trzydzieści pięć - kolmkümmend viis. Takie uczucie i takie chwile. ✅

11 1 0
                                    

Budzę się na podłodze i zaraz żałuję każdej swojej życiowej decyzji, bo wszystko boli. Mogłam wdrapać się na łóżko, mogłam, lecz teraz żałuję. Sprawdzam godzinę na telefonie; dziewiąta, nie najgorzej. Pod drzwiami Pumpkin miauczy jak nakręcony, więc wpuszczam go do środka i przetrząsam szafę, żeby znaleźć coś do przebrania. Zasnęłam w ubraniach z wczoraj, do tego prezentuję się jak siedem nieszczęść, a wolę uniknąć komentarzy, gdy zjawię się na śniadaniu. Decyduję się na golf, długa spódnicę w kratkę i ciepłe rajstopy. Rozpuszczam włosy, które zdążyły mi nieco urosnąć od wakacji.

Nootamaa to zazwyczaj wyspa radości, ale nie bylibyśmy w stanie jej docenić bez dni pełnych goryczy. A prościej, zamierzam wybrać się do Taeviego, bo rozmowa, którą musimy odbyć, to nie jest gadanie na telefon.

Gdy zjawiam się w kuchni, jest tam tylko Dorel, która też wygląda, jakby dopiero wstała. Stoi przy oknie i popija herbatkę, trzymając drugą dłoń na pomału zaokrąglającym się brzuszku.

- Witam, droga królowo pakowania się w kłopoty. Szacun za wprawienie rodziców w takie osłupienie - przemawia, słysząc moje kroki.

- Witam drogie anielskie dziecię, spałaś u Christiana, prawda? - zgaduję, otwierając lodówkę.

- Ma się rozumieć, potrzebuję przytulania się z nim do egzystencji, coś mi w obwodach nie styka - śmiejemy się na to obydwie. Wyciągam miskę z resztkami makaronu z kurczakiem w jakiejś tajskiej paście, którą Taevi miał na zbyciu, a ja dobry makaron zawsze chętnie przygarnę. Ostatnio nawet zaczęłam przyswajać podstawowe koreańskie zwroty, bo myślałem, żeby może kiedyś... a mniejsza, to tylko moje scenariusze, to ma być dla niego niespodzianka.

Siostra odkłada kubek i zagląda mi przez ramię do miseczki.

- Dasz trochę?

- Masz. - rozdzielam na dwa talerze i zaraz wychodzimy na taras, zjeść w spokoju. Jest trochę chłodno, ale jeszcze nie tak mroźnie, żeby nie dało się wytrzymać.

- Słyszałam twoją "kłótnię" z rodzicami, jak się wróciłam po rzeczy - Dorelcia zaczyna jeden z tematów, których się obawiam, ale przez to, że żadna z nas nie wie, jak wyrażać emocje, zrozumiemy swoje wysiłki i próby.

- Niby nic zaskakującego, ale w końcu powiedziałam, co myślę. Jak zamierzają się przyczepiać do mnie i Taeviego, to niech wiedzą, czym to skutkuje - uciekam wzrokiem w niebo; chmury układają się w kompozycję godną przeniesienia na płótno.

- Martwią się o ciebie.

- Może i chcą dobrze, przecież są naszymi rodzicami, ale czasami troska to ostatnie, o czym bym pomyślała.

- To przykre. Chociaż dobrze, że się odezwałaś, mamke i tata też muszą zauważyć, że się nie damy. Mogłabyś kiedyś porozmawiać z babcią - dodaje, na co zaraz się najeżam.

- I tak już jestem w jej oczach potworem.

- Przesadzasz - stwierdza siostra, odkładając miskę na stolik - Wyciąganie tematu twojej... zmiany, jeśli mogę tak powiedzieć, po tak długim czasie, jest bez sensu. Nie było to w porządku, ale czasami, jeśli nie powiesz komuś respectfully wprost, to nie zauważy.

- Nie zaprzeczę - przyznaję i tonę w myślach.

***

Wchodzę po drabince do naszego domku na drzewie. Taevi siedzi pod ścianą i patrzy w morze. Obok rozłożył swoją Biblię po koreańsku i dwa piórniki pełne wszelkiego rodzaju zakreślaczy, karteczek, spinaczy i washitape. Widziałam raz, ile ma pozaznaczane w jednym rozdziale i autentycznie opadła mi szczęka.

- Tere - po cichutku włażę dalej. Podnosi wzrok i się uśmiecha.

- Tere.

- Nadal jest źle? - pytam, siadając koło niego. Wzrusza ramionami z niepewnością.

- Tak jakby - odpowiada po chwili - Ojciec jak zawsze zachowuje się, jakby chciał wzbudzić we mnie poczucie winy, tylko za to, że jego słowa mnie zabolały, delikatnie mówiąc; poprzez największe głupoty i niby niewidoczne szpile, już wcale mnie to nie dziwi. Tobie też nagadali? - zauważa resztki mojego przygnębienia. Jednak istnieją anioły na tej ziemi.

- Też nic nadzwyczajnego. Na koniec doczepili się nas, choć nie mają o nas za grosz pojęcia. - mój głos ocieka wściekłością, to chyba jedyna emocja, którą umiem w sobie rozpoznać - Jak zawsze odparowałam, niekoniecznie najmilej na świecie, ale chociaż szczerze. Od wczoraj się na nich nie natknęłam i całe szczęście.

- Gadają z moimi rodzicami. Wcześniej kazali Dorelci wywabić cię z pokoju.

- No tak. - prycham; czuję rozdzierający chłód, ale Taevi akurat wtedy mnie przytula, nie pozwalając mi utonąć w sobie samej - Wiedzą o tym, że biłam się z Leho. Nienawidzę takiego życia.

- Sami cię taką uczynili, mniej lub bardziej - stwierdza z żalem - Teraz wszyscy będą się dziwić, ale taki już jest ten świat.

- Przepraszam, że nie umiem czuć jak człowiek - wzdycham, wtulając się w jego puchaty sweter - Przepraszam, że czasami nie umiem nic powiedzieć... Nikt nie uprzedzał, że to tak boli. Ale dzięki tobie choć trochę nauczyłam się mówić o uczuciach, choć wciąż za nic ich nie rozróżniam.

- Nie masz za co przepraszać, tak już jest i w porządku, pamiętaj tylko, nieważne, czy pokażesz je wszystkie czy żadnego, będzie okej.

Pozwólcie stwierdzić to po raz setny: ten mały krasnal jest aniołem. Dając mi miejsce, żeby wypuścić na zewnątrz wszystkie poplątane odczucia, których zupełnie nie rozumiem, zakrywa moje blizny.

- Kocham cię, mikrusie.

- Kocham cię, wieżowcu - śmieje się tym swoim śmiechem ropuszki, charakterystycznym i uroczym. Tak wiele do mnie dociera w tym jednym momencie. Zaraz pojawia się iskra wesołości, bo we dwójkę możemy stawiać czoło światu.

Cisza, przerywana tylko szumem wiatru na zewnątrz. Milczenie, bo nie potrzeba nam słów.

- Mordy, za młoda jestem na następnych bratanków, pierniki - a tu Tähtinia, wpada bez ostrzeżenia, cichociemna agentka z niej i tyle. Musiała sobie wybrać akurat taki moment, jak zebrało nam się na czułości, cała Tähti.

- Titi! - wołamy jednocześnie.

- No co, muszę wam niestety przerwać mizianie, awantura zażegnana, jak się zjawicie przed południem, może obędzie się bez komentarzy. I ponoć mają zawitać wasi i nasi dziadkowie, tylko uprzedzam. Jakbyście potrzebowali mojego brynkotania, to idę do Riiny, wrócę z plackiem!

A nasze oczy od razu przypominają spodki, prawidłowa reakcja, czego innego by tu się spodziewać.

- Czyli możemy się zjawić nawet za pięć dwunasta? - podsumowuje Taevi.

- Zapewne. Rodzice postanowili zaskoczyć świat i dać wam spokój po wczoraj - mówiąc to starsza wychodzi oknem – Adios i pamiętajcie, co mówiłam na początku! - znika równie szybko, jak się pojawiła, nie ma co się dziwić.

Siedzimy obok siebie i błądzimy wzrokiem po ścianach.

- A myślałam, że to się zdarza tylko w książkach - mówię, przenosząc na niego wzrok - Takie uczucie i takie chwile.

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now