12. Miała być abstrakcja✅

20 1 0
                                    

Sobota, wyspa Nootamaa, a więc wszystko jest bardzo kolorowe. Siedzimy i robimy lekcje. Okno w moim pokoju wychodzi na tą stronę, z której widać bezkresny ocean. Nootamaa to najmniejsza wyspa estońska, więc otoczona tyloma wodami i innymi wyspami, zdaje się być jeszcze bardziej mikroskopijna.

Nasi rodzice siedzą w salonie i oglądają wiadomości, a my musimy tu zakuwać. Co za niesprawiedliwość.

- Co ten Magaman sobie wyobraża? - Koidu wzdycha, podnosząc wzrok znad zeszytu od matmy. Umilamy sobie czas piosenkami płynącymi z mojego telefonu, wyjątkowo włączyłem playlistę inną, niż ta z kpopem.

- Mógłby odpuścić, chyba może się nad nami zlitować, sto stron to lekkie przegięcie - dodaję, wystukując kolejne cyfry na kalkulatorze.

- Chociaż w sumie to nie trzeba Magamana, żeby paść, moja grupa ma we wtorek sprawdzian z ruskiego - znowu wzdycha. Tak, jak ja nie przepadam za niemieckim, tak ona nie trawi też rosyjskiego.

- Z czego dokładnie?

- Jakieś tam pitu pitu o pogodzie i porach roku, nic nie umiem, oczywiście - uśmiecha się, w sposób, na który człowiek się nie przygotuje. Te popołudnia, gdy ślęczymy nad podręcznikami, są piękne, doprawdy. - Wiem, załamuję cię znowu, nic nie poradzę na to, że nie ogarniam niczego.

- Nauczę cię, jakoś to będzie, od tego mnie masz – zauważam. Piosenka w tle zdaje się doskonale oddawać moje poplątane uczucia nostalgii, zauroczenia i żalu.

- No i co ja bym bez ciebie zrobiła?

***

Widać już port w Tallinie. Przystaję przy barierce, nucąc od nosem któryś kawałek NMIXX. Obok mnie Koidu gada z Leho, a Christian z Dorel wylegują się na leżakach.

Spoglądam na przyjaciółkę, bo zostało nam kilka minut. Odtwarzam minione dwa dni, jak film, jak wizję, która nigdy nie nastąpi, ostatnie przytulenie, ostatni przebłysk czegokolwiek poza nienawiścią.

- Pewnie. Jasne, że pamiętam. Luz. A weź ty, wcale nie. Nara. - odrobinę wzburzona chowa telefon do kieszeni i wzdycha.

- Kto i czym zawinił? - pytam, gdy przystaje obok i spogląda w horyzont.

- Allan i Leho, znowu poszło o to samo. - odpowiada, ale nie wygląda na smutną - Myślą, że wiedzą wszystko, bo znamy się kilka lat, a jedyne, co mają, to pretensje i zdziwienie, czemu się z tobą zadaję. Są z nich debile, nie da się zaprzeczyć, ale moi debile. Nie chciałabym musieć wybierać. - dodaje z czymś na wzór żalu.

- Więc im to powiedz. Chyba nie zamierzasz całe życie sprawiać pozorów, że jest okej?

- Nie, ale... Chciałabym po prostu umieć połączyć te dwa światy.

Wołają nas, żebyśmy się zbierali, bo już dopływamy. Jednak to nie koniec.

- Pamiętaj tylko, że cokolwiek będzie, zawsze jestem. - mówię, zgarniając swoją torbę. - Nawet, jakbym nie wiedział, co ci powiedzieć, możesz wleźć balkonem o każdej porze dnia i nocy.

- Dzięki. Cokolwiek bym gadała, cieszę się, że jesteś.

Tymczasem zamknę te słowa w swoim sercu i nie wypuszczę, gdy znów obróci nas przeciwko sobie.

***
Wylatujemy. Do Polski. Pakowanie ciągnie się w nieskończoność.

Babcia ze strony taty pochodzi z Poznania. Poznała dziadka i zamieszkali w Estonii na kilkanaście lat, później jednak postanowili wrócić do Polski. Czasem ich odwiedzamy. W dzieciństwie tata dużo rozmawiał z nami po polsku, dba też o częste wizyty z polską częścią rodziny, tak więc byliśmy dwujęzyczni, jeszcze zanim umieliśmy skleić zdanie po angielsku.

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now