobiegł w kierunku pałacu.

– Elie, spotkamy się później, prawda? – zawołał, nagle stając w miejscu.

– Oczywiście!

Po chwili zniknął za drzwiami.

– Bardzo miło mi ciebie poznać – powiedział młody mężczyzna, uśmiechając się szarmancko w moją stronę. – Jestem Hans Nitsche. A ty piękna damo?

– Elisabeth Blanc, mi również jest miło ciebie poznać.

Uścisnęłam jego dłoń na powitanie, a on, znajomym mi już gestem, pocałował mnie w knykcie. Jednak w jego wykonaniu ten gest zdawał się być szczerszy niż ten, którym obdarował mnie wczoraj Emilio.

– Panie Hansie, wie pan może, gdzie mogłabym znaleźć maestro Glucka?

– Mogę cię tam zaprowadzić – zaproponował, obdarowując mnie uśmiechem. – I proszę, mów do mnie po imieniu.

– Dobrze, Hans.

Weszliśmy do pałacu, gdzie znowu panował mały zamęt, miejsce zdawało się ponownie ożyć. Wczorajszy dzień musiał być zapewne wyjątkiem, spowodowanym konkurencją między muzykami. Przez chwilę błądziliśmy korytarzami, aż w końcu Hans stanął przed jednymi z wielkich, dębowych drzwi.

– Do zobaczenia później, Elisabeth – powiedział.

Nim odszedł, uraczył mnie szarmanckim uśmiechem. Teraz zostałam sama, w chwilowym przypływie odwagi zapukałam do drzwi.

– Proszę! – zawołał ze środka nieco zachrypnięty głos.

Wzięłam głęboki wdech i weszłam do pokoju, gdzie od razu przywitał mnie miły uśmiech starszego mężczyzny, który siedział przed fortepianem i przeglądał sterty nut.. Wstał i podszedł do mnie, wyciągając dłoń na powitanie. Uścisnęłam ją, nieco nieśmiało i obdarowałam go zaciekawionym spojrzeniem.

– Panienka Elisabeth Blanc, prawda? – spytał, wskazując dłonią na fotel przed biurkiem.

Usiadł po drugiej stronie biurka, więc i ja zajęłam swoje miejsce w jedynym stojącym na przeciwko fotelu.

– Co panienkę do mnie sprowadza?

– Bo ja się chciałam dowiedzieć... chodzi mi o koncert – powiedziałam, gdy w końcu udało mi się sprecyzować moje myśli.

Mężczyzna zaśmiał się, zapewne z mojego zakłopotania.

– Ach, właśnie... Wczoraj uciekłaś dość szybko, nie zdążyłaś się nawet zapoznać z twoimi utworami– powiedział, a na jego twarzy ciągle malował się szeroki uśmiech.

Dziewczyny miały rację, był naprawdę miłym człowiekiem.

– Niestety, teraz nie mam twoich nut, ale jeśli byś chciała je zobaczyć, to czy mógłbym cię prosić o przysługę?

– Oczywiście – odpowiedziałam, ciesząc się, że będę mogła jakoś mu pomóc.

– W takim razie, jeśli mogła być udać się do pokoju, na samym końcu tego korytarza, ostatnie drzwi po lewej i poprosić o nuty piosenek dla Adeli, gdyż to ją zastępujesz, Emilio i Carli? Oczywiście, o ile będzie mógł ci je dać.

Ciągle uśmiechnięta wyszłam z pokoju, by zgodnie z instrukcjami znaleźć się przed kolejnymi drzwiami, również dębowymi, jak wszystkie w tym korytarzu. Nim zapukałam, usłyszałam kilka dość głośnych akordów, jakby ktoś w złości uderzył pięścią w klawisze pianina, by po chwili ciszy zacząć coś grać.

– Proszę!  

It's never too lateΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα