Idąc korytarzem, chowam się w słuchawkach i jakoś docieram pod salę. Witam się z Rikim i siadam na parapecie. Zagaduje do mnie Ruslana, z pytaniem o wczorajsze wymysły Magamana, więc próbuję jej wytłumaczyć rachunek prawdopodobieństwa po rosyjsku. Potem na chwilę zatracam się w ukochanych, smutnych piosenkach.
- Szkoda, że tak wyszło - mówi Riki, ale bez współczucia, tylko ze zrozumieniem - Tähti wyjaśniła mi, o co poszło. Kiepska sprawa.
- No dokładnie, a nawet nie mogę podejść i spytać, jak się trzyma - wzdycham smutno; Koidu póki co nigdzie nie widać, jej kumpli też nie.
- Przecież możesz. Waszej przyjaźni nic nie zmienia, nie przestaniesz się o nią martwić i obaj doskonale to wiemy - zauważa mój przyszły szwagier.
- Jak zawsze masz rację - odpowiadam i widzę, że zjawiają się Adela i Eha. Jestem przygotowany na wszystko, nawet na ignorancję. Mam wrażenie, że się sypię, podobnie jak reszta mojego świata, misternego domku z kart. Takie już chyba jest bycie nastolatkiem.
Adela wita się z Bellą pocałunkiem w policzek (od kiedy coś jest na rzeczy?), a Eha nadal omija Robina szerokim łukiem. W końcu jednak podchodzą do naszej dwójki.
- Cześć słońca! Taevi, skarbie, słyszałyśmy już - wypala Eha przejętym głosem. Tradycyjnie, arbuzowe kolczyki latają na wszystkie strony
- Nie sądziłem, że cię to będzie obchodzić - odpowiadam, starając się ukryć ten żal w głosie, przecież miłość wszystko rozumie, wszystko wybacza.
- Wiem i przepraszam, że myślałeś, że o was zapomniałam. U mnie też wszystko się wali, ale to nie zmienia faktu, że aktualnie powstrzymuję się od dorwania Aavowej i urwania jej łepetynki, żeby dosadniej nie powiedzieć. - blondynka przytula mnie i dopiero wtedy rozumiem, jak bardzo mi jej brakowało i jak szalenie kocham tą wariatkę.
- Sorry, że się tak poplątało - dodaje Adela - Prawda, absorbuje mnie nie-do-końca-związek z Bellą z którego będą kłopoty, jak zjawię się w domu, ale jeśli trzeba ci towarzystwa do rzucania rzutkami w zdjęcia, to się oferuję. Serio myślałam, że prędzej czy później moglibyśmy się szykować na weselisko.
- Większość na to po cichu liczyła - stwierdza Riki - I teraz za Chiny nie wiemy, jak się zachowywać względem was.
- Tak, jak zawsze - odpowiadam, spuszczając wzrok w podłogę - Minie trochę czasu, ale przeboleję to wszystko. Mieliśmy zamieszkać razem, miała lecieć z nami do Korei, ale teraz to już nie ma znaczenia. U Aavów jest teraz ciężko, a nawet zapytaniem, czy jest w porządku, gdy wiem, że nie jest, ryzykuję oberwaniem ciężkim sprzętem.
- Tak to już jest w Klubie Złamanych Serc - mówi mi Eha - Jest nas dwójka, skarbie. Będziemy się użalać razem, bo choć chciałabym, nic tu poradzić nie mogę, tak samo, jak ty.
- O, patrzcie, idzie elita - zauważa Adela z przekąsem w głosie. I rzeczywiście, Wielka Czwórka kroczy korytarzem, nic się nie zmieniło. Wracamy do starych porządków. Henri, jak to ma w zwyczaju, nie odrywa wzroku od książki, ale jakimś cudem na nic i na nikogo nie wpada. Allan kroczy dumnie z deskorolką pod pachą, a Leho wkłada okulary przeciwsłoneczne i dołącza do niego w tym "marszu elit".
Koidu wygląda może odrobinę smutniej, ale chłodno, tak, jak wcześniej. Zimno, pusto, za kamienną maską, z zaciśniętymi pięściami, jednak otula się kurtką, jakby chciała się w niej zatopić. Przytula szkicownik do piersi, do bluzki, którą zrobiłem jej na Mikołajki. Nie sposób nie zauważyć zadrapania na policzku i rozciętej wargi. Wyglądają na świeże. Jakiś instynkt wewnątrz mnie chce podbiec do niej i między pytaniami, co się stało, zakleić każde z rozcięć. Lecz mam też świadomość obecnie obowiązujących między nami warunków.
CZYTASZ
Like Hate Love
Teen FictionTaevas jest przekonany, że Koidu go nienawidzi, więc odpowiada tym samym. Znają się od maleńkości dzięki przyjaźni ich matek. Jednak odmienne "reguły" panują na wakacjach na wyspie Nootamaa, a inne w rodzinnym Tallinie. Skrywają zapomniane historie...