10. Koidu✅

22 0 0
                                    

Ponieważ nie ma tu zbyt wielu zmian pov, to jeśli takowa nastąpi, po prostu będzie w tytule.

Tradycyjnie stoimy przed szkołą, obserwując typowe licealne życie. Jak zawsze, za dwadzieścia dziewiąta w piątki, zjawia się Taevi. Tradycyjnie parkuje pod czereśnią. Na jego widok odbiera mi mowę. Można się wykłócać i stwierdzić, że ja akurat nie mogę być obiektywna, bo prawda jest taka, że uznałabym Taevasa za uroczego nawet w starym worku po ziemniakach.

Uśmiecha się, co samo w sobie jest jak miód na moje serce. Zaraz biegnie do Ehy, która zajmuje ławkę przy wejściu, z wesołym:

- Mordkooo, powiedziałem im!

Reszta ich konwersacji pozostaje niewiadomą, bo zaczynają "trajkotać" po koreańsku, więc ni w ząb nie rozumiem ani słowa. Mogę się tylko domyślać, jednak bardziej skupiam się na tym, ile uroku dodaje mu ten uśmiech. Eha rzuca dziesiątkami pytań, ale któż to wie, o co chodzi. Jednak gdy tylko muszą się rozdzielić, każde do swoich klas, zdaje się, że cały ten blask gaśnie.

Wygląda, jakby zaraz miał się rozpłakać. W takie dni nigdy nie wiem, co zrobić. Gdyby to była Nootamaa, zaraz odwiedziła bym go z termosem tej kawowej, zimnej mrożonki, do której zawsze pakuje po osiem kostek lodu, nawet w sercu zimy, wyprzytulałabym go za wszystkie czasy i próbowała dowiedzieć się, co się stało. Tutaj jednak trzeba działać inaczej.

Koidu: ej stary, inters jest

Robin: czego

Koidu: byłbyś łaskaw spytac Ehę, co z Taevasem?

Robin: dobra, minutw

I tak to się załatwia, drodzy państwo. Dobrze jest jednak mieć za prawie-cioteczną-bratową najbliższą przyjaciółkę swojej miłości.

Robin: nie wiem co żeś zrobila, ale Eha kazała powiedzieć, żebyś spadała na drzewo. I coś tam po koreańsku, brzmiało jak masa przekleństw ale racja, coś chyba jest na rzeczy, trudno niw zauwazyc

Koidu: No dobraaa, thx ze chociaż aię wysiliłeś

Koidu: i niczego nie odwaliłam, JESZCZE

Robin: powodzenia, stara

Koidu: prxyda się

Wzdycham. I weź tu się babo dowiedz czegokolwiek. Kto jeszcze... Jeśli spytam się jego mamy, Taevi się dowie. Dobra, chrzanić to, czy się dowie, czy nie. Jest ważniejszy, niż moja upadła duma. Idziesz, Aav, zrobisz to. Zapytać zawsze można. Przecież kto pyta, nie bladzi. Opuszczam swoje tradycyjne miejsce i znajduję go w połowie drogi do sali.

- Co z tobą? - pytam trochę sucho, bo inaczej nie potrafię.

- A co cię to obchodzi? - odwraca się do mnie i przybiera kamienną twarz.

- Naprawdę trzeba IQ geniusza, żeby się domyślić? Wyglądasz, jakbyś pół nocy przepłakał. Coś się stało?

- Nic, czym powinnaś się przejmować.

- Taeviś... To, że czasami porządnie mi odpierdala, nie znaczy, że się nie martwię. - w moim głosie przebija się coś na wzór emocji.

- To zdecyduj się może na jedno podejście do takich robaków, jak ja.

I wszystko rozpada się w dźwięku dzwonka. Posyła mi ostatnie spojrzenie, mija mnie w drzwiach, podążam za nim wzrokiem, gdy zmierza do swojej ławki.

Brawo, Aav. Znowu wszystko zepsułaś.

***

- Któremu dać po pysku? - zaczynam bez ogródek. Chłopaki chyba nie ogarniają, ale mi wystarczy widzieć i słyszeć ich śmiechy skierowane w stronę Taevasa. Nawet oni nie mają prawa złego słowa powiedzieć o moim przyjacielu, o najważniejszej osobie w mojej egzystencji. Takiego prawa nie ma nikt poza mną, okej?

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now