– Ale przytulać lubisz się ciągle – odparł kąśliwie, owijając mnie ramieniem.

– Oczywiście!

– Ciągle nie mogę przyzwyczaić do ciebie, takiej niezwykle cichej.

– Będziesz musiał – powiedziałam złośliwie. – Ale nie martw się, nieraz mam takie dni, kiedy nie mogę się opanować.

Uśmiechnął się szeroko. Nagle powóz gwałtownie się zatrzymał i pewnie, gdyby nie jego ramię pewnie spadłabym z siedzenia.

– Dziękuję – mruknęłam, uśmiechając się słodko – Jestem zbyt chuda, żeby utrzymać równowagę. I lekka.

– Nie jesteś zbyt chuda – zaśmiał się Willy. – Jeśli przystoi mi to powiedzieć, masz idealną figurę. I to samo powie ci każdy przedstawiciel mojej płci, bo z ust zazdrosnej kobiety tego raczej nie usłyszysz.

– Idealną figurę? – spytałam, uśmiechając się ironicznie, lecz mimo to i tak czułam, że się rumienię – Czyżbyś coś sugerował?

– Co? Nie, nie, źle mnie zrozumiałaś – zachichotał, choć, gdyby mógł, pewnie wybuchłby śmiechem. – Ja po prostu stwierdzam fakty, masz zgrabne ciało i temu nikt nie zaprzeczy, nawet ty.

– Ja się tylko dziwię, czemu ciągle nie znalazłeś sobie żony – odpyskowałam, uśmiechając się złośliwie.

– Powiem ci szczerze, ja też.

– Jesteś bardzo skromny – mruknęłam ironicznie, wysiadając z powozu.

     Gdy zobaczyłam budynek, przed którym stałam, wmurowało mnie w ziemię. Był olbrzymi, piękny, przesadzony pod każdym możliwym względem, a za razem cudowny.

– Wow – wydukałam po chwili, gdy jednak postanowiłam ruszyć przed siebie.

To miejsce wydawało się być jakby nierealne, zupełnie przerastało moje oczekiwania. Podążyłam za Wilsonem, trzymając się trochę w jego cieniu, nie chcąc zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi.

     Błądziliśmy chwilę korytarzami, odprowadzana wzrokiem obcych oglądałam obrazy wiszące na ścianach. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczynałam się nieco denerwować. Żeby poruszać się po tym miejscu zupełnie swobodnie będzie musiało pewnie minąć trochę czasu.

– Gotowa?

– Oczywiście.

Otworzył drzwi, zza których już wcześniej dobiegały jakieś ożywione rozmowy.

– Dobrze, zaczynamy! Trzy, dwa...

– Wolfgang!

Odwrócił się w naszą stronę, nieco zaskoczony, że ktoś mu przerwał. Gdy tylko mnie zobaczył, momentalnie do mnie podbiegł i przytulił tak mocno, że zaczęło brakować mi powietrza.

– Elisabeth! Jak ja się za tobą stęskniłem! – zawołał, całując mnie na powitanie i uwalniając z uścisku.

Tak, to był jego ulubiony sposób witania się ze ludźmi, zupełnie nie krępowało go to, że obserwowali nas wszyscy zgromadzeni na sali.

– Przepraszam, że pytam, ale... wpadłeś do worka z brokatem? – zaśmiałam się cicho.

Jego ciemnoróżowy frak cały obszyty był cekinami, błyszczał się jak gwiazdy na niebie, podobnie jak makijaż wokół oczu. Jego włosy koloru, którego nigdy nie potrafiłam określić, ni to blond, ni to brązowe, we wszystkich ich możliwych odcieniach, odstawały we w każdą stronę, tylko pojedynczy kosmyk, po lewej stronie jego twarzy, dłuższy od wszystkich innych, układał się w ładną falę, zdającą się spływać wzdłuż policzka. Odkąd widziałam go ostatni raz bardzo się zmienił... tak, bardzo. W niemal niczym nie przypominał tego Wolfganga, którego pracował u Colloredo. Teraz znowu widziałam radość emanującą z jego oczu, żywiołowość gestów i zachowania.

– Ach! Właśnie! Musisz przyjść do nas dzisiaj na kolację! Obiecałem Nannerl, że przyjdziesz i...

– Dobrze Wolfie, oczywiście, że przyjdę!

Zawsze bawiła mnie jego spontaniczność, nie lubił ukrywać przed ludźmi swoich emocji, co nieraz upodobniało jego zachowanie do małego dziecka.

– Wiesz, że teraz już możesz wrócić do zajęcia, które przerwałeś?

Pokiwał głową, a na jego twarzy znowu pojawił się szeroki uśmiech. Pobiegł w kierunku muzyków i niemal wskoczył na krzesło na podwyższeniu, z którego musiał mieć dobry widok na wszystko. Zaklaskał w dłonie, by zwrócić uwagę i zaczął machać rękoma w powietrzu, a po chwili każdemu jego ruchowi zaczęła towarzyszyć piękna muzyka. Wiedziałam, że próby potrwają długo, dlatego usiadłam na jednym z krzeseł ustawionych w kącie i oparłam głowę o ścianę. I tak, w ciszy i skupieniu zaczęłam się przysłuchiwać tej pięknej grze instrumentów i głosów.

It's never too lateWhere stories live. Discover now