Spośród wszystkich przedmiotów szkolnych, najbardziej nie znoszę siedzieć na lekcjach niemieckiego. Sam język lubię i oceny wyglądają w miarę przyzwoicie, ale chodzi bardziej o sam fakt wkuwania słów pokroju "wzrost gospodarczy", "skrzyżowanie" i "olej silnikowy". Dlatego też po niemiecku szprechać za dobrze nie potrafię, chociaż germanistka uważa mnie za jakiegoś geniusza w tej dziedzinie. Ponadto, siedzę z Koidu. To się aż prosi o dramę. Nie powiedziała jeszcze niczego zgryźliwego, aż dziwne, doprawdy. Jakaś miła się ostatnio zrobiła.
- Macie chwilę wolnego - oznajmia profesorka - Powpisuję wam oceny z kartkówki, możecie gadać, ale po niemiecku, na ile dacie radę.
I tak spędzę ten czas, gapiąc się za okno i próbując nie zwracać uwagi na przyjaciółkę. Chciałbym już być na wyspie,. Mi czasem też potrzeba atencji i troski, kogoś, przy kim można wyrzucić wszystkie myśli i uczucia, których, ostatnie mi czasy, nie mogę znieść.
- Kallaste - jej głos wyrywa mnie z zamyślenia i nagle serce szybciej mi bije - Was... Eee... Was machst du heute am Abend?
- Nichts untypisches. - wzruszam ramionami, wewnętrznie odrobinę zaskoczony, że w ogóle spytała. - Warum?
- Denn heute... No, przyjeżdżają dziadkowie ze strony ojca - przechodzi na estoński i ścisza głos do szeptu, upewniwszy się, że jej kumple są zajęci wydurnianiem się - Więc jakby było bardzo źle, mogę się zjawić pod twoim oknem?
- Jasne, ale może jednak wlazłabyś drzwiami - odpowiadam, zdziwiony, że nagle jest między nami okej. Nie żebym narzekał - Cóż to za dzień dobroci dla istot ludzkich?
- Dzień dobroci-... Hah, gdzie tam. Próbuję być miła, staram się chociaż, okej?
***
Przestawiam książki na półkach, żeby się czymś zająć. Zamykam drzwi i podśpiewuję pod nosem refren "Come see me" od AOA. Ustawiam powieści w porządku alfabetycznym, ale potem zmieniam zdanie i jednak kolorystycznie. Jestem człowiek niezdecydowany, co tu tłumaczyć.
Z korytarza słychać głos Christiana:
- Jasne, jest, ale dzisiaj wyjątkowo ma dobry humor więc mu odwala. Tak porządnie porządnie. Starszy! - otwiera drzwi, oczywiście nie zawraca sobie głowy pukaniem, a bo po co - Ogarniaj się, bo twoja Afrodyta się pofatygowała i u nas zawitała. - oznajmia nieco ciszej.
- Ale że... Skąd ty...? - wpatruję się zdziwiony w młodszego brata, który uśmiecha się cwanie.
- Błagam, trzeba być ślepym jak wy dwoje, żeby nie zauważyć, że was do siebie ciągnie, na wyspie patrzycie się na siebie jak zakochane kundelki, a wokół latają motylki i tęczowe jednorożce. Poza tym, miałem przeczucie. Intuicja jeszcze mnie nie zawiodła. I jesteśmy z Dorel shiperami number one, więc weźcie nas nie rozczarujcie.
- Za wiele sobie wyobrażasz - mamroczę i przysięgam, na pewno się czerwienię na samo wspomnienie o blondynce, ale potem popylam w swoich delfinkowych kapciach, zatrzymuję się w korytarzu przed lustrem, stwierdzam, że gorzej nie będzie i zbiegam po schodach z prędkością światła, słysząc za sobą śmiech brata.
Koidu jak zawsze wygląda lepiej, niż się da. Pięknie, ale zarazem, jakby z pozoru jej nie zależało na tym, co na siebie włożyć. Czarna, skórzana kurtka, conversy, podarte, znoszone dżinsy i jasnoniebieska koszulka, ma dziewczyna wyczucie stylu lepsze, niż ja po latach „wykładów" starszej siostry. Dobra, Taevas, człowieku, zejdźże na ziemię.
- Cz-cześć - gdy tylko to jedno słowo pada z moich ust, mam chęć dać sobie w mordkę. Brawo, chłopie. I co poza tym?
- Cześć. Znów należą ci się ukłony, bo zdałam dzięki tobie, Hingrõõm był pod wrażeniem. - uśmiecha się i wyciąga zza pleców malutką wiązankę konwalii. A ja w środku piszczę jak zakochany nastolatek, którym, tak na dobrą sprawę, jestem. - Będziesz miał z czego pleść wianki, więc chyba muszę się przyłożyć do nauki - śmieje się, a ja z nią. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy, no co jest?
आप पढ़ रहे हैं
Like Hate Love
किशोर उपन्यासTaevas jest przekonany, że Koidu go nienawidzi, więc odpowiada tym samym. Znają się od maleńkości dzięki przyjaźni ich matek. Jednak odmienne "reguły" panują na wakacjach na wyspie Nootamaa, a inne w rodzinnym Tallinie. Skrywają zapomniane historie...