15.Zależy, czym jest to pierwsze✅

15 1 0
                                    

Rano przystępujemy do operacji pod tytułem zejść na dół, żeby nikt nie widział i przenieść sobie coś na śniadanie, niespostrzeżenie. Przemykamy korytarzem, nie do końca niezauważeni, bowiem cechuje mnie gracja słonia w składzie porcelany, a każdy krok jest delikatny jak trzaśnięcie cegłą. Koidu w przeciwieństwie do mnie ma tą umiejętność poruszania się bezdźwięcznie. Wchodzimy do kuchni - jest pusto. Nikt o nic nie pyta, po prostu zabieramy się do roboty. Blondynka odpala ekspres i wyciąga nasze ulubione kubki, ja tymczasem sięgam po talerze i przystępuję do przetrząsania lodówki.

- Resztki kimbabu, ostatki grzybowej czy brukselki? - pytam, stwierdziwszy, że nie mamy zbyt wielu opcji, bo jest sobota, godzina siódma, a mama na zakupy wybiera się dopiero koło południa.

- Zależy, czym jest to pierwsze i czy przeżyję degustację - pada odpowiedź oczywista.

- Prasowane wodorosty, ryż i trochę wszystkiego. Przeżyjesz. - zapewniam, ale chyba w to nie wierzy.

- Lepsze to, niż brukselki, no szanujmy się - śmieje się cicho.

Myślałem, że znalazłem wyjście. Że kiedyś połączymy nasze światy z ognia i lodu. A jednak nigdy od siebie nie odeszliśmy, tak więc teraz też zostanę. Choćby zajęło to tysiące lat.

Rozkładamy się ze śniadaniem u mnie w pokoju. Patrzymy na słone wyłaniające się zza chmur.

- Chyba będę musiała dziś się pokazać w domu - mówi przyjaciółka, gdy talerze już są puste - Będę to odwlekać, ale jak się nie zjawię, chyba mnie za uszy powieszą. Zwłaszcza mamke.

- Mówiłaś im w ogóle, że tu zostajesz?

Uśmiecha się.

- Akurat byłam wtedy obrażona na cały świat z wyjątkiem ciebie.

- Ty pierniku... - wzdycham - Przerąbane w takim razie. Ale rozumiem, kto by chciał wracać w środek takiego wariactwa.

- Ale trzeba... Przy tobie czasami czuję się bezpieczniej, niż we własnych czterech kątach. Wiem, że brzmi to strasznie żałośnie...

- Wcale nie, a twoja obecność tutaj jest już tak oczywista, jak Pumpkin drapiący ci firany. - nawiązuję do ich kota, który tak właśnie budzi ją rano. I zaraz jest śmiechówa - Choć może nie zawsze wiem, co ci odpowiedzieć.

- Sam mówiłeś, że czasem milczenie jest złotem.

Już zdaje się, że rozmowa zejdzie na jeszcze głębszy poziom ale słychać głosy z korytarza, a potem kroki. Bez pukania wchodzi mama, za nią tata oraz wujaszek i cioteczka Aav.

Koidu nie wie, co począć, bo zbiera się na awanturę. Chyba nikt nie chciałby być teraz na jej miejscu.

- A więc to tak! - ciocia jest wzburzona, delikatnie mówiąc - Znikasz na noc i nawet znaku życia dać nie raczysz?! Szlajasz się gdzieś i nawet słowa nie piśniesz, bo po co!

- Może miałam powód? - odpowiada jakby od niechcenia.

- Jaki niby? To, że jesteś dorosła, nie znaczy, że możesz robić, co ci się żywnie podoba!

I to właśnie jest ta jedna zapałka, która wznieca ogień. Patrzy na mnie, złamana, ale pogodzona z tym faktem, a jednak chyba wciąż nie dowierza.

Rozkładam ramiona. Tuli się do mnie; gdybym tylko umiał zabrać cały jej żal... Czasami wystarczy jeden drobiazg, który podpali cały ocean, którego nie zdążył wypowiedzieć na głos. Nie ogarniam reszty rzeczywistości. Widzę tylko Koidu w jej rozbiciu. Bo dzisiaj w końcu zobaczyliśmy w sobie ludzi.

- Martwiliśmy się - mówi cioteczka Kaire, podchodząc do niej; wszyscy są zdziwieni tym niewielkim, ale jednak przejawem emocji, w których tłumieniu Aav jest mistrzynią.

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now