59. queens don't cry ✅

13 1 0
                                    

Nie będę się tłumaczyć z tego rozdziału bo naprawdę, sama się dziwię, co tu się w ogóle zadziało. (Tak się kończy pisanie przed północą i pomysły spod prysznica)

Wyjeżdżam z garażu i pędzę pod podany adres. Gdy napisał do mnie Ardus, byłem w szoku, w końcu myślałem, że mnie nie cierpi, jednak sprawa okazała się poważna.

Zerwał z Koidu. Albo ona z nim. A potem, mądra Aav po szkodzie, topiła smutki w alkoholu.

Nawet mnie to nie dziwi.

Jestem pod klubem kwadrans później; nie kojarzę tej dzielnicy, ale jakoś trafiłem. Ardus czeka na zewnątrz, a obok Koidu, jak zawsze w conversach, kurtce i tym razem porządnie pod wpływem.

- Dzięki, że jesteś, wybacz, że o takiej godzinie... - rudy urywa i wzdycha ciężko. Koidu ledwo kontaktuje.

- Nie przejmuj się i nie ma sprawy - zapewniam zaraz - Nie pierwszy raz odbieram ją z imprezy.

- I pewnie niestety nie ostatni. - znów wzdycha. Otula się ramionami, lecz nie z zimna, a chyba z żalu.

- Podwieźć cię? - zagaduję; smutno przytakuje. - Aav, pakuj się, wracamy do domu. - Koidu mamrocze coś pod nosem, ale wsiada na tył. Chociaż tyle, przynajmniej obyło się bez dyskusji.

Ardus siada z przodu, a Koidu po chwili śpi jak suseł; może, gdy dojadę pod jej mieszkanie, będzie w lepszym stanie i ta drzemka dobrze jej zrobi. Co mu się dziwić, jest wpół do pierwszej w nocy.

- Co tam się zadziało? - pytam półgłosem, upewniwszy się, że Aav przysnęła.

- Wyszliśmy sobie z towarzystwem, tak po prostu, było pięknie i wspaniale, do czasu. - chłopak przenosi na mnie spojrzenie, do tej pory wlepione w ulicę za oknem - Stwierdziła, że mimo dobrych chęci nie dam rady jej"naprawić" i nie chce niszczyć mi życia. Powiedziałem, że wcale tak nie jest.

- Ale ona tkwiła przy swoim i nie dała ci szansy na zapewnienie, że zostaniesz, nie ważne co. - dopowiadam, a Ardus wygląda na zaskoczonego, że przeszliśmy przez to samo.

- Dokładnie tak. Twierdziła, że nie umie kochać i coraz bardziej przypomina ich ojca. Odparłem, że choć zawsze będą ludzie z którzy w nią wierzą, to nikt za nią walki nie podejmie, na co wyciągnęła pewien element z przeszłości.

- Przykro mi, znam to aż za dobrze w jej wykonaniu. Przykro mi, że postąpiła z tobą zupełnie tak samo - mówię, skręcając w bardziej zatłoczoną ulicę - Ale chyba sam wiesz, że tak robi i to dość często.

- Zawsze, gdy boi się zranienia. - przytakuje - Mimo wszystko się o nią martwię, bo to odpychanie wszystkich, których kocha, nie wydaje się jej pomagać. Nie przetłumaczysz tego. Próbowałem. 

- Wierz mi, ja też. Ale nie może się to odbijać na tobie - zauważam. Skończyliśmy tak samo, on też zobaczył w niej to, co najlepsze i po prostu miał dobre intencje. Szkoda, że to nie wystarczy.

- Na tobie też nie. Wszystko jest tak poplątane, tylko chyba tym jest miłość, zawarciem sojuszu, który nie zawsze wypali i okaże się błędnym posunięciem. Ale nie będę żałować.

Docieram pod jego dom; pamiętam, bo podwoziłem Saskię do Rainiego. Arduszgarnia torbę i uśmiecha się smutno; próbuje sam się podnieść na duchu po tym ciężkim wieczorze.

- Będzie dobrze. Kiedyś. - mówię, gdy wysiada - W końcu będzie łatwiej, chociaż trochę, prędzej czy później.

- Nie robi się łatwiej, to my stajemy się silniejsi - odpowiada i zostawia to we mnie istny szok, bo ma rację. - Napiszesz, jak ją odstawisz do domu?

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now