-Znałam - powiedziałam, ale ona położyła mi palec na ustach, chcąc jeszcze na chwilę powstrzymać mnie od przemówień.

-Czyli to dlatego wróciłaś? Chcesz znaleźć ojca twojego dziecka?

-Kerstin, czy ty naprawdę uważasz, że przespałam się z tyloma osobami, że teraz muszę szukać tej właściwej? - spytałam ironicznie, a gdy tylko to usłyszała, jej twarz kolorem upodobniła się do dorodnego buraka. - Wiem, kogo szukam i to właśnie z nim chciałabym się spotkać.

-Mam trzy pytania. Kto to jest, jak to jest możliwe i dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś? - zawołała oburzona, zakrywając twarz szalikiem, żebym nie mogła już dłużej szydzić z jej rumieńców.

-Nic ci o tym nie powiedziałam, bo sama dowiedziałam się o tym niedawno - mruknęłam i uśmiechnęłam się nostalgicznie, choć poczułam, jak po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. - Uprzedzę twoje pytanie, tak, to jest możliwe. Choć sama nigdy bym się tego nie spodziewała, była taka noc, kiedy otumaniona alkoholem zupełnie straciłam świadomość tego, co się dzieje, że wylądowałam w łóżku, a kiedy obudziłam się rano, naprawdę nie podejrzewałam, że w nocy do czegoś doszło.

-Nie odpowiedziałaś na najważniejsze pytanie.

-Kto to był, tak? - zachichotałam i westchnęłam cicho; tym razem odwróciłam się w stronę okna i uważnie przyjrzałam szybującym po niebie ptakom. - Salieri.

-Co? Nie, nie, nie, nie, nie... Elisabeth, w coś ty się wpakowała! - zawołała i chwyciła mnie za ramiona na tyle mocno, że obróciła mnie w jej stronę; pochyliła się nade mną ciągle w zaprzeczeniu kręcąc głową. - Proszę powiedz, że to jest jakiś zły żart.

-Dlaczego?

-Och Elie... ty nawet nie wiesz, jaki on teraz jest - powiedziała poważnie i położyła dłonie na moich policzkach; po chwili przysunęła się na tyle blisko, że uderzyła czołem o moje i spojrzała mi prosto w oczy. - Niebezpieczny. Naprawdę niebezpieczny. Krążą nawet plotki, że uczestniczył w jakimś spisku czy czymś tam podobnym, ale do tej pory tego nikt mu nie udowodnił. Wiem, zaraz spytasz, co jest aż takiego niebezpiecznego w zwykłym spiskowaniu? W tym miesiącu ktoś zamordował trzech młodych muzyków. Nie mówię, że zrobił to osobiście, ale dużo ludzi uważa, że to on to zaplanował, żeby pozbyć się konkurencji... ach, chwała Bogu, że Wolfgangowi nic się nie stało, ale odkąd musi częściej przebywać w pałacu, naprawdę się o niego boję.

-Kerstin, czy ty zawsze musisz wierzyć plotkom? - spytałam poirytowana, choć jej słowa naprawdę mnie zaniepokoiły, w końcu Lorenzo także mówił mi o tym, jak bardzo on się zmienił... czyżbym więc przyjechała już za późno?

-Nie każdym, ale tej na pewno. Jeśli naprawdę chcesz do niego iść, to uważaj na siebie. I pod żadnym pozorem nie zostawaj z nim na osobności-

Jej słowa przerwało głośne pukanie do drzwi; wstałam szybko z łóżka i otworzyłam je, a już po chwili do środka wszedł Hans z dwoma kubkami ciepłej, jeszcze parującej herbaty. Postawił je na stoliczku koło łóżka i uśmiechnął się troskliwie w stronę mojej przyjaciółki, która ponownie zaczęła odgrywać rolę ciężko chorej, a robiła to na tyle dobrze, że byłam pewna, że nikt niczego się nie domyśli.

-Elisabeth... proszę, zrób to dla mnie... wiem, że jest już późno, ale do pałacu nie jest daleko, a to dla mnie naprawdę ważne... - szepnęła, a ja zmusiłam się, by nie pokazać zaskoczenia; dopiero po chwili zrozumiałam, że tak naprawdę daje mi wymówkę, bym mogła spotkać się z Salierim. - Hans, mógłbyś ze mną zostać? Nie chcę być tu sama... - powiedziała, kiedy tylko on wstał i podszedł do mnie; choć nie wiem, jak tego dokonała, pokiwał tylko głową i usiadł na taborecie koło jej łóżka.

Nie słuchałam, o czym zaczęli rozmawiać; zeszłam do salonu i wystarczyło tylko, że spojrzałam na Lorenzo, a on od raz domyślił się, że nadszedł już czas, aby wybrać się do pałacu. Nic nie mówiąc podał mi mój płaszcz, ubrał swój i wyszedł na dwór, gdzie czekał już za nami powóz. Nim do niego wsiadłam, ubrałam jeszcze ciepły szal, w końcu teraz musiałam zacząć dbać o swoje zdrowie; kiedy ruszyliśmy poczułam, jak drżą mi ręce. Zaczynałam się denerwować i choć nie wierzyłam słowom mojej przyjaciółki, z każdą przejechaną sekundą niepokoiły mnie one coraz bardziej. Lorenzo, widząc strach w moim spojrzeniu, chwycił mnie za dłonie i uśmiechnął się troskliwie.

-Zobaczysz Elisabeth, jeszcze wszystko się ułoży... - szepnął pocieszająco i spojrzał mi prosto w oczy.

Niepewnie odwzajemniłam uśmiech, choć wiedziałam, że nie był to do końca szczery gest i wyjrzałam przez okno. W oddali już widziałam pałac cesarski...

________________________________________________

Czy jest tutaj ktoś, kto się za mną stęsknił przez tak długą nieobecność? (tak wiem, zła ja nie wstawiłam już długo żadnego rozdziału :C )

Ma ktoś może jakieś pomysły/teorie, jak będzie wyglądała rozmowa Elisabeth i Salieriego, skoro nie widzieli się już tak długo?

It's never too lateWhere stories live. Discover now