3. Przebudzenie.✅

35 3 0
                                    

Na stole przykrytym białym obrusem stoi wazon magnolii. Z kuchni czuć zapach kiełbasy i kurczaka. Jest cieplutko, przez ogień, który wesoło tańczy w kominku. Przy stole, oprócz moich rodziców i ojca Koidu, siedzi jej młodsza siostra Dorel, Robin wraz z rodzicami, oraz babcia Agniesia, matka wujaszka Hansa Aava i wujka Toma.

Dorel buja się na krześle, bawiąc się swoimi warkoczykami i patrzy na Christiana, zaś mój brat wpatruje się w czekającą na nas szarlotkę. Babcia Agniesia robi na drutach, jednocześnie dyskutując z dorosłym gronem.

- W końcu jesteście! - ciotka Estela zrywa się z miejsca, żeby nas wyściskać. Babcia wita nas ciepłym uśmiechem, a Dorel dołącza do uścisku.

- Siadajcie, bo wszystko wystygnie! - cioteczka Kaire stawia na stole półmisek kurczaka w ziołach.

- Jak poszedł sprawdzian? - pyta tata. Czyli zaczynamy serię typowych pytań, zastanawiania się nad akceptowalną odpowiedzią i paplaninę o tym, jak tośmy się nie wynudzili. Mam nadzieję na Przebudzenie w przeciągu paru następnych dni, albo ten będzie ostatnim.

- Dobrze - odpowiadam, spuszczając wzrok w talerz.

- Chyba w porządku - odpowiada Koidu, tylko, że jej nie brakuje pewności siebie.

- Opowiedzcie może, jak tam przygotowania do matur! - włącza się i wujek Tom, ojciec Robina.

- Źle - mówimy jednocześnie i naprawdę, naprawdę niewiele dzieli mnie od śmiechu.

- Będąc już przy tym - wtrąca się wujaszek Hans - Koidu, widziałem oceny z rosyjskiego. Naprawdę nie wygląda to najlepiej.

- Poprawię się - zapewnia "przyjaciółka", choć wiem, że nie ma takiego zamiaru. Akurat z rosyjskiego jedzie na samych dwójkach, może trójkach i więcej jej nie trzeba do szczęścia.

- Przecież, Taevi świetnie umie po rusku - zauważa mama, jakby nagle jej się przypomniało, że ma syna znającego prawie osiem języków - Jeszcze jest masa czasu, może pomógłbyś Koidu, co? - zwraca się do mnie. Patrzę na Koidu, ona na mnie, ale nie widzę w jej oczach sprzeciwu. Czyli chyba klamka zapadła.

- W porządku - odpowiadam sucho, jakby wcale mnie to nie poruszyło. Nic a nic.

***

- Czyli jesteśmy na siebie skazani - mówi, odwracając się do mnie w drzwiach. Cała Koidu, cały ja.

- Za rok będziesz miała już ze mną spokój - zapewniam, a w myślach dodaję a może nawet szybciej. Mam przynajmniej jakiś cel, żeby jeszcze trochę pożyć i nie planować od razu skoku z mostu. Nie wiem, jak dotrwam do naszego weekendu na wyspie. Jak tylko będzie okazja, jadę na egzamin praktyczny. Wydam wszystkie swoje oszczędności, ale czas najwyższy. Będę mógł wjechać w drzewo, jak się załamię. Będę sam się woził na lekcje i do Aavów. Piękna wizja.

Dlaczego niebieski to taki piękny kolor? I czemu te błękitne tęczówki lśnią tak pięknym blaskiem? Co za niesprawiedliwość, za co ten los tak mnie karze?

- Dobra, to pofatyguję się do ciebie jutro pod wieczór.

- Tylko przynieś zeszyty i coś na uspokojenie. Przyda się. - stwierdzam, rozkładając parasol. Nadal pada, ale już troszeczkę mniej.

- A jeszcze... jak mogłabym ci się odwdzięczyć? Bo zakładam, że ani pół euro nie przyjmiesz.

- Owszem. Nic nie musisz robić, wszystko i tak jest pozbawione sensu - wzruszam ramionami. Nijak nie komentuje tych słów, pewnie pomstując w duchu na mój upór. Wcześniej nie bywała taka miła. Może to jakiś dzień dobroci dla takich "robaków" jak ja, czy coś.

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now