46. Panta rhei. ✅

10 1 0
                                    

Idąc korytarzem, chowam się w słuchawkach i jakoś docieram pod salę. Witam się z Rikim i siadam na parapecie. Zagaduje do mnie Ruslana, z pytaniem o wczorajsze wymysły Magamana, więc próbuję jej wytłumaczyć rachunek prawdopodobieństwa po rosyjsku. Potem na chwilę zatracam się w ukochanych, smutnych piosenkach.

- Szkoda, że tak wyszło - mówi Riki, ale bez współczucia, tylko ze zrozumieniem - Tähti wyjaśniła mi, o co poszło. Kiepska sprawa.

- No dokładnie, a nawet nie mogę podejść i spytać, jak się trzyma - wzdycham smutno; Koidu póki co nigdzie nie widać, jej kumpli też nie.

- Przecież możesz. Waszej przyjaźni nic nie zmienia, nie przestaniesz się o nią martwić i obaj doskonale to wiemy - zauważa mój przyszły szwagier.

- Jak zawsze masz rację - odpowiadam i widzę, że zjawiają się Adela i Eha. Jestem przygotowany na wszystko, nawet na ignorancję. Mam wrażenie, że się sypię, podobnie jak reszta mojego świata, misternego domku z kart. Takie już chyba jest bycie nastolatkiem.

Adela wita się z Bellą pocałunkiem w policzek (od kiedy coś jest na rzeczy?), a Eha nadal omija Robina szerokim łukiem. W końcu jednak podchodzą do naszej dwójki.

- Cześć słońca! Taevi, skarbie, słyszałyśmy już - wypala Eha przejętym głosem. Tradycyjnie, arbuzowe kolczyki latają na wszystkie strony

- Nie sądziłem, że cię to będzie obchodzić - odpowiadam, starając się ukryć ten żal w głosie, przecież miłość wszystko rozumie, wszystko wybacza.

- Wiem i przepraszam, że myślałeś, że o was zapomniałam. U mnie też wszystko się wali, ale to nie zmienia faktu, że aktualnie powstrzymuję się od dorwania Aavowej i urwania jej łepetynki, żeby dosadniej nie powiedzieć. - blondynka przytula mnie i dopiero wtedy rozumiem, jak bardzo mi jej brakowało i jak szalenie kocham tą wariatkę.

- Sorry, że się tak poplątało - dodaje Adela - Prawda, absorbuje mnie nie-do-końca-związek z Bellą z którego będą kłopoty, jak zjawię się w domu, ale jeśli trzeba ci towarzystwa do rzucania rzutkami w zdjęcia, to się oferuję. Serio myślałam, że prędzej czy później moglibyśmy się szykować na weselisko.

- Większość na to po cichu liczyła - stwierdza Riki - I teraz za Chiny nie wiemy, jak się zachowywać względem was.

- Tak, jak zawsze - odpowiadam, spuszczając wzrok w podłogę - Minie trochę czasu, ale przeboleję to wszystko. Mieliśmy zamieszkać razem, miała lecieć z nami do Korei, ale teraz to już nie ma znaczenia. U Aavów jest teraz ciężko, a nawet zapytaniem, czy jest w porządku, gdy wiem, że nie jest, ryzykuję oberwaniem ciężkim sprzętem.

- Tak to już jest w Klubie Złamanych Serc - mówi mi Eha - Jest nas dwójka, skarbie. Będziemy się użalać razem, bo choć chciałabym, nic tu poradzić nie mogę, tak samo, jak ty.

- O, patrzcie, idzie elita - zauważa Adela z przekąsem w głosie. I rzeczywiście, Wielka Czwórka kroczy korytarzem, nic się nie zmieniło. Wracamy do starych porządków. Henri, jak to ma w zwyczaju, nie odrywa wzroku od książki, ale jakimś cudem na nic i na nikogo nie wpada. Allan kroczy dumnie z deskorolką pod pachą, a Leho wkłada okulary przeciwsłoneczne i dołącza do niego w tym "marszu elit".

Koidu wygląda może odrobinę smutniej, ale chłodno, tak, jak wcześniej. Zimno, pusto, za kamienną maską, z zaciśniętymi pięściami, jednak otula się kurtką, jakby chciała się w niej zatopić. Przytula szkicownik do piersi, do bluzki, którą zrobiłem jej na Mikołajki. Nie sposób nie zauważyć zadrapania na policzku i rozciętej wargi. Wyglądają na świeże. Jakiś instynkt wewnątrz mnie chce podbiec do niej i między pytaniami, co się stało, zakleić każde z rozcięć. Lecz mam też świadomość obecnie obowiązujących między nami warunków.

Like Hate LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz