trzydzieści osiem - kolmkümmend kaheksa. Koos lõpuni ✅

11 1 0
                                    

Jest naprawdę późno. Rozmowy trwały długie godziny, niektóre z nich przerodziły się w kłótnie (wiadomo, kto z kim), koło południa przyszedł ojciec, aż się zdziwiłam, słysząc po prostu przeprosiny. Powiedziałabym, że nie ma za co, ale uświadomiłam sobie, że jednak jest.

Mamke była spokojniejsza, wiedząc, że Taevi nie odstępuje mnie na krok (co z resztą ani trochę mi nie przeszkadza, nie mogłabym narzekać). Inaczej chyba zamknęłaby mnie pod kloszem w złotej bańce, choć i tak już pięć razy sprawdzała, czy aby na pewno gdzieś mi jeszcze się nie zawieruszył jakiś kawałek szkła (nawet ciocia Katia i wujek Olaf rzucili okiem, w końcu to oni  bardziej znają się na rzeczy, to oni są z branży medycznej).

Reszta porządnie poszalała. No dobrze, my trochę też, ale nie przesadzajmy. Taevi, Dorelcia i Tähti jako jedyni są w miarę ogarnięci.

A ja i Taevas teoretycznie mieliśmy już iść spać. Teoretycznie.

- Wszystko się ułoży - uśmiecha się, wywracając mój świat do góry nogami.

- Przecież nigdy nie będzie do końca normalnie, nie ma szans - zauważam, wtulając się w niego.

- Nigdy nie mów nigdy - znów się uśmiecha, jakim cudem jeszcze ma w sobie tyle nadziei?

- Kto jak nie któryś Aav? - i zaraz zaczyna mi odwalać. Dziwnie jest to rzec, jako osoba, która na ogół nie przepada za bliskością, ale są wyjątki, oczywiście, a jeden z nich mam przed sobą. Jakoś to tak jest, czasami ktoś wywraca ci serce do góry nogami i nie ma odwrotu. W końcu wychowaliśmy się w świecie, który przyczepia nam ciężką łatkę, ale chyba zawsze tak jest, gdy chcesz być sobą - Dobija mnie czasami to, jaka ta rodzina jest... pokręcona - wyznaję, nie mogą znaleźć na końcu lepszego słowa - Dobija mnie, że dopiero teraz uczę się odróżniać uczucia i reagować czymkolwiek innym, niż gniewem i pięścią. Mam trochę żalu, że tylko to wcześniej pokazywali minie i Dorelci. Mam wrażenie, że czuję aż za wiele, można rzec, wszystko, jednocześnie nie czując nic, wkurza mnie to.

- Bo to irytujący stan, zwłaszcza, jeśli nie do końca siebie rozumiesz - odpowiada on, z czułością odgarniając mi z oczu parę niesfornych kosmyków; uwielbiam, jak tak robi, ale słowa nie pisnę - Możesz tłumaczyć to nieumiejętnością wyrażania emocji, ale dokąd cię to zaprowadzi? To nie w porządku, że tak cię ukształtował świat, który powinien być bezpiecznym zakątkiem.

Mimo wagi owych słów, uśmiecham się, bo zwraca tym uwagę na pewien niby drobiazg... a raczej, uświadamia mi i przypomina coś, co ciężko było przyznać.

- Zawsze byłeś taką przystanią - mówię po chwili bicia się ze swoimi myślami - Tylko kiedyś tego nie doceniałam. Przepraszam. - dodaję, daleko od zrozumienia czegokolwiek w tej zagadce zwanej ludzką wędrówką.

- Nie przepraszaj za coś, na co nie masz wpływu, Koiduś - uśmiecha się z ciepłem, którego zawsze mi brakowało.

- Od kiedy to zacząłeś mówić komukolwiek po imieniu, hmm? - czuję, że coś we mnie się rozpływa, nie poznaję siebie.

- Wcale nie zacząłem, gdzieżby znowu - mówiąc to, rumieni się, a jego "śmiech ropuszki" przejawia się również w cichym chichocie.

***

- Miła dziś jesteś - stwierdza Dorelcia - Wszystko okej?

- Tak, a co? - odpowiadam, trochę jednak odklejona od rzeczywistości. Stoimy sobie przy barierce i obserwujemy ogólne szaleństwo w ogrodzie.

- Nie będzie błędem, jeśli odczytam to jako "ostatnia godzina spędzona na mizianiu się z mikrusem i myśleniu o przyszłości" - śmieje się Titi, bez jakiegokolwiek znaku zapytania na końcu.

Like Hate LoveDove le storie prendono vita. Scoprilo ora