– To jest naprawdę długa historia, ale... muszę zacząć od początku, żebyś wszystko zrozumiała – szepnął słabym głosem i westchnął cicho, jakby nie wiedział, co dokładnie miał powiedzieć. – Miałem piękne dzieciństwo, wiesz? Całe dnie spędzałem bawiąc się z moim rodzeństwem pod czujnym okiem mojej matki – powiedział i uśmiechnął się delikatnie, nostalgicznie, choć w jego oczach już po chwili rozbłysły łzy. – Ale wszystko się zmieniło, kiedy powiedziałem rodzicom, że chcę zostać muzykiem. Matka, choć nie pochwalała mojej decyzji, zaakceptowała ją, ale ojciec... on zawsze powtarzał mi to samo, że nie dam rady, że nie mam do tego talentu, że się nie nadaję. Tylko jedna osoba wspierała mnie przez ten czas, mój brat Francesco, który nauczył mnie całej teorii muzyki, a później zapisał mnie na lekcje gry do lokalnego organisty. Robiłem wszystko, żeby mój ojciec także mnie docenił, ale nic to nie dawało. Pamiętam, jak pewnego dnia pokłóciłem się z nim i z matką, która wtedy pierwszy raz stanęła po jego stronie...

Przerwał na moment i zamrugał oczami, chcąc się pozbyć łez, które napłynęły mu do oczu. To był pierwszy raz, kiedy widziałam, jak płakał, ale wiedziałam, jak wstrząsająca musiała być dla niego ta historia; on jeszcze o tym nie wiedział, ale znałam niektóre jej elementy.

– Następnego dnia już nie żyli – szepnął, a jego słowa przez chwilę zagłuszył cichy szloch. – Zginęli w wypadku, osierocając mnie i całe moje rodzeństwo. Przez ten cały czas nie mogłem sobie wybaczyć tego, że nie zdążyłem się z nimi pogodzić, że umarli nie słysząc moich przeprosin, słów skruchy...

Znów zamilkł, ale tym razem pod wpływem zbyt silnych emocji; domyślałam się, że pierwszy raz opowiadał komuś historię swojego życia, a była ona naprawdę okropna i przerażająca... zastanawiałam się, jakbym ja się czuła na jego miejscu. Co prawda też nie miałam ojca, ale ja nawet go nie poznałam; miałam za to matkę i mnóstwo ludzi, którzy się mną opiekowali.

– Wszystkich nas rozdzielono, zostałem całkowicie sam... Miałem wtedy zaledwie trzynaście lat, byłem dzieckiem i naprawdę nie wiedziałem, co miałem zrobić... więc uciekłem, po prostu uciekłem. Do jakiejś wioski w Austrii, zupełnie nie znając języka, nie mając nawet pieniędzy. Przygarnął mnie jakiś mnich, który zabrał mnie z powrotem do Włoszech, a niedługo potem zostałem podopiecznym pana Giovanniego. Nie znałem go, ale jak się później okazało, on znał mojego ojca. Kiedy dowiedział się o moich planach, postanowił pomóc mi je zrealizować. Znów jeździłem na lekcje do organisty, a kiedy ten zmarł, do jednej z śpiewaczek operowych – powiedział cicho i uśmiechnął się delikatnie, choć w tym geście nie było ani odrobiny radości, a niesamowity smutek, zupełnie jakby sam chciał pocieszyć się tym gestem. – I to wtedy po raz pierwszy spotkałem pana Gassmanna... był pod wrażeniem mojego talentu i postanowił, że zabierze mnie do Wiednia. Na początku myślałem, że sobie ze mnie żartuje, ale on naprawdę to zrobił. Nie tylko przygarnął mnie i wychowywał, jak własnego syna, ale także opłacił wszystkie moje studia muzyczne. Zabrał mnie kiedyś do kościoła, gdzie poświęciłem całą swoją naukę, całą swoją twórczość i muzykę Bogu... to właśnie wtedy dostałem od niego ten krzyżyk, który mi ukradłaś - odparł, a widząc zakłopotanie na mojej twarzy, uśmiechnął się nieco.

– Przepraszam, nie wiedziałam, że on tyle dla ciebie znaczy... – wymamrotałam tylko i rozwiązałam rzemyk; po chwili namysłu założyłam go na szyję Antonia, kładąc nieco podrapany krzyżyk na jego piersi.

Widziałam, że wzruszył go ten gest - w jego oczach pierwszy raz widziałam tyle ciepła i wdzięczności, choć tylko przez moment, bo kiedy tylko przypomniał sobie o naszej rozmowie, natychmiast wyparły je smutek i okropne cierpienie.

– Pewnego dnia zabrał mnie do pałacu i poprosił, żebym coś zagrał. Wiedziałem, że mojej muzyki słuchało kilka osób, ale nigdy bym się nie spodziewał, że wśród nich był także sam cesarz – szepnął, na moment uśmiechając się dumnie. – Był pod wielkim wrażeniem, wiesz? Zaproponował, żebym mógł przychodzić do pałacu, kiedy tylko chciałem... Byłem zachwycony, naprawdę zachwycony, że wszystko się tak potoczyło, znów odzyskałem sens życia, który wtedy utraciłem, znów zacząłem dzielić się z ludźmi moją radością, moją pasją do muzyki... Zacząłem komponować, choć moje pierwsze dzieła nie odnosiły wielkich sukcesów, każde kolejne było coraz bardziej znane, coraz bardziej udane. I wtedy, kiedy myślałem, że już wszystko będzie dobrze, pan Gassmann umarł. Tak po prostu, znów zostawiając mnie samego... – wyszeptał, z każdą chwilą szlochając coraz głośniej, ale wiedziałam, że nie mogę mu przerywać, że musi w końcu to z siebie wyrzucić. – Byłem załamany, zupełnie nie wiedziałem, co mam zrobić... rozpaczliwie szukałem towarzystwa ludzi, bałem się, że znów zostanę zupełnie sam... i wtedy spotkałem Therese.

It's never too lateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz