17. W mroku ogrodu pełnego cierni ✅

23 1 0
                                    

Taevas

Teraz, 16 października 2022, Tallin

Chowam się. Próbując uciec też przed sobą, kryję się. Tak było zawsze i tak pozostanie, kolory nie wyblakną na zawołanie.

Przypomina mi się dzień, w którym Tähti nas zostawiła. Choć to dwie osobne historie, są tacy sami.

Chłód płytek wcale nie przywraca mnie do rzeczywistości. Oczy mnie pieką, jak ulatniający się z ogniska dym. Już rozumiem, czemu mówi się, że ktoś ma złamane serce, wszystko się rozpada i to na tyle kawałków, że powodzenia w zbieraniu. Zapewnienia, że zawsze było w porządku, wszystkie kłamstwa przeciwko sobie, one wszystkie pękły.

Prawda jest prosta: Kocham Koidu jak wariat. Tęsknię za Tähti i Edvinem.

To dziwne uczucie. Jakby wewnątrz lały się strumienie krwi, z rany, z której wyciągnięto nóż, trzymany w sercu po samą rękojeść, dopóki ostrze nie zobaczyło duszy. Wszystko jest tak łatwo powiedzieć, łamanie słów na dwa jest tak banalnie proste, potrafię stopić własny miecz na sztylet przeciwko sobie, każdy pod sobą dołek kopie, tylko nikt nie ma sił powiedzieć. Blizny już zblakły, ale w ich miejscu pojawiły się nowe. Metaliczna woń krwi wypełnia pomieszczenie, a szkarłatny kolor zlewa się z turkusem płytek, całość rozmazana w mgle przez słony posmak łez gorzkiego zwodzenia. Niczym obraz, który Koidu mogłaby namalować. Od ledwo widocznych ran, które miały tylko przynieść ból, biegną rozcięcia do głębi rubinu. Pozwalam łzom płynąć, byle tylko przyniosły zapomnienie. I o miłości i o siostrze, która wybrała ucieczkę.

Wycieram oczy. Patrzę w lustro - czy tak wygląda złamany człowiek? Wysilam się na uśmiech, odgarniam włosy i przekonawszy siebie, że jest dobrze, biorę plecak i mogę dalej udawać. Robię tak prawie całe życie, czy jeden dzień coś tu zmieni?

Na litość Boską, kiedy będzie inaczej, kiedy znajdę światło?

Wychodzę na korytarz, jeszcze żywy, przebrnę przez to wariatkowo. Zamierzam do sali od estońskiego, a pod drzwiami dostrzegam Rikiego rozmawiającego z Koidu i resztą "Wielkiej Czwórki". Chyba dobrze, że się dogadują, powiedziałem nowemu koledze, że praktycznie wychowaliśmy się razem... Ale o tym, że bywa niezbyt kolorowo, wiedzieć nie musiał.

Koidu... Z myślą o niej każdy kolejny oddech jest trudniejszy. Zawsze dajemy radę, zawsze jakoś nasze planety się ze sobą zderzają, nie wiem, jakim sposobem, ale tak też się stanie. Umiemy tylko ranić się nawzajem, lecz co nam pozostało?

Dzwonek. Riki dołącza do mnie w wędrówce. "Wielka Czwórka" idzie kawałek za nami, więc zaraz przechodzę na japoński.

- Fajną masz przyjaciółkę - mówi Riki, schodzimy po schodach. Zatracanie się w codzienności to jedyna rzecz, która jeszcze trzyma mnie w całości.

- Cóż, w szkole i przy ludziach za bardzo się do siebie nie odzywamy, ale tak to jest kochana. - odpowiadam, uśmiechając się, tak szczerze.

- A inni z klasy? Spoko są?

- Ciężko cokolwiek powiedzieć, bo prawie z nikim nie gadam, ale cała klasa tworzy mieszaninę wybuchową – stwierdzam, mówiąc część po przecinku po angielsku; uciekam na chwilę od siebie i swoich myśli - Próbujemy sprawiać wrażenie spokojnych, ogarniętych ludzi, ale zobaczysz, na co się piszesz.

- Mam dziewiątkę rodzeństwa, więc szalona klasa to dla mnie nic - odpowiada.

- Dziewiątkę?! - aż mi szczęka opada. Ja czasem z jednym Christianem i swoimi przyjaciółmi nie wytrzymuję, nie wyobrażam sobie nawet, jak to musi wyglądać u niego.

- Czterech braci i pięć sióstr. Jestem trzeci. Najstarsza siostra ma dwadzieścia dwa lata, a najmłodszy brat niedługo skończy cztery. Ale nie myśl, że to koniec, dwie najstarsze siostry przedstawiły nam swoich chłopaków i tak sobie pomieszkujemy w dwudziestkę z dziadkami, wujkiem i kuzynką. A, nie zapominajmy o piątce kotów, psie i chomiku, a jeden z moich przyszłych szwagrów ma bandę królików i papugę.

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now