29. I will love you either way. Koidu ✅

21 1 0
                                    

15 listopada 2022, Tallin

Myliłam się. Wiele razy, nawet co do niego. To, że znasz kogoś całe życie, wcale nie znaczy, że wszystko wiesz. Czasami jest wręcz przeciwnie.

Kiedyś myślałam, że to tylko ja tonę w niesprawiedliwości tego świata, a taki anioł jak on, jakim cudem on mógłby mieć jakiekolwiek problemy na swojej drodze? Zawsze prawie najwyższa średnia, osiem języków, talent do zaklęcia rzeczywistości w słowie, przy czym zawsze był wręcz złotym dzieciakiem, ułożonym, cichym i spokojnym. Kiedyś myślałem, iż to oznacza, że wszystko u niego jest tak urokliwe, jak pozory. Byłam w wielkim błędzie.

Prawda jest taka, że nasze kolorowe dzieciństwo było jednocześnie... trochę poplątane. Na różnych płaszczyznach. Taevas cały czas musiał biec do przodu i coś udowodnić, zrobić, a ja... ja chyba nigdy nie nauczyłam się okazywać uczuć w ludzki sposób, przepraszać wciąż nie potrafię, traktuję ludzi tak, jak niektórzy mnie, odebrano mi wrażliwość. Cały czas nakładam maskę kogoś, kim nie jestem, on zaś kurtynę doskonałości błyszczącą na kilometr "I'm fine", rozpadając się w środku na kawałki. Jesteśmy obydwoje tym, kim inni by chcieli. Nigdy nie do końca, ale już dawno zgubiłam się w określaniu, kim jestem, bo póki co pozostajemy tym, kim nas uczynili ludzie dookoła.

Nawet przed sobą nie odsłaniamy niektórych stron. Na koniec dnia nie mamy o niczym pojęcia, gdy zmierzch nas dopada, jesteśmy tacy sami. Zawsze znajdzie się coś, co umknie naszym lustrzanym spojrzeniom. Ponieważ jesteśmy równie rozbici, gubimy się w liczeniu blizn.

Leżymy w światach tak skrajnych, że aż nierealnych. Przeraża mnie ta Koidu, którą jestem przy ludziach. Mogę chociaż kazać wszystkim się odczepić od Taeviego, nigdy nie miał lekko z łatką kujona i zamkniętego w sobie, "aspołecznego", jak to niektórzy gadali. Cóż, ja ze swoją pozycją wcale nie jestem w lepszym miejscu. Wpływy oznaczają oczekiwania, więc po czasie w którymś to momencie upadłam. Ta Aav, przed którą drży całe to wariatkowo, to już nie jestem ja, a już na pewno nie ktoś, kim chcę pozostać.

Kwitniemy, ale w cieniu. Nie wiem, co sobie myślałam, zamiast po prostu być, tak jak on. Tak jak wtedy, gdy zrozumiał i potrzebował kogoś, kto nie będzie go oceniał, bo on nigdy nie wydawał sądów, cokolwiek powiedziałam. Myślałam kiedyś, że ma wszystko, że ten uśmiech nie może być maską, skoro od tego jednego, jedynego dnia nie ma złamania na tym szkle... Byłam głupia, myśląc, że po tym czasie miał już życie usłane różami. Żadne z nas nie miało, ale każdy pod sobą dołek kopie i tak trudno jest zauważyć, że reszta świata wcale nie jest kolorową bańką.

Przeczesuję rude futro Pumpkina; mruczy, zwinąwszy się w kłębek na poduszce. Ten kot widział połowę moich załamań, raz nawet położył mi łapkę na policzku, w miejscu, w którym leżała łza.

- Za cztery dni będziesz miał chatę wolną - mówię, jakby mógł zrozumieć - Nie będę ci głowy zawracała, wiesz? Ale jak przyjdziesz, nie będę narzekać, jakbyś dał się częściej pogłaskać, buba.

Kot miauczy i wstaje; wygina grzbiet i układa się obok grzejnika. To chyba znak, żebym dał mu chwilę spokoju. Dodajmy, że czekam, aż przyjdzie Taevas. Zrobiłam herbatę, przyniosłem paczkę orzechów i więcej poduszek.

Stukanie w szybę. Podchodzę, a tam Taevi, po rynnie włazi, no nie mogę, jak ja kocham tego mikruska. Otwieram okno, kręcąc głową z niedowierzaniem. Uderza we mnie podmuch chłodnego powietrza, a ten oczywiście tylko w swetrze i pewnie uzna, że to Sahara.

- Czyś ty oszalał?

- Już dawno - odpowiada z uśmiechem, choć zazwyczaj to on jest w tej relacji rozsądniejszy i myśli więcej, niż dwa razy. Pomagam mu się wgramolić do środka; pachnie miętą i kawą, jak zawsze. Mimo panującego na zewnątrz zimna, dłonie ma cieplutkie. Obok blizny po krzaku róży widnieje jeszcze inna, większa... On tylko chciał stać się sobą, a musiał to przypłacić kolejnym rodzajem bólu, dwa lata już zakrywa jedyny ślad grubymi warstwami podkładu. Ludzie zaczęliby pytać. Czasami wydaje mi się, że myślę o tym więcej, niż on sam. Ja mogę się "schować" pod sukienką i długimi włosami, a on już nie koniecznie.

- Ziemia do Koidu - do rzeczywistości sprowadza mnie jego anielski uśmiech - Do której galaktyki odleciałaś?

- Na Nootamę - przyznaję i nie odbiega to od prawdy - A tak w ogóle, przeżyłam na ruskim i dałam radę odpowiedzieć Hingrõõmowi, którego wmurowało nawet bardziej, niż mnie.

- No i widzisz, można. Aż mnie duma rozpiera, kallike - mówiąc to, wygląda tak anielsko, że mógłbym już nie odwracać wzroku - I jak coś, to Eha chyba się domyśliła.

- Nawet Robin już się pytał, czy to prawda, bo Ehiś już coś wspominała - śmieję się pod nosem; przyjaciółka mojego słońca wie o wszystkim; jak nie powiesz wprost, czyta między słowami - Czyli chyba trzeba przyznać się mamie, już nawet się przygotowałam na wszystkie możliwe pytania, które mogą paść.

- A weź, zdążyłem zrobić rozpiskę pięciuset scenariuszy, z czego tak z czterysta zupełnie nierealnych - Taevi również parska śmiechem; zajmujemy miejsce na łóżku, którego połowa to puchate poduszki i teren Pumpkina. Kocur, wyczuwając obecność Taevasa, podnosi się i wlepia w niego swoje błyszczące oczka. Miauczy wesoło i pakuje mu się na kolana.

- Zdrajca - mamroczę, gdy Pumpkin się do niego przymila i dopomina o głaskanie - Do mnie tak nie przyjdzie.

- Hazel do mnie też nie - zauważa, drapiąc kocura za uszkiem. Dosłownie sekundę później słychać bliżej nieokreślony odgłos z dołu, więc Pumpkin leci tam jak na skrzydłach.

***
Północ. Znowu uciekam przed snem, bo nawet, jeśli jest to jedyna ucieczka, to skąpana w milionach myśli, pędzących na złamanie karku pod górkę, kiedy nie masz siły zrobić choć kroku.

Koidu: mordaaaaa, śpisz już?

Odpowiedź przychodzi dwie minuty później.

Taevi: gdzie tam

Koidu: no tak, sprawdzian z estońskiego, przecież

Taevi: a weź ty

Taevi: czemu po nocy siedzisz?

Koidu: walczę ze swoim umysłem, w życiu nie będę mieć spokoju

Taevi: to pomyśl, że jestem obok przytulam cię i walczymy we dwójkę

Od razu ten obraz pojawia się w zakątku wyobraźni, to ciepło na sercu, trochę niepewności, co będzie jutro. Wracamy do szkoły i boję się, jak poranna ja postanowi potraktować sprawę, dokąd zawędruje ten taniec nadziei i lęków.

Taevi: i pamiętaj, że kocham cię z całego serduszka

Koidu: a moje tymczasem się rozpływa, Kallaste

Zaraz potem mam ochotę dać sobie porządnie w czaszkę. Nigdy jeszcze nie odpowiedziałam, co innego wydukać po cichu "ja ciebie też", a co innego... Eh. Zbieram się i zbieram, a jakoś nigdy nie umiałam . Zawsze coś wymyka nam się z rąk, zawsze jesteśmy za daleko.

Koidu: widać można żyć bez światła, bo w samotności czuję, że przegapiam księżyc, licząc gwiazdy

Taevi: "przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej, to one pędzą wicher międzyplanetarny, ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała"*

Nić uczuć poprowadziła nas drogą kwitnących kwiatów, choć nie umiemy wypowiedzieć wszystkiego, co tkwi między wierszami, ufam, że już nie zgubimy swojej gwiazdy. Dość długo myślałam, że nie ma ścieżki wstecz, że tak już będzie, bo takowy los napisałam, i już nie naprawię zepsutego mostu nad przepaścią między nami. Nie wiedziałam jednego.

Gdy pozwalasz komuś odejść, właśnie wtedy ta osoba potrzebuje twojego przyzwolenia, by zostać.

* Jan Lechoń "[Pytasz, co w moim życiu ze wszystkich rzeczą główną...]"

Decydujący rozdział za kilka dni, przełomowy pod tym względem, że być może oto nastanie w fabule moment, gdy Taevas nie będzie zamierzał się pogodzić z zastanym stanem rzeczy... *smiles mysteriously*

Like Hate LoveHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin