trzydzieści siedem - kolmkümmend seitse. Bear hug ✅

21 1 0
                                    

(wracamy do pov Koidu jakby co)

Słodkość i filozofowanie to fundamenty tej książki, a dramy i afery są rusztowaniem. Przez połowę tegoż rozdziału zastanawiałam się, co ja w ogóle robię, czemu zawsze tak bardzo "dowalam" swoim bohaterom?

Tym razem dam sobie szansę.

Wchodzę po schodach i czuję, że serce odmówi mi posłuszeństwa. Oddech staje mi w gardle, choć wciąż utrzymuję się przy stwierdzeniu, że prawie niczego się nie boję.

Babcia Agnesia stoi przy wyjściu na taras i przeszywa mnie wzrokiem. Patrzy przenikliwie, gdy przystaję kawałek dalej i czuję na sobie jej wzrok. Powtarzam sobie co którąś myśl wszystko, co zauważył Taevi. Nic się przecież stać nie może. A jak już to słowa. To my decydujemy, czy staniemy przed mieczem, czy złapiemy za rękojeść. Zbieram się w sobie i podchodzę do babuni, która odstawia szklankę z kompotem na parapet. Znów przewierca duszę tym przenikliwym wzrokiem, od którego się zamarza.

-  Żeby było jasne, nie byłam na początku zachwycona. Wciąż parę rzeczy do mnie dociera. A tak poza tym, rozmówiłam się z twoim kawalerem.

- Jak to? Kiedy niby? - od razu opada mi szczęka. Węszę w tym wszystkim spisek tego przebiegłego mikrusa.

- Raptem kwadrans temu, gdy trajkotałaś z Robinem. - babcia uśmiecha się lekko - Twój kawaler... No dobrze, wiem, że nikt już tak nie mówi. Powiedział, że nic nie było między wami proste i że wiele, wiele razy wymykałyście się z Dorel, żeby się u nich schować. Musiałam to zauważyć i zaakceptować fakt, że mój najstarszy syn nie jest idealny i wiele rzeczy wpłynęło też na ciebie.

- B-bo taka prawda - dukam, ledwo skleiwszy zdanie, jak tylko za chwilę znajdę tego głupola małego kochanego... - Robiłam rzeczy, z których nie jestem dumna, kiedyś myślałam, że nie mogę pisnąć słowa, że to normalne. Potem nie chciałam kolejnej osoby, którą musiałabym zasłaniać, tak, jak wiele razy Dorelcię i mamke, kolejnej osoby, która tak czy inaczej by mnie zraniła... i wyrósł ze mnie taki potworek.

- Przecież sama wiesz, że nie jesteś "potworkiem", robaczku - mierzwi mi włosy, jak wtedy, gdy byłam jeszcze malutka i często plotła mi warkocze - Twój „absztyfikant" słusznie zauważył, że niektóre rzeczy to nasze oczekiwania, a nie rzeczywistość.

Słysząc to, głęboko czuję, że będę kochać tego głupola już przez resztę mojego wyboistego żywota.

***
Gubię się, zupełnie tak samo. Pusta potęga nie zamierza opuścić mnie ani na moment. W tym deszczu świateł, zagubienie przestało ranić aż tak bardzo. Trawa pod stopami przesiąkła deszczem. Trafiam w serce kolejnej drobnej awantury.

Jeśli nie zadziała milczenie, słowa odbiją kulę ze zdwojoną siłą. Wujek Olaf znowu wybrał sobie okazję, kiedy to zebrało się pół ich rodziny. Taevi twierdził, że już się do wszystkiego przyzwyczaił, a nie powinien. Cała ich "dyskusja" odbywa się po polsku, jakby wujek nie chciał, żeby ktokolwiek zrozumiał, albo, żebym to ja nie wiedziała, o co chodzi. Starczy zauważyć, że czepia się głupot, robi z igły widły i tak dalej.

- Rzecz w tym - odpowiada mu Taevas - Że zawsze była tylko wasza wizja, którą sobie wymyśliliście, którą mogliście kochać - wypowiada to z mieszanką żalu, wściekłości i smutku, głosem drżącym, lecz dalekim od załamania -  Ale już taki nie jestem. Już dawno dorosłem. Było wcześniej próbować zrobić sobie ze mnie wymarzonego dzieciaka i ułożyć mi życie. To wszystko oczekiwania, nie moje obietnice.

Dodam cichutko i skromnie, że jestem z niego dumna.

- Jakiś ty bezczelny... - już szykuje się litania i wiązanka - Człowiek chce dobrze, a dostaje tylko takie pyskowanie...

Like Hate LoveWhere stories live. Discover now