trzydzieści cztery - kolmkümmend neli. Bo nikt inny się nie odważy. Koidu ✅

17 0 0
                                    

Pokonuję ostatni stopień i od razu tego żałuję. Czy oni kiedyś przestaną się kłócić o każdy atom powietrza w domu? Dorel wyłania się z kuchni i kręci głową, a potem wywraca oczami. Tak to już jest, między nami, Aavami. Nawet na wyspie nie może być spokojnie, chociaż to kwestia góra godziny, aż zbiorą się do Kallastów i zaczną zachowywać się jak ludzie. A przynajmniej mam taką nadzieję.

- Wariatkowo - wzdycha siostra z resztką zmartwienia w doskonale kasztanowo brązowych oczach.

- Spadamy stąd? - pytam, wkładając kurtkę. Ruda ochoczo przytakuje i przystępuje do pakowania torby - Jak się dzisiaj czujesz? - pytam, bo od paru godzin chodzi trochę przymulona.

- Już w miarę dobrze, właśnie wpierniczyłam resztki zupy i z pięć mufinek, a wciąż jestem wygłodniała jak stado wilków. Więc jakby mamke pytała, to nic nie wiesz.

- Ma się rozumieć - na moment czuję, że wszystko jest na swoim miejscu.

Wychodzimy głównymi drzwiami, bo w salonie dalej trwa awantura o nic. Nasi rodzice już tacy są, albo istna bajka i utopia, albo dramy o to, że komuś piórko przeszkadza.

Na zewnątrz jest chłodno, słońce pomału zachodzi, więc robi się ciemno, ale to już połowa listopada ponad. Wieje lekki wiatr, trochę kłuje w policzki. Do domku, w którym urzędują Kallastowie, mamy może ze sto metrów, ale owa droga jest na swój sposób magiczna. Wracają do mnie cichutkie wspomnienia wakacyjnej nocy, kiedy to Taevi przejmował się na zapas i obawiał się puścić mnie samej nawet na taki krótki kawałek. Jakoś wcześniej nie zauważałam, że ten mikrus troszczył się, na swój sposób. A to było wszystkim, poza szarą rzeczywistością tej porządnie poplątanej rodziny. Nie musi wiedzieć, że nie chciałam wtedy wracać i byłam naprawdę wdzięczna za jego propozycję. Może nawet czułam strach, ten jeden rzadki raz. Ale tego nie musi dostrzec.

- Relcia - odzywam się po chwili, a ona odrywa wzrok od swoich czarnych glanów - Też tak masz, że przez to rodzinne "nieumienie" w emocje, czasami wręcz instynktownie odpychasz od siebie najważniejsze osoby i nie umiesz przyjmować dobroci od ludzi?

- To całe moje życie w jednym pytaniu - stwierdza ruda z nutką śmiechu w głosie, który jest pełen żalu - Wiem, że myślisz o Taevim, wszyscy widzieliśmy, jak się sprawy miewają, ale w jednym cię rozumiem. Na pozór bezpieczniej jest odtrącać troskę i dobro, nawet, jeśli się kogoś kocha, bo to wydaje się lepsze, niż dopuścić kogokolwiek do siebie i potem usychać w bólu. Też tak robię, ale to wcale nie jest dobre na dłuższą metę. Opuszczenie gardy zdaje się być niemożliwe, ale kiedyś trzeba sobie na to pozwolić. Nikt nie powiedział, że będzie to łatwe.

- Kiedyś trzeba - potwierdzam, chowając zmarznięte ręce do kieszeni. Mijamy wielki dąb, rosnący mniej więcej w połowie drogi, która zawsze ciągnie się i dłuży. To drzewo również wiąże się z dziesiątkami wspomnień. Gdy byliśmy młodsi, wspięliśmy się tam z Titi i Taevim, który powiedział wtedy, że, choć zdaje się, że morze przed nami to nieskończoność, prawdziwej wieczności nie będziemy w stanie sobie wyobrazić. Wtedy Tähti dodała, że wieczność to także uczucie i kiedyś to zrozumiemy.

- Morda, przy nich nie musimy się obawiać niczego. Muszę powtarzać to sobie co chwilę, ale taka prawda jest - zauważa Dorel, poprawiając torbę na ramieniu. Nawet nie pytałem, czy jej pomóc, wolałam uniknąć oberwania czymkolwiek. Dopóki nie mówimy o kilkukilogramowym pudle, trzeba Relci dać robić swoje.

- Masz całkowitą rację, tylko czemu wciąż się zamykamy i bronimy, nawet o tym wiedząc? - dumam, licząc, że może któraś z nas będzie umiała wskazać odpowiedź. Niewiadomych jest równie wiele, co płatków śniegu mieszających się z opadającymi liśćmi.

Like Hate LoveOù les histoires vivent. Découvrez maintenant