41. Nootamska noc ✅

10 1 0
                                    

Pochyła czcionka to wspomnienia. 

Spoglądam na ostrze, które z jakiegoś powodu wciąż noszę ze sobą. Mój wzrok wędruje w dół, aż widzę swoje odbicie w tafli wody; opcja druga byłaby chyba najbardziej bezbolesna, ale wiem, że tego nie zrobię. Mogłem udawać przez całe życie, ale jestem tym już zmęczony. Nie wytrzymam tego ani sekundy dłużej.

W drugiej dłoni obracam kryształ z wisiorka, którego nie zdejmuję prawie nigdy. Wiśniowy blask sprawia, że balansuję na granicy łez.

- Nie dam rady tak dłużej. Kochałem cię, cały ten czas, ale nigdy więcej, nigdy więcej tego pochrzanionego świata. Złamanie o jedną osobę więcej nie zmieni niczego.

I oczywiście przypomina mi się pewna Nootamska noc.

Jak stoję na krawędzi, nie mając odwagi, pełen ostatków siły, które jeszcze mnie tu trzymają. Jesteśmy za młodzi, by nas tak zranić, mówią, że za młodzi, by się smucić... Ale chyba wystarczająco dorośli, by wbijać nam noże w serca. Ostatnia cząstka człowieczeństwa w mojej zepsutej, rozbitej osobie liczy, że powie coś, dzięki czemu będę mogła może dać sobie jeszcze szansę, tą ostatnią... Nie. Było ich nieskończenie wiele, a jednak jestem tu i teraz.

Schowałem się w jedynym bezpiecznym miejscu, a jednak moje lęki mnie dorwały.

Patrzę jej prosto w oczy, ale nie odwraca wzroku. Łzy ciekną nam po policzkach, gdy robi jeszcze jeden krok do przodu. I kolejny, aż w końcu stoi przede mną.

Taimi nie miała o niczym pojęcia. Czasami chciałbym móc wrócić do tamtego dnia i powiedzieć jej, że zawsze będzie gdzieś w moim sercu, ale chciałem tylko szczerości.

Nic nie wiem i właśnie to mnie przeraża.

To tylko jeden krok. W jedną albo w drugą stronę. Ułamek sekundy.

Cóż, od tamtego czasu nie zmądrzałem za bardzo, nieprawdaż?

- Hej, Taimi - mówię do tafli wody - Było warto, chyba. Dziękuję, że złamałaś mi serce, teraz jestem już chyba nie do zdarcia. Dziękuję, że znalazłaś mnie w ciężkim czasie i byłaś, choć na krótki czas, takim małym promyczkiem. - znów wpatruję się w wisiorek; tyle kolorowych wspomnień - Taevas, coś ty narobił, chłopie... Tyle czasu myślenia, co będzie, jak już cokolwiek odpowiem, a wyszło jak zawsze. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.

Podnoszę się i wędruję drogą, którą znam na pamięć.

***
Gdy stoję pod chatką Aavów, jednak ogarnia mnie chłód. Mogłem pomyśleć, ale już trudno. Otwiera Dorel i od razu widzi, że nic nie jest w porządku.

- Nie pomylę się, jeśli powiem, że znowu wasz ojciec nawywijał? - wzdycha, wciągając mnie do środka - Koidu! Pofatyguj się z łaski swej! - woła w stronę schodów - Nadal chodzi o to samo?

- Niezmiennie - przytakuję, a wtedy nasza ruda kuleczka mnie przytula.

- Wybacz, że taka słaba jestem w pocieszaniu ludzi, ale, kurczaki blade, nie miał prawa. Przestałam liczyć, ile razy się o to do ciebie przypierniczał. Powodzenia w przekonywaniu Koidu, że nie musi tam wparować z pięściami i ciężką bronią - gdy to mówi, uśmiecham się odrobinę; cała Dorel.

- Dzięki, że jesteś, Relcia - odpowiadam w przypływie jakichkolwiek ludzkich uczuć.

- Od tego jest druga rodzinka. Oho, piernik już się dobija - zerka na telefon i odbiera - No co? A jak myślisz, geniuszu? - opiera ręce na biodrach i słychać pojedyncze słowa nieco wzburzonego i wystraszonego Christiana - Pewnie, że jest u nas. Ale jak to zwiałeś?! Ty głupolu, do jasnej ciasnej! Co z tego? O kurka wodna, rzeczywiście grubo. - z każdym zdaniem lub równoważnikiem zmienia się jej ekspresja, mogę się tylko domyślać - Jasne. Ja ciebie też. Nara. - wzdycha, chowając komórkę - Jest u was drama na skalę światową, oczywiście - oznajmia - Chris urwał się z Titi i młodym, już mieli cię szukać po całym Tallinie, do domu lepiej nie wracać, bo latają miski i talerze, nie wiem, na ile serio to mówił.

- Kto i czym zawinił? - zjawia się i Koidu. Doskonale wie, że to pytanie retoryczne. Jednocześnie uśmiecham się i czuję łzy napływające do oczu.

- A jak myślisz? - odpowiadam, zapominając, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie.

W następnych pięć minut jesteśmy u niej w pokoju, pod stertą puchatych kocyków, na stoliku nocnym stoją kubki z rumiankiem z karmelem, Pumpkin krąży po korytarzu, aż w końcu decyduje się wejść do sypialni Dorelci, która to zagląda do nas z cukierniczką ("Gdybyście potrzebowali. Dajcie znać, jakby był deficyt przytulania, czy coś"), co po aavowemu oznacza "Będzie git. Love you".

Nie zniosę więcej tego wszystkiego. Muszę się stąd wyrwać, nie wytrzymam więcej tego uczucia. Muszę wygrać sam ze sobą. Nie chcę, żeby tak to się skończyło, ale jeśli teraz tego nie zrobię, nie odważę się nigdy. Choć rani, jak najbardziej tępy nóż, rozcinający resztki mojego serca, jeśli kiedykolwiek je miałem.

- Nie chodzi nawet już o to, że przyczepił się do mnie - mówię po dość długim milczeniu - Bo może sobie mówić, co chce, przyzwyczaiłem się już dawno, ale nie ma prawa słowa pisnąć o tobie i dziewczynach. Gada, że niby masz na mnie zły wpływ, choć tylko przez ciebie jeszcze się nie poddałem. Nie chcę być dla ciebie ciężarem, bo wystarczy jeden błąd, jedno potknięcie i wiem, że się załamię, tak jak dzisiaj. Nie chcę dokładać ci kłopotów, a jak widzisz, jest ich pełno przeciwko nam. Całe życie poświęciłem tej miłości i omal mnie to nie zniszczyło.

- Nigdy nie byłeś dla mnie ciężarem - przemawia po chwili, drżącym głosem - Kocham cię i nigdy nie przestałam. Nie mogę być jedynym powodem dla ciebie, by żyć. W jednym wasz ojciec ma rację; nie zasługiwałam na ciebie, ale aż mnie krew zalewa, gdy tak po prostu miesza cię z błotem bez powodu. Nie mogę patrzeć, jak cały czas cię rani, bo, możesz zaprzeczać, ale jesteś istnym aniołem, czego więcej chcieć od jednej istoty?

Nie wiem, jakim cudem jeszcze stoję na nogach i nie opadłem jak te wszystkie płatki kwiatów, nie rozpłynąłem się jak fale na morzu. Nie zniosę znów tego poczucia, że popełniłem błąd. Nie chcę żałować, ale żałuję, choć kiedyś sobie za to podziękujemy. Chcę zapamiętać każdy szczegół, każdy drobiazg, żeby mieć w sercu odrobinę ciepła pierwszego uczucia, które mną zawładnęło.

Jak w tę noc, gdy mój świat wywrócił się do góry nogami, w ten moment, gdy narodziłem się na nowo. Biegniemy do wody, wpadamy między jej taflę z prędkością światła, zanurzając się po same ramiona. Jest ciemno, księżyc odbija się w tafli Bałtyku, oraz w oczach Koidu. Cisza, jedynie delikatny szum fal i pasikoniki w trzcinach. Nawet wiatr umilkł. Stoimy tak i po prostu patrzymy. Stoimy w blasku srebrnego księżyca nad nami, a więcej nie trzeba.

- Chodź tu - rozkłada ramiona w ostatni z gestów, który pozostanie dla nas niezmienny, wciąż niczym bezpieczny zakątek na środku morza. Te wspomnienia, kolorowe i żywe jak nigdy. Jak dzieci księżyca, gdy to światło wschodzi, nastaje nasz blask, jak skryte wampiry, chowamy się przed słońcem, a teraz musimy na nie wyjść. Jakby te usta były jak słodka trucizna, wyniszczająca mnie powoli, ale tak uzależniająca, że nie cofnę się mimo wszystko.

- Dzięki, że jesteś. - tylko tyle mogę z siebie wydusić, przytłoczony uczuciami.

- I nigdzie się nie wybieram, skarbie. No, chyba, że z tobą do Seulu. - wypowiada te słowa z cwanym uśmiechem. Potrzeba mi chwili, żeby to przetrawić - Eha trochę mi pomogła z papierami, ale, zakładając, że zdam, mam szansę na jeden semestr wylądować z wami w Korei.

Uśmiecham się od ucha do ucha. W Korei, z nią, o kurczaki, cytując Gweny i końcówkę Czerwieni rubinu, to ja tu sobie zemdleję. Już sobie wyobrażam nasze wspólne życie, mieszkanko w Gangnam, albo, bardziej realnie patrząc, w Incheon albo na Itaewonie, ale dajcie pomarzyć, do tego Eha, Adela i Bella za ścianą, moje najukochańsze osoby i Korea!

- Rety, to... kurczaki blade i puchate, nawet nie wiesz, jak się cieszę!

- A to jeszcze nie koniec - dodaje z jeszcze szerszym uśmiechem - Zamierzałam wspomnieć przy innej okazji, ale już nie wytrzymam. Rodzice odkładali na mieszkanie dla mnie i dwa dni temu oficjalnie odebrałam klucze. Przeniosę się pewnie na początku przyszłego roku i... zakładając, że nic się nie posypie, wprowadzisz się tam ze mną?

No i mamy to, już niedługo wyprostujemy trochę sprawy... By poplątać parę innych ;)

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now