14. A z resztą, może wcale nie ✅

23 1 0
                                    

Kto myślał, że to będzie po prostu hate-to-love story, ten był w wielkim, ogromnym błędzie, musiałam im trochę wszystko skomplikować. 

Stawiamy się w korytarzu chwilę później; mama wita nas z wałkiem do ciasta w dłoni, jest nieźle wkurzona. Patrzymy z Koidu po sobie; mamy szansę to przeżyć w ogóle?

- B-były korki - zaczynam się tłumaczyć, próbując coś wymyślić, coś, co zabrzmi wiarygodnie i pozwoli nam uniknąć biegu przez istne pole minowe.

- I trochę nam zajął ten trening - dodaje Koidu, oby teraz mama uwierzyła...

- Przy czym zdążyliśmy się po drodze troszkę rozgadać... - paplam dalej, ale chyba widać, że to po prostu był ciężki dzień.

- ...i przy okazji poprzytulać trochę - dopowiada mama z cwanym uśmieszkiem, jakby wszystko doskonale wiedziała, jakby się domyślała, że wszystko się pokomplikowało - Czyli Koiduś, zostajesz na noc? - mama uśmiecha się jeszcze szerzej. Wyobraża sobie za dużo, jak zawsze.

- Jeśli to nie problem, nie wiem, czy mamke już mówiła, ale była drama i wolę się teraz nie pokazywać babci Agnesii na oczy przez następne wieki - odpowiada blondynka pokrótce, na co mama się śmieje.

- Tylko spokój ma być, bo jeszcze na moment wychodzimy. Nie rozpętajcie między sobą kolejnej wojny światowej i będzie dobrze.

***

Bez słów podpisujemy zawieszenie broni, choć żadne z nas nie wie, o co tak w ogóle walczymy. Toczymy bitwy o wszystko i nic, zawsze i nigdy, granica się już dawno zatarła. Wszystkie nasze obietnice leżą złamane u naszych stóp, choć z każdą wyprawą tworzą się nowe, prędzej czy później, dosięgnie nas zguba. Nawet nie wie, ile razy próbowałem się podnieść, ze względu na nią. Starałem się przynajmniej. Można się po niej spodziewać wszystkiego, ale przez tą niezmienność każdy element mojego świata jest na swoim miejscu, w tej drobnej, kolorowo szarej bańce, gdy już wydawało mi się, że wiem, co znaczy kogoś kochać, a jednak nie mam pojęcia o niczym.

Nawet nie wiem, kiedy przychodzi sen. Śni mi się wyspa, świat, w którym mógłbym zostać, świat, którego nigdy w rzeczywistości nie poczuję.

Budzę się z przeczuciem, że coś jest nie tak. Zerkam w bok; Koidu, cała roztrzęsiona, patrzy pusto przed siebie, udając, że wszystko jest w porządku. Patrzy na mnie smutnymi oczami, które na ogół nic nie wyrażają.

Bez słowa ją przytulam. Nie umiem pocieszać ludzi, ale mogę chociaż dać to, co zawsze podnosi mnie z ruiny.

- Niby wiemy, że powinniśmy być bohaterami własnego życia, a dajemy innym decydować, choć zasłaniają się czymś, co tak naprawdę ich nie obchodzi.

- Rzekomo naszym dobrem. - dopowiadam, a wtedy przez jej żal przebija się nutka zaskoczenia, bo chyba przez dość długi czas nie zauważyliśmy, że mamy bardzo podobne blizny. Ale żadne z nas nie umie mówić o uczuciach wprost, za to jesteśmy doskonali w udawaniu, żeby nikogo nie martwić.

- Przykre to, ale nie wiem już, co jest nadziejami innych, a co moimi myślami. - mówi, nie odsuwając się nawet na centymetr; nikt nie widział tej wrażliwszej, delikatniejszej strony Koidu Aav, nikt nigdy nie widział nas w załamaniu - Mam dość prób bycia "córką idealną", taką, która ma na siebie pomysł, którą wszyscy kochają... A jakoś wciąż nakładam maskę, na którą wszyscy się nabierają, choć czasami specjalnie pół nocy nie śpię, tylko leżę i czekam, aż pojawią się pierwsze promienie słońca, bo wtedy mogę pobyć chwilę ze sobą bez jakichkolwiek przykrywek.

- Nie jesteś z tym sama. - zapewniam, równie zraniony, co on - Jedynie nocą nie czujesz rozdarcia między codziennością, a czymś, co może kiedyś było tobą w stu procentach. Trzeba robić wiele wbrew sobie, żeby nie utonąć, żeby przetrwać.

- Zawsze wszyscy myślą, że tylko tak gadasz, że taki już jest czas dorastania, że przecież każdy przez to przeszedł i kiedyś ci minie. - dodaje ona, ale choć wciąż ma przeszklone oczy, ani jedna łza nie odważyła się wypłynąć. - Chociaż czasami nie ma zbyt wielkiego powodu, żeby tonąć w bólu, a jednak. Nikogo, a już na pewno nie siebie samą, nie obchodzi, że nie masz już siły, musisz, bo nie masz wyboru. Ale przy tobie jakoś czuję, że jest inczaej.

- Ja też. Może jednak coś jest w tych bratnich duszach. Spotykamy ludzi nie bez powodu.

- Może, gdyby słyszeli nasze niewypowiedziane myśli... A z resztą, może wcale nie. Ale myślenie w ten sposób, "byle przetrwać", wcale nie jest okej. - mówi; obydwoje walczymy ze sobą.

- Niby to wiemy, a wciąż się wyniszczamy.

- Na końcu życia i tak nic z tego nam nie zostanie, więc fajnie by było wyciągnąć jak najwięcej, póki możemy. Jeśli w ogóle jeszcze możemy – dodaje nieco ciszej.

- Można gadać, że są ludzie, którzy mają gorzej, że są tacy, którzy nie mają siły rano wstać z łóżka... A kto powiedział, że ja tą siłę mam?

- Nie mamy też wyboru, bo co zrobisz? Podnosimy się, bo musimy.

- Nie ważne, że w środku jesteśmy jak meteoryty, które roztrzaskały się na ziemi. - po moich słowach zapada cisza, przerywana co jakiś czas tylko podmuchami wiatru na zewnątrz. Poza kontrolą wirujemy w chocholim tańcu pozorów i oczekiwań świata, który nas wychował. Powinniśmy być wdzięczni, że w ogóle żyjemy, my, którzy nie potrafimy docenić tego, co mamy, my, niewdzięcznicy, może powinniśmy, ale wcale nie chcemy tak żyć, przytłoczeni poczuciem winy, możemy tylko modlić się, żeby po ostatniej prostej było inaczej.

Wpatruję się w oczy, które widziały mnie w upadku z gracji, próbując być tym, kim byliśmy kiedyś, nie widząc, że istniejemy w życiu, a nie urokliwej, kolorowej baśni, które zawsze mają szczęśliwe zakończenie.

- Cieszę się, że jesteś. - wypalam, bez zastanowienia, bo to jedna z niewielu rzeczy, których jestem pewien. Wciąż nie potrafię powiedzieć, ile dla mnie znaczy, ale może tak już zostać.

- Ja też. Wiesz, że jestem beznadziejna w uczucia, ale też możesz zawsze przyjść pomstować na świat, nie musisz wiecznie próbować uszczęśliwić wszystkich.

Między wierszami dociera do mnie, wciąż żyjący wewnątrz mojej duszy dzieciak, który chciał tylko być przez chwilę dzieciakiem, czekał całe życie na te sześć słów. Czas. Coś, czego nigdy nikt nam nie dał.

Leżymy tak, aż zaczynamy ziewać, zegar wskazuje drugą w nocy. Leżymy tak obok siebie, aż nie pokona nas zmęczenie.

- Taevi?

- Hmmm?

- Mogę cię przytulić?

- Przecież wiesz, że zawsze odpowiedź jest taka sama. - uśmiecham się, gdy przyjaciółka wtula się w moją puchata bluzę i znów jesteśmy na tym samym gruncie.

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now