22. Twinkle, twinkle, where's the star ✅

17 2 0
                                    

Milczenie. Już się przyzwyczaiłem. Przez moment łudziłem się, że będzie inaczej. Teraz już przetarłem oczy, już widzę, że czasami ludzie się nie zmieniają, bo nie muszą.

Ledwo wchodzę na stołówkę i już leżę na zimnych płytkach. Oczywiście, że Leho, nikogo już to nie dziwi. Henri mówi mu, żeby odpuścił, ale to na nic. Przyzwyczaiłem się już.

- Co takiego Koidu w tobie widzi? - wypala z tym pytaniem, nie oczekując nawet odpowiedzi - Nagle zaczęła cię bronić i jak któryś coś powie, tak kończy - wskazuje na swoje podbite oko. Jak już się pozbieram, znajdę ją i, i... I nie wiem, co ale tak dalej nie będzie, nie może się bić z przyjaciółmi z mojego powodu. Często rozwiązuje problemy pięścią, bo inaczej nie umie, ale donikąd to nie doprowadzi.

- Co tu się... Któremu przyłożyć?!

Słysząc Koidu, zaraz zbieram się z podłogi i udaję, że nic się nie stało. Nie zamierzam dokładać jej kumplom kłopotów. Gdzieś w tle Robin mamrocze pod nosem "Here we go again" i nie sposób się nie zgodzić, bo sytuacja jest beznadziejna.

- Nie możesz się bić z mojego powodu i już - oznajmiam stanowczo, a dookoła przebiegają szepty. Nikt wcześniej nie powiedział "królowej", co jej wolno, a co nie.

- Powinnam była to zrobić już dawno - odpowiada, jakby nie widział problemu.

- Nie widzisz naprawdę, jaka to hipokryzja? To tak nie działa - mówiąc to wiem, że się pogrążam i każde słowo może wykopać dołek między nami. Jak zawsze z resztą. W każdego rodzaju błękicie można tak utonąć, ale ja już dobiłem najgłębszego dna.

- Jakkolwiek nie próbuję, coś jest nie tak i masz do mnie jakiś problem, zdecydowałbyś się w końcu. - krzyżuje ramiona i wiem, że tak tego nie zostawię. Postawię na nas kropkę, bo tak to czasami bywa w życiu.

- Mówisz mi, że mam dorosnąć, ale może sama powinnaś - wypalam i wybiegam, gdy tylko dociera do mnie waga tych słów. I okropny żal, bo moja przyjaciółka tak naprawdę musiała dojrzeć za wcześnie.

Szkolna łazienka widziała chyba wszystkie moje załamania. Pozwalam sobie rozbić się na coraz więcej kawałków, w porządku, nie istniało nic innego. Zawsze tylko upadałem. Nie potrafię dać sobie wizji pełnej kolorów, tak dobrze przystosowałem się do ciągłego bólu. Zdaje się, że nie pamiętam innej rzeczywistości. Nie dam rady wydobyć wspomnienia czegokolwiek odmiennego.

Osuwam się na podłogę, a reszta świata dookoła jest tylko marną mgłą. Odpływam w zapomnienie i gorycz, rozdrapując stare rany. Kryję twarz w dłoniach i czekam, aż mój płacz ucichnie. Jak motyl, resztka płomienia dawno odfrunęła w pustkę.

Pozwolenie sobie na łzy to dla mnie ogromny wyczyn. Zbyt wiele razy słyszałem rzeczy w stylu „nie bądź baba", „chłopaki nie płaczą", „nie mazgaj się" - większość autorstwa mojego ojca. Nie zawsze jest tak łatwo mieć „przeciąg w uszach", tak, jak Koidu.

Po co nam obietnice, skoro i tak roztrzaskają się na maleńkie odłamki? Słowa to jedna z potężniejszych broni, jeśli nie najsilniejsza, a wszyscy jakoś rzucają je na wiatr. Może dlatego milczenie jest złotem.

Spadam. Prosto w ogień. Bardzo długo panuje ciemność. Brakuje mi powietrza. Nie wiem, czy są to sekundy, minuty, czy godziny, ale w końcu dociera do mnie światło. Czeka mnie kolejny skrawek czasu, pełen udawania, że wszystko jest w najlepszym porządku. Udawania, że wszystko wcale nie posypało się na kawałki. Musiałem poczuć, że ją tracę, by siebie skleić we względną całość. Zawsze szliśmy w ciemność, na ślepo, bez pewności. Kiedyś rozświetlimy ten mrok, ale to jeszcze nie dzisiaj.

Rozpłynąwszy się w swojej nicości, zbieram się w coś, co kiedyś było migoczącą, gładką jak aksamit taflą. Idę korytarzem, ale wszyscy już wiedzą, co miało miejsce na stołówce. Wyglądałem gwiezdnych diamentów, myśląc, że kiedyś będę jednym z nich... Na głupotę lekarstwa jeszcze nie stworzyli.

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now