56. jesteśmy tylko i aż ludźmi ✅

9 1 0
                                    

Maj 2023

Wychodzę z sali; ostatni egzamin za mną. Nie wiem, jak się z tym czuć; przez ostatni tydzień dałem sobie luz, a teraz czekają nas najdłuższe możliwe wakacje. Nie popłynę z resztą na Nootamę, nie wrócę do miejsca, które niesie tyle wspomnień. Opuszczam szkolne mury, wiedząc, że nic mnie już tu nie trzyma, nawet Koidu. Mogę iść. A jednak nadal rozdziera mnie ta pustka w środku.

W holu widzę już Adelę, Henriego i Rikiego, który przyszedł jako nasze wsparcie; wczoraj był w japońskiej ambasadzie, pisać swoje egzaminy, oficjalnie postanowione, zostaje w Estonii, a jego rodzinę poznamy na koniec miesiąca.

Wróciwszy do domu i przebrnąwszy przez opowiadanie, jak poszła matura z historii, przesiaduję na ogrodzie ze swoimi myślami. Dorel spaceruje przy grządkach nucąc pod nosem i nie zaprzeczę, chcę po prostu mieć na nią oko. Ruda z uśmiechem układa dłoń na brzuchu; nie mogę uwierzyć, że ona i Chris lada moment zostaną rodzicami.

Czyste niebo zdaje się zwiastować nowy początek. Zastanawiam się, czy rzeczywiście będzie lżej. Chciałbym zacząć od nowa, gdy już wylądujemy z Ehą w Korei - będziemy mieli tylko siebie, nikt inny nas nie będzie znał, wszystko będziemy budowali sami. No, prawie. Koidu dołączy do nas na koniec roku, ale i tak, rozpoczniemy zupełnie inne życie. Błękitnooki zawsze będzie moją najbliższą przyjaciółką, bo nie chcę, żeby jeszcze to nam przepadło.

Zastanawiam się czasami, czy tęsknię za nią, czy bardziej za wspomnieniami z nią związanymi. A może chodzi o jedno i drugie, nie mam już pojęcia.

Dorelcia przystaje i zgina się w pół. To żem wykrakał. Biegnę do niej, działając jak z automatu; podtrzymuję ją w drodze ku drzwiom, a gdy nie jest w stanie iść dalej, biorę ją na ręce i wpadam do środka, drąc się "CHRISTIANIE OLAFIE BARTOSZU KALLASTE, MIGIEM TU, PIORUNEM!", że słyszą wszyscy na górze; Chris i mama są pierwsi, od razu się domyślają.

- Tähti, kluczyki! - woła mama - Bierz Rikiego i Edvina, prędko! Katiuś, Hans! Budźcie Olafa, Koidunia, otwieraj już bramę! - zarządza, jako jedyna myśli w miarę jasno. - Chris, torba! Tae, z Relcią do Ferrari!

Prowadzi Titi, a ja siedzę z tył z Dorel i Christianem. Na szczęście z naszej ulicy do szpitala jest dość blisko i docieramy w dziesięć minut. Trzymamy Dorelcię za ręce i choć milczy, zagryza wargi do krwi. Chciałbym jej jakoś powiedzieć, że będzie dobrze, ale w danym momencie nie mogę znaleźć odpowiednich słów.

***

Dorel wygląda na wycieńczoną, ale się uśmiecha, gdy patrzy na synka.

- Cześć, skarbeńku. Witaj w rodzinie. - przytula małego. Chris wyciąga dłoń do małego, a ten chwyta jeden z palców; bratu lecą łzy z oczu, tak jak i nam wszystkim.

Mały ma szare oczy po nim, ale tak to skóra zdarta z Relci. Przytula się do niej, przymykając powieki. Ósmy maja, czternasta, zostałem wujkiem drugi raz i nie mogę się nacieszyć.

- Edvin, zobacz, to twój kuzyn - mówi mu Tähti.

- Cemu jest taki mały? - Edvin przygląda się z zaciekawieniem.

- Każdy taki był - odpowiada mu tata - Jak podrośnie, będziecie mogli się razem bawić.

- Jej! A jak ma na imię?

- Mattias. W skrócie Madis - mówi Chris. - Tradycjom rodzinnym stało się zadość, na drugie ma Christian, na trzecie Olaf i Hans na czwarte.

Nasi ojcowie uśmiechają się od ucha do ucha; ciocia Kaire robi pierwsze zdjęcia, a mama, przytulona do taty, zalewa się łzami wzruszenia. Mnie samemu zbiera się na emocje, Koidu też wygląda, jakby miała się rozpłakać.

Like Hate LoveDonde viven las historias. Descúbrelo ahora