11. Więcej niż powinno✅

16 2 0
                                    

Nigdy nie zostawiajcie mnie samej z telefonem po rumianku z karmelem, bo potem po nocy powstają takie oto twory właśnie.

Taevi

Wpatruję się w morze. Odkładam zeszyt, pełen konceptowych rozdziałów opowiadań, których pisać nie mam czasu, aż nie znajdziemy się tutaj. Obok Koidu skrobie coś w szkicowniku.

Fale rozbijają się o brzeg, gdy patrzę na swoją "towarzyszkę broni". Zawsze będę tkwił w tym żalu, pozostawiony z dziesiątkami pytań.

Spogląda na mnie, wymieniamy te krzyżówki spojrzeń, jakby to miało nam coś przynieść. Milczenie staje staje się nieco uciążliwe, a to nowość.

- Tae – przyjaciółka odzywa się nieco ciszej i bardziej niepewnie, niż to ma w zwyczaju – Przepraszam za to, co zaraz zrobię.

Jestem nieco zdziwiony; ona przecież nigdy nie przeprasza, póki absolutnie nie musi. Korzysta z tego, że odwróciłem się w jej stronę i tak nagle łączy nasze usta. Na moment zamieram, zaskoczony i zachwycony. Pierwszy raz widzę w niej jakąkolwiek niepewność. Toż to jest dopiero sztuka, jak kolory zdobiące do tej pory blade płótno, jak słowa zapełniające pustą stronę.

Przeszliśmy wszystkie możliwe rodzaje relacji, ale nigdy nie przyszło mi do głowy czuć tak wiele w takim momencie. Wiedziałem, że Koidu jest dla mnie ważna, ale nigdy nie liczyłem na nic, mając na względzie wszystko, czym staje się świat, gdy opuszczamy wyspę. A mimo to chcę, żeby stało się to jeszcze raz. W tym stanie nie umiem nic odpowiedzieć. Jak gorączka sobotniej nocy, moje serce zabiło mocniej, czuję, jak trzepocze niczym skrzydła kolibra.

Już dawno swoją nadzieją rozbiła mnie na kawałki, więc przywiązanie się na mocniejszy supeł niczego nie zmieni. Brnąc w to dalej, coraz bardziej się pogrążam, ale w końcu czuję, że żyję, że znajdę odpowiedź. Że może kiedyś znów zakwitną dla nas kwiaty, a ta zima w końcu się skończy. Jest jedynym człowiekiem, którego mogę być pewien. Koidu jest jedną z tych, którzy nie zmieniają się za bardzi.

Oddychamy szybko, stykając się czołami. Dopiero nabrawszy trochę powietrza, mój umysł wraca choć w pewnym stopniu do zwykłego, trzeźwego myślenia. W pewnym stopniu to kluczowe słowa.

- Nie przepraszaj, pierniku – mówię jej, czując, że kiedyś utonę w tym błękicie i nie będę umiał się pozbierać. Zamiecenie wszystkiego pod dywan na parę dni i tak nie zrobi różnicy, choć doskonale wiem, że poza tymi trzema dniami nie mamy nic. Gdy tylko wrócimy, powróci dawny stan rzeczy. Chciałbym wierzyć, że tym razem będzie inaczej, ale nie można oczekiwać gruszek na wierzbie. Na Notamaaie panuje inne prawo. Przynajmniej mogę przez trzy dni bezkarnie powtarzać w sercu te dwa słowa i mieć garstkę wspomnień, z których będę potem sklejał swoją zbroję.

Słysząc kroki z werandy odrywamy się od siebie i akurat ciocia Kaire wychodzi na zewnątrz. Patrzy na nas, jakby się domyślała, ale jedynie uśmiecha się pod nosem.

- Zostaniecie na chwilę sami, idziemy do Riiny i Paula. - oznajmia, widzi chyba, jaką wywołuje w nas to ekscytację - Dorel i Chris wyszli, ale jak ich za godzinę nie będzie, to dajcie im ochrzan i każcie wracać, dobra?

- Dobra - odpowiadamy jednocześnie. Nikogo to nawet nie zaskakuje, już od dawien dawna odzywamy się w tym samym momencie albo kończymy za siebie zdania.

Czekamy, aż zamkną się drzwi frontowe. Słychać przekręcanie klucza w zamku. I wiem, że kiedyś spadnę z wysoka i się rozbiję, ale teraz starczy mi ta chmurka szczęścia.

U Koerów spędzą długie godziny. Jak już Riina poda swoje słynne racuchy, Paul tak ich wszystkich zagada, że do wieczora się zasiedzą i to my będziemy "słać gołębia z pocztą" z zapytaniem, czy żyją tam jeszcze. No, może jeszcze mama ze trzy razy zadzwoni.

Gdybyśmy rzeczywiście mieli fizycznie spisane „prawo Nootamy", dopisałbym na początku najważniejszą zasadę pierwszą: nigdy nie zostawiajcie nas samych, wiedząc, że nasza relacja jest bardziej poplątana niż niektóre zadania na sprawdzianach i może skończyć się nieciekawie.

***

Christian i Dorel wrócili chwilę po tym, jak zrobiło się trochę zimno, więc powędrowaliśmy do chatki Aavów, zrobić sobie kawy. Jakby nic się nie stało, ale nic nie zostało jeszcze powiedziane. Siedzimy pod oknem, przy stole, w tle brzęczy ekspres, a my patrzymy się na siebie, jakby to miało rozwiązać wszystkie zagadki egzystencji. Nie wracaliśmy do tego, co działo się kawałek od tarasu.

- A wam co? - Chris marszczy brwi, jeszcze próbuje zrozumieć.

- Pokłóciliście się czy co? - pyta Dorel, ale zaprzeczamy - Chodź, Chris, są nie do zrozumienia.

- A to racja, dorosłych nigdy nie pojmiesz. - stwierdza młodszy i zaraz wędrują do pokoju Dorel. Znów cisza.

Koidu pochyla się ponad stołem, uśmiecha się o mnie i całuje w usta, subtelnie i delikatnie. Nie wiem, jakim cudem jeszcze nie rozpłynąłem się w nicości.

- Zostaniesz?

- Pewnie. Chyba już nikogo to nie zdziwi. - stwierdzam i nie zaprzeczy. A przynajmniej spędzimy noc na przytulaniu, marzenie. Już przecież nie raz spaliśmy w jednym łóżku, to nic takiego. Niczym się to nie różni od innych przypadków, tylko dlatego, że pocałowała mnie drugi raz w ciągu paru minut.

Sprawdzamy, czy młodzi na pewno śpią i idziemy się ogarniać. Nie muszę nawet się odwracać przy przebieraniu, bo Koidu widziała wszystkie moje blizny, zna ich podłoże i vice versa. Ona jako jedyna w tej szkole wie, czemu mam opatrunki i skąd te blizny. Ona wie, czemu i ma nade mną przewagę. 

Układam się koło niej pod kołdrą. Jedynym światłem jest mała lampa na stoliku nocnym.

- Skąd ludzie wiedzą, że atom jest o tyle mniejszy od ziarnka piasku, ile to ziarnko od Ziemi? - wypala Koidu, tak nagle i się śmiejemy. Takie rozkminy o dwudziestej trzeciej, jak wskazuje zegarek, są piękne.

- Dobre pytanie. - przyznaję, obracając się, żeby się w nią wtulić, a bo co. - Albo skąd podstawy żeby twierdzić, że koty widzą wszystko czarne i białe? A skoro pomidor niby jest owocem, to czy ketchup jest dżemem?

- I skąd wiadomo, że naprawdę były te wszystkie zlodowacenia i lądolody, skoro sam kenozoik liczy się w miliardach lat?

- Na co nam w życiu te wszystkie drobiazgi z fizyki, jak ciepło topnienia srebra?

- Na co nam w życiu wiedzieć, że sinus przez cosonus to tangens? - śmieje się ona- Nie chciało mi się uważać na lekcjach, żeby znać odpowiedź. Za bardzo byłam zajęta tobą w ławce obok.

- To jak niby zdajesz z rozszerzeń, skoro tak bardzo cię fascynuję, hmm?

- Próbowałam powiedzieć dla odmiany coś uroczego, ale wyszło jak zawsze. - wzdycha, wygląda jak tak odrobinkę obrażony kotek, ale powiem tyle: na wyspie "wkurzonej" Koidu nie bierze się na poważnie między dziewiętnastą a ósmą rano.

- Jesteś urocza, nawet, jak się nie starasz - stwierdzam, na co uśmiecha się, jakby gwiazdkę z nieba dostała.

Dopiero po chwili docierają do mnie nasze słowa. 

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now