trzydzieści dziewięć - kolmkümmend üheksa. Astronomy ✅

13 1 0
                                    

6 grudnia 2022, Mikołajki, dzień turnieju.

Od dwóch tygodni jestem poddenerwowana. Trenujemy prawie dzień w dzień, ale boję się, że coś pójdzie nie tak. Wieczorem idziemy z chłopakami, odbyć konieczną i bardzo nam potrzebną poważną dyskusję. Turniej już za osiem godzin, przedtem musimy przebrnąć przez sześć lekcji.

Przyjechałam wcześniej, poćwiczyć. Za chwilę mamy sprawdzian, na który Taevi pomógł mi się nauczyć, ale i tak będę dramatyzować. Nie dziwi go ani trochę to, że znajduje mnie na murku z fajką w dłoni. To była tylko jedna, naprawdę. Muszę się oduczyć tego palenia w stresie, bo długo tak nie pociągnę.

- Nie powinienem tak twierdzić, ale piękny byłby z tego akapit w którymś rozdziale - mówi, gdy tak siedzimy w milczeniu, w połysku słońca, które dopiero niedawno wstało - Nie powinienem tak twierdzić, ale coś w tym widoku jest takiego, że chciałoby się uwiecznić, gdyby tylko znaleźć słowa.

- Czyli wplatasz mnie tu i ówdzie w swoje opowieści, hmmm? - mimo, że wyglądam bardzo, bardzo poważnie, w środku się rozpływam.

- Podświadomość - mamrocze nieśmiało - Niektóre rzeczy są po prostu iconic. Połączenie chłodnego powietrza i legendarnych już conversów, kurtka i zadumana powaga, dym jakby dodawał ci zamyślenia, nie tylko buntowniczości - stwierdza, a mnie wmurowuje. Że też zwraca uwagę na takie szczegóły, niby to wiem, ale za każdym razem mnie zaskakuje.

- Jak przerzucę się na pocky, może doda mi to uroku... Tak to się nazywało, prawda? - zaraz zaczynam wątpić we wszystko, co jeszcze moment temu pamiętałam. Oddycham z ulgą, gdy potwierdza.

Fajnie jest móc pogadać z kimś o najdrobniejszych drobiazgach, kiedyś tego nie doceniałem, ale największa głupota nabiera głębi, gdy jesteśmy we dwójkę, od dawna tak było. W tych czasach, kiedy miał odrobinkę dłuższe włosy, plotłam mu warkoczyki, choć musiałam się tego uczyć całe wieki, ale uparłam się i Dorelci też zaplotłam na jej komunię. Gdy mieliśmy po dziesięć lat, rozpuszczaliśmy czekoladę w plastikowej misce, co za głupota, ale nikt nas nie uprzedził, że to zły pomysł.

Serce mi wariuje, gdy układa głowę na moim ramieniu i wpatruje się w boisko przed nami. Przestałam roztrząsać, czy ktoś zauważy, bo i tak wszyscy wiedzą, wieść huknęła po szkole, ale nawet, jeśli ludzie, którzy mieli do Taeviego problem już wcześniej, coś tam sobie mamrotali, to nikt nic nie powiedział, bo nikt nie chce zadzierać ze mną.

- A turniejem się nie przejmuj, zrobisz furorę jak zawsze - dodaje, jakby wiedział, że jeszcze moment wcześniej pochłaniało to moje myśli.

- Raczej zrobimy we dwójkę- zauważam z uśmiechem - Uprzedzam, mamke wpadnie z pięcioma aparatami i wszystkimi wujkami i ciotkami, tylko ostrzegam.

- Luz, nasza pewnie też - odpowiada - Liis już ma fangirling, więc się nie zdziw, jakby przyszła w bluzie z wielkim C'mon Koivas, czy coś.

- Shipowała nas przecież, odkąd przyszłam do was na bal ośmioklasisty - na to od razu jest śmiech, to były ciekawe czasy.

Rozlega się dzwonek, więc pomału wracamy do środka. Otulam się kurtką, pod którą mam jeszcze bluzę i sweter, a Taevi jak zawsze popyla tylko w golfie - a jakim cudem jeszcze nie zamarzł, to pojęcia nie mam.

- Konnichiwa! - Riki unosi dłoń z promiennym uśmiechem; oczywiście, że w szarym sweterku. Taevas odpowiada mu tak samo, więc również próbuję wydukać coś, co brzmiałoby choć trochę podobnie do japońskiego powitania.

- I jak, poszło dobrze, z tego, co widzę? - zagaduje mikrus.

- Hai, hai, soodesune - przytakuje Japończyk - Ucieszyła się na stokrotki, przyjdzie po lekcjach and I'm freaking out.

Like Hate LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz