26. Na zawsze...? Za długo. ✅

16 1 0
                                    

Zamykamy drzwi, żeby nikt tu nie wpadł w środku jednej z poważniejszych rozmów. Nie zamierzam rzec wszystkiego, nie powiem całej reszty... choć wiem, że się sparzę, rzucając się na tak głęboką wodę, jak szczerość.

- Tym razem to ja pozwolę sobie elaborat wygłosić - uśmiecha się trochę nerwowo; też chyba nie wie, jak się odnaleźć w tak nowej sytuacji - Nie wiem, kiedy to się pojawiło, chyba nawet nie ma konkretnego momentu, któregoś dnia po prostu zobaczyłam, że przepadałam i czułam coś więcej. Gubiłam się w tym, przecież wiesz, że nigdy nie umiałam w uczucia... Powtarzałam sobie, że przecież to tak jest, że kochasz swojego przyjaciela, tylko trochę zajęło mi zrozumienie, że to inny obraz miłości. Nie będę oczekiwać gruszek na wierzbie, ani rzeczywistości, w której wszystko się ułoży, ale... Może moglibyśmy dać sobie szansę? Tak jako para?

Po tych dwóch pytaniach czuję, jakby mi serce na moment przystanęło. A mój drogi, kochany umysł, zamiast się uspokoić, powtarza jedno, co tu się do cholery właśnie odpierdala, choć trochę szczera rozmowa z Koidu, czekałem na to pół życia. A wystarczyło parę razy tupnąć nogą jak drama king i odparować czymś, czego normalnie nie powiedziałbym na trzeźwo. Dzień nastał, świat się chyba kończy, niemożliwe się dzieje. Czekałem tak wiele lat na moment, w którym ta burza między nami ucichnie... Bo się wzruszę.

Przepuściwszy przez siebie zdecydowanie zbyt wiele zagmatwanych i chaotycznych myśli, nie muszę się zastanawiać ani sekundy, jak napiszę następną stronę. Niepojęte, jedno słowo i wpadniemy sobie w ramiona, doskonale o tym wie i wiem ja.

- No już myślałem, że nie zapytasz - uśmiecham się przy tym jak głupi, wciąż chyba myślę, że to sen - Oczywiście, że tak. Bo, jakby nie było to widoczne wcześniej, nie umiem żyć bez ciebie.

- Nawzajem, minu taevavärvad*. - odpowiada i wtedy całuję ją delikatnie, jak lekki powiew nocnej bryzy nad horyzontem Nootamy. Zaczynam wierzyć, że nam się ułoży. Jakoś. Pokazała mi wiele razy, że jeśli nie mam siły biec, jeśli nie mam siły iść, to żeby chociaż się czołgać. 

Rozpływam się. Dziwne, ale kiedyś stała między nami nieśmiałość, niepewność, czy to tak wypada między nami, przyjaciółmi... Ale teraz nie mam nic do ukrycia i do stracenia, już nic.

Bowiem teraz przywiązanie się bardziej jednak zrobi różnicę, z takiego upadku już się nie podniosę.

Patrzy na mnie, jakby ta chwila była najlepszym, co się nam kiedykolwiek w życiu przydarzy. Jakby nie liczyło się już nic innego. Zostajemy tak jeszcze chwilę, leżymy wtuleni w siebie, nie wahając się co któryś moment skraść sobie pocałunek, a wraz z nim i serce. Na zawsze? Za długo. Nie wiem, jakim cudem jeszcze nie rozpłynąłem się w nicości swojej nadziei.

- Kocham cię - szepczę i nie potrzebuję odpowiedzi. Starczy mi ten urywek czasu, we dwójkę pod gwiazdami w polarowych bluzach i świetle księżyca. Kiedyś wyczekiwałem momentu, w którym choć raz by się do mnie uśmiechnęła, a o obecnej chwili nawet marzyć nie śmiałem.

***
Pięć minut później schodzimy na dół, a jak powiedziałem Koidu, że babcia Ania specjalizuje się w naleśnikach, była pierwsza na schodach. Idziemy sobie ze spokojem, trzymając się za ręce, wewnątrz piszczę jak piszczałka; przystajemy w korytarzu, jeszcze trochę się przytulamy, my tu tylko nadrabiamy parę ładnych lat, a fakt, że czasami nie umiemy się od siebie odkleić, jest już na porządku dziennym. 

Wchodzimy w sam środek jednej wielkiej burzy. Tähti wykłóca się z mamą o jakiś odcień fioletowego, Leida i Stella zaraz zajmują miejsca między Weroniką i Markusem, aby ocalić nas od kolejnej wojny światowej. Słowem, wszystko po staremu.

Like Hate LoveOù les histoires vivent. Découvrez maintenant