It's never too late

By angeliqueanne_

7.9K 900 398

Historia o młodej, pięknej śpiewaczce, która przyjechała do Wiednia. I się zakochała. . . . Mozart L'opera... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Info!
Nominacja! 10 faktów o mnie (+ 10 kolejnych xD )
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog
informacja

Epilog cz. 2 (bonus)

150 14 13
By angeliqueanne_

Jeśli jeszcze pół roku temu ktoś w pałacu powiedziałby na głos o tym, że sam kapelmistrz i młody Mozart, którzy od lat uważani było za największych wrogów, zagrają razem na jednej scenie, każdy uznałby to za naprawdę dobry dowcip. Teraz jednak nie tylko mieli wystąpić razem, ale i przed jednym fortepianem. Oczywiście skomponowanie sonaty na cztery ręce było pomysłem Wolfganga, ale Antonio długo nie kwestionował tego pomysłu. Było to coś nowego, coś, za czym ludzie naprawdę czekali. Błądząc korytarzami pałacowymi co raz słyszałam zniecierpliwione rozmowy - w końcu występ miał zacząć się lada chwila.

-Jak dobrze cię widzieć Elisabeth - powiedział ciepły głos za moimi plecami. - Widzę, że jednak udało ci się przyjść na występ. Pani Madeleine zgodziła się zaopiekować Angelo?

-Nie - zaśmiałam się serdecznie i obróciłam twarzą do niego. - Też była zaproszona. A ja nie mogłam nie przyjść.

-Nie wiem, czy zabranie go do pałacu było dobrym pomysłem - szepnął, uważnie przyglądając się chłopcu, którego trzymałam w ramionach.

-Gdybyś częściej wychodził ze swojego gabinetu to wiedziałbyś, że Angelo był już tutaj naprawdę wiele razy.

Pokręcił tylko z politowaniem głową, ale z uśmiechem pochylił się nad moim synkiem, który nieustannie lustrował go uważnym spojrzeniem. Był niesamowicie spokojny, jeszcze bardziej niż w domu; jednak nawet charakter odziedziczył po ojcu.

-Ezo! - zawołał Angelo, wyciągając przed siebie rączki, ale już po chwili zrezygnował z zamiaru przytulenia librecisty, bo jego uwagę przykuł głośniejszy krzyk.

-On jest taki podobny do Antonia - zachichotał Lorenzo, kiedy chłopiec zrobił oburzoną minę. - Jak dwie krople wody. Naprawdę nikt się niczego do tej pory nie domyślił? - spytał, a ja tylko pokiwałam przecząco głową. - Chyba tylko dlatego, że nikt nie spodziewałby się po nim jakichkolwiek uczuć, a tym bardziej posiadania rodziny, ale wiesz, że tego nie będzie dało się ukrywać wiecznie?

Westchnęłam cicho, ale nawet w myślach musiałam się z nim zgodzić. Ludzie są z natury podejrzliwi, lubią plotkować, pewnym więc było, że ktoś pewnego dnia wszystko zrozumie, to, że ja wcale nie byłam samotną matką, a Antonio tak oziębłym i aroganckim człowiekiem, jakim często był w pałacu, by dalej dystansować się od ludzi. Nawet mimo upływu czasu to się w nim nie zmieniło, ciągle był tak samo nieufny jak kiedyś, ale wiedziałam, że nie jestem w stanie tego zmienić. W gruncie rzeczy przez te pół roku nie zmieniło się niemal nic, ciągle musiał chodzić o kulach, a ja ciągle musiałam mu przypominać, że nie mógł się tak samo przemęczać jak kiedyś. Oczywiście, był na to zbyt ambitny i nie mógł przyjąć do świadomości, że teraz nie mógł pracować aż tak dużo, jak wcześniej, że musiał więcej odpoczywać, dbać o siebie, że jego stan zdrowia naprawdę go ograniczał.

-Elisabeth, koncert za chwilę się zaczyna!

Uśmiechnęłam się szeroko do młodego chłopca, jednego z uczniów Antonia i weszłam na salę w momencie, kiedy rozbrzmiały głośne brawa. Usiadłam na jednym z wolnych foteli zupełnie z przodu przed sceną - jako była śpiewaczka ciągle miałam ten przywilej. Angelo owinął rączki wokół mojego rękawa, bawiąc się koronkowymi ozdobami w całkowitym milczeniu. Spojrzałam na scenę, gdzie stał cesarz, witając wszystkich przybyłych. Musiałam przyznać, że ludzi na tyle zaskoczył ten koncert dwóch wrogów, że przez samo zaintrygowanie przyszli posłuchać. Sala była pełna, niektórzy nawet stali, bo zabrakło już miejsc, jedynie w pierwszym rzędzie było jeszcze kilka miejsc, ale one były zarezerwowane dla ważniejszych osób. Kiedy ludzie już umilkli usłyszałam ciche stukanie. Na scenę wszedł Antonio, ciągle mocno opierając swój ciężar na kulach, a tuż koło niego powoli kroczył Wolfgang, uważnie się mu przyglądając, jakby w obawie, że coś może mu się stać. Obaj się ukłonili - Antonio ledwie zauważalnie, a mój przyjaciel tak głęboko, że jego włosy prawie musnęły parkietu. Tym razem jednak Wolfgang musiał mu nieco pomóc; chwycił go lekko pod ramię i odstawił kule, które oparł o bok fortepianu. Obaj usiedli na ławie przed tym wielkim instrumentem i spojrzeli na siebie, wymieniając kilka krótkich zdań, których nikt nie był w stanie usłyszeć.

Kiedy muzyka się zaczęła Angelo momentalnie obrócił się w kierunku sceny, uważnie przyglądając się obu muzykom. Jak na swój młody wiek był naprawdę niesamowicie spokojny i opanowany; jego czujne oczy obserwowały wszystko, co się działo wokół niego. Cesarz usiadł na fotelu koło mnie, uśmiechając się porozumiewawczo do jakiegoś mężczyzny, który ciągle stał w cieniu korytarza. Angelo nie mógł przestać się mu przyglądać, co chwilę obracał głowę to w jego stronę, to sceny, przysłuchując się przepięknej sonacie. Musiałam przyznać, że muzyka jaką skomponowali była naprawdę zachwycająca, łączyła ich oba wyjątkowe style w jeden, naprawdę niesamowity. Gdy skończyli rozległy się gromkie brawa, a wszyscy ruszyli w kierunku sceny, by im pogratulować. Trwało to naprawdę długo, ale w końcu na sali zostali tylko muzycy, cesarz i nieliczna grupka aktorów i pisarzy.

-Elisabeth! Angelo! - zawołał radosny głos spod samej sceny.

Podeszłam do Wolfganga ciągle uśmiechającego się do mojego synka, który wyciągnął rączki w jego stronę, na przemian zaciskając palce i je otwierając.

-Czego ty go nauczyłeś? - spytałam rozbawiona, przyglądając się tej niewinnej zabawie.

Oczywiście nie tylko mnie to zaskoczyło - Antonio również cały czas patrzył w naszą stronę w milczeniu, całkowicie ignorując rozmowy, które skierowane były w jego stronę. W końcu muzycy zrozumieli, że ich nie słucha, więc również podążyli za jego wzrokiem. Angelo, zaintrygowany tą ciszą uniósł wzrok, wpatrując się w swojego ojca. Już chciałam zacząć jakąś rozmowę z Wolfgangiem, żeby odwrócić od nich uwagę, ale mój synek był innego zdania. Ciągle patrząc spokojnie przed siebie zacisnął piąstkę na swoich bujnych, hebanowych włosach i zagarnął je sobie na twarz, chcąc jak najbardziej upodobnić się do Antonia. Często tak robił, ale w domu, gdzie nikt nie mógł tego dostrzec, ale teraz... przypatrywali się nam wszyscy. Dosłownie wszyscy, włącznie z cesarzem.

Chyba wszystko się wydało.

Nie próbowałam nawet nic tłumaczyć, bo wiedziałam, że było już za późno. Antonio najwyraźniej też o tym pomyślał; usiadł na krawędzi sceny i oparł kule o nogę. Powoli podeszłam do niego, dając mu jeszcze czas na przemyślenie swojej decyzji, ale on tylko uśmiechnął się blado i wyciągnął ręce, by móc wziąć synka w swoje objęcia, czemu towarzyszyło tak wiele szeptów zaskoczenia, że żadnego z nich nie zrozumiałam.

-Czy możecie nam to wszystko wyjaśnić? - spytał cesarz autorytatywnym głosem, chcąc zaspokoić swoją ciekawość, a raczej upewnić się w swoich przekonaniach.

-Myślę, że tutaj nie ma czego wyjaśniać - zaśmiałam się cicho - skoro wszystkiego można się samemu domyślić.

-Macie dziecko bez ślubu? - zawołał oburzony Rosenberg, podchodząc aż pod samą scenę. - Ależ to niedopuszczalne!

-Spanie co noc z inną kochanką jest chyba nieco bardziej niedopuszczalne, a jakoś nie masz pan nic przeciwko temu wieczorami idąc do burdelu - odwarknął Antonio, przyciskając Angela do piersi jakby bał się, że nagle może stać mu się jakaś krzywda.

Widząc tak zarumienionego i upokorzonego Rosenberga wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem, a szambelan co sił uciekł z pokoju. Wiedziałam, że mój ukochany trochę przesadził, ujawniając ten sekret przed wszystkimi, ale... ja również miałam już dość tego przemądrzałego mężczyzny.

-Elisabet i Antonio, Antonio i Elisabeth - powiedział zadumały cesarz, przyglądając nam się z rozbawieniem. - Rzeczywiście mogłem się tego domyślić wcześniej, malutki Angelo jest to ciebie tak podobny - zwrócił się do Antonia, który na moment oderwał wzrok od synka.

Kiedy atmosfera zaskoczenia już nieco opadła, wszyscy powrócili do przerwanych rozmów, a ja usiadłam koło Antonia, kładąc głowę na jego ramieniu. To była naprawdę wielka ulga, że już nie musieliśmy udawać, kłamać. Oczywiście Wolfgang próbował to wykorzystać, rozbawiając Angelo, który za cel postawił sobie sięgnięcie koronkowych rękawów koszuli mojego przyjaciela, jednocześnie pozostając w objęciach ojca.

Cały wieczór minął w tak radosnej atmosferze, wszyscy nam gratulowali, przychodzili porozmawiać zupełnie nie zważając na oziębłe spojrzenia, jakie posyłał im Antonio. Zastanawiałam się, czy on kiedyś się zmieni...

•••××ו••

-Elisabeth, jak się czujesz?

Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się delikatnie do gosposi, która stała w progu pokoju, przyglądając mi się z niesamowitym smutkiem. Zachęcana moim spokojem weszła do środka i usiadła na kanapie, obserwując bawiących się na dywanie Silvię i Matteo, uroczych bliźniąt. Oboje wyglądali jak malutkie aniołki, mieli jasne włosy po mnie, ale ciemne oczy po ojcu. Ciągle pamiętałam, jak trzymałam ich w ramionach tuż po narodzinach... ach, od tego dnia minęły już trzy lata, całe trzy lata. Czas upływał tak szybko...

-A jak mogę się czuć? - spytałam spokojnie, choć głos mi lekko zadrżał. - Moje dziecko nie żyje... ciężko mi się z tym pogodzić. A Antonio? Co z nim?

-Jest zrozpaczony, cały czas siebie o wszystko obwinia... Ciężko jest nawet z nim porozmawiać. Może tobie się uda go jakoś uspokoić - powiedziała i uśmiechnęła się troskliwie. - Zostanę z Silvią i Matteo.

Pokiwałam głową i wstałam z kanapy; otarłam rękawem pojedyncze łzy, jakie wcześniej spływały po mojej twarzy i poszłam do pokoju Antonia, skąd dobiegała cicha rozmowa. Nie chciałam przeszkadzać, ale słysząc, że stawała się coraz gwałtowniejsza, weszłam do środka.

-Mama! - zawołał Angelo i rzucił się mi w ramiona, mocno mnie przytulając.

Jak na siedmioletniego chłopca był bardzo mądry i spostrzegawczy; śmierć malutkiej Caroli naprawdę go zasmuciła, ale jednocześnie robił wszystko, żeby jakoś pocieszyć swojego ojca. Teraz oczywiście też tak było, ale z moim ukochanym nie dało się o niczym spokojnie porozmawiać tak, by ten albo nie wybuchł złością, albo znów nie zaczął się o wszystko obwiniać. Musiałam to wreszcie zmienić.

-Angelo, mógłbyś pójść do pokoju twojego rodzeństwa i zostawić nas na chwilę samych?

Chłopiec ochoczo pokiwał głową i nim wyszedł, pocałował mnie w policzek. Gdy tylko drzwi się zamknęły usiadłam na łóżku koło Antonia, który opierał się plecami o wezgłowie, a w dłoniach zaciskał pluszowego misia, jedną z zabawek malutkiej Caroli.

-To nie była twoja wina mio amore-

-A czyja? - odwarknął wściekle i rzucił zabawką o ścianę. - Powiedz mi czyja do cholery, skoro tylko ja tam byłem? Nie ty, nie pani Madeleine, nie nikt inny tylko ja! To w moich ramionach umarła, na moich oczach! To, to...

Przerwał i oparł głowę o skrzyżowane ręce, biorąc kilka głośnych, gwałtownych wdechów. Był naprawdę roztrzęsiony, ale... nie mogłam się mu dziwić. Musiał patrzeć na to, jak umiera, nie mogąc nic zrobić. To ta bezsilność i bezradność tak go wyniszczyła, doprowadziła do takiego stanu. Jednego jednak byłam pewna, on nie był temu winien, a choroba, jaka teraz panowała wśród noworodków i niemowląt, zabijając naprawdę wiele tych malutkich istnień. Ciągle pamiętałam, jak Wolfgang przybiegł do mnie zrozpaczony, kiedy to jego syn umarł... minęło wiele miesięcy, nim udało mu się pogodzić z tym na tyle, by znów odzyskać swoją charakterystyczną radość życia, ale śmierć kolejnych dzieci, syna i dwóch córek naprawdę zmieniła jego charakter. Był o wiele spokojniejszy i ponury, rzadziej się uśmiechał, ale ciągle to robił, bowiem miał jeszcze powód do radości w swoim życiu - Carla, swojego sześcioletniego syna i Constanze, która potrzebowała jego wsparcia. To samo próbowałam wytłumaczyć teraz Antoniowi, że ciągle ma mnie, że ciągle ma Angelo, Silvię i Matteo.

-Nie możesz się o to obwiniać... Sam słyszałeś, co mówił lekarz, to była choroba, nic nie mogliśmy na to poradzić.

-A skąd wiesz? Może gdybym lepiej się nią opiekował nic by się nie stało? - warknął zrozpaczony i odchylił głowę do tyłu, niemal nieświadomie opierając się o moje ramię. - Może ciągle by żyła...?

-Dla mnie to też jest ciężkie, ale pomyśl, czy ona byłaby szczęśliwa, gdyby widziała ciebie takiego smutnego? Spróbuj zrobić to dla niej, dla nas... dla mnie Antonio. Ja też cię potrzebuję, wiesz? Twojej bliskości, twojego pocieszenia. Nie możemy nieustannie oddalać się od siebie z takiego powodu. Wiem, że przez to cierpisz, ale... masz jeszcze ludzi, dla których powinieneś starać się z tym wszystkim pogodzić. Pomyślałeś kiedyś, co czuje Angelo, kiedy przychodzi do mnie zapłakany, że znów nie dał rady wywołać uśmiechu na twojej twarzy? Albo Silvia? Co ona musi czuć, skoro się tak do ciebie przywiązała, a ty ciągle ją odrzucasz? A Matteo? Wiem, że próbujesz się znów odizolować od ludzi, żeby mniej cierpieć, ale to nie jest wyjście. Nieraz nie da się uciec od problemów, trzeba stawić im czoło.

-Wiem Elisabeth, ale... Ja ciągle nie mogę pozbyć się tego widoku, tego... tego jak trzymałem jej martwe ciało w ramionach - szepnął cicho i zamknął oczy, uśmiechając się smutno. - Była taka piękna...

-Padre...? - rozległ się nagle cichutki głosik. - Pobawisz się z nami?

Silvia niepewnie podeszła do łóżka i stanęła przed samą jego krawędzią. Była przestraszona, a żeby się jakoś uspokoić zaczęła bawić się materiałem sukni, miętosząc go między palcami.

-Mama pójdzie się z wami pobawić - odparł chłodno i odsunął się ode mnie; próbując nas zignorować wziął książkę, która wcześniej leżała na jego poduszce.

-Antonio-

-Nie.

Nie zdążyłam zmienić jego zdania, Silvia rozpłakała się głośno i wybiegła z pokoju, całkowicie zrozpaczona. Antonio westchnął cicho i zamknął książkę, którą po chwili rzucił tam, gdzie wcześniej pluszowego misia. Naprawdę, nie wiedziałam już, jak mam z nim rozmawiać...

-Czemu to robisz? - spytałam, nagle rozumiejąc jego obawy. - Boisz się, że im też stanie się krzywda, jeśli będziesz z nimi spędzał czas?

-A skąd wiesz, że nie? Już jedno nasze dziecko zabiłem!

-Antonio - powiedziałam twardo, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę - przestań się o to obwiniać. Zrozum do cholery, że to nie przez ciebie to się stało! To była choroba, zwykła choroba, na którą nic nie mogliśmy poradzić. Na nią nie ma lekarstwa, a odchodzi przez nią wiele dzieci... małych dzieci Antonio, noworodków. Takich, które są jeszcze słabe, które się jeszcze rozwijają, rosną. Matteo i Silvia mają już trzy lata, a Angelo siedem... zrozum, że im to już nie grozi, że nic im się nie stanie.

Moje wytłumaczenia oczywiście nie odniosły żadnego rezultatu, nawet nie wiedziałam czy w ogóle mnie słuchał. Wpatrywał się jedynie tępo przed siebie, jakby zatracony we własnych myślach. Westchnęłam cicho i pocałowałam go w czoło, chcąc zwrócić jego uwagę, ale nie dało to wiele.

-Antonio...

-Nigdy się z tym nie pogodzę. Nigdy.

Już chciałam znów zaprotestować, ale nagle w progu rozległ się cichy hałas. Silvia weszła do pokoju ze zbuntowaną minką i łzami porozcieranymi po całej twarzy, a tuż za nią kroczył Aneglo, trzymając za rękę małego Matteo, który podobnie jak nasza córeczka w drugiej ręce zaciskał worek z zabawkami. Wszyscy wdrapali się na nasze łóżko i porozkładali po całym kocu misie, lalki i różnokolorowe klocki.

-Skoro nie chcesz bawić się z nami, padre, to my pobawimy się z tobą - powiedział Angelo, uśmiechając się ciepło, a jego słowom zawtórował radosny śmiech Matteo i Silvii.

-Też się pobawisz mamo? - spytał jasnowłosy chłopczyk i usiadł na moich kolanach, ściskając w dłoniach niebieskiego, pluszowego zajączka.

-Z największą przyjemnością - powiedziałam serdecznie i chwyciłam kilka klocków, układając z nich malutką wieżę, która od razu się rozsypała.

-Czemu się z nami nie bawisz padre? - spytała zrozpaczona Silvia, kiedy Antonio odsunął się od nas, odkładając misia, jakiego nasza córeczka niemal siłą wcisnęła mu w ramiona. - Nie kochasz nas już...?

Wszystkie trzy pary oczu wbiły się w niego z tak wyczekującym, pełnym nadziei i smutku spojrzeniem, że naprawdę chciałam odpowiedzieć za niego, by ich uspokoić, ale się powstrzymałam. Tego właśnie potrzebował teraz Antonio, uświadomić sobie, że ludzie, których kochał i którzy go kochali ciągle żyli i musiał się nimi zająć. Uśmiechnął się blado, a Silvia od razu wdrapała się mu na kolana, z całej siły wtulając się w jego pierś.

-Oczywiście, że was kocham... - odparł spokojnie i pocałował córeczkę w czubek głowy.

-Czyli skoro nas kochasz, to pobawisz się z nami?

-Tak, pobawię - powiedział, pierwszy raz od długiego czasu śmiejąc się cicho.

-A nauczysz nas śpiewać?

-I grać na pianinie?

-I komponować?

Prośby i błagania ciągnęły się w nieskończoność, a on nie miał serca przeciwstawić się któremuś z tych żądań. Zgodził się na wszystko, w końcu rozumiejąc, jak bardzo nasze dzieci potrzebowały jego obecności, jego miłości, jego troski. Wiedziałam, że ani ja ani on prędko nie pogodzimy się ze stratą córeczki, ale miałam teraz tylko jedną nadzieję...

...że wszystko znów zacznie się układać. Tak samo, jak wcześniej.  

______________________________________

mio amore (wł.) - kochanie

padre (wł.) - ojciec/ojcze

______________________________________

No i nastał czas zakończenia tego opowiadania :) Kiedy zaczynałam je pisać w kwietniu (ostateczną wersję, wcześniejsze powstawały jeszcze wcześniej) naprawdę nie sądziłam, że będzie aż takie długie. Powiem szczerze, że czytając pierwsze rozdziały mam wielką ochotę je poprawić, co może kiedyś zrobię... ale jednego jestem pewna, w jakiś dziwny sposób będzie mi brakowało tej historii, którą pisałam przez ponad pół roku :)

A na sam koniec najważniejsze pytanie... czy mam na tym opowiadaniu skończyć swoją wattpadową działalność, czy jest tu ktoś, który poczytałby inne moje "dzieła"? A jeśli tak, to czy ta osoba miałaby jakieś propozycje albo sugestie dotyczące tego, o czym mogłoby by one być? Nie ukrywam, że najchętniej znów napisałabym coś w oparciu o Mozart L'opera Rock albo chociażby realiów historycznych okresu klasyków wiedeńskich, ale jeśli ktokolwiek ma jakieś ciekawe pomysły... piszcie :) a nóż (widelec) coś wykorzystam :D

Continue Reading

You'll Also Like

28.8K 1.2K 22
DRUGA CZĘŚĆ "LOST" Jenny powoli stara się poukładać swoje życie. Studiuje, mieszka w innym mieście. Na wakacje wraca jednak do Naples. Nie zdaje sobi...
130K 11.9K 29
Poznaj historię córki głównego bohatera z "Wszystko, co skrywa twoje serce" Można powiedzieć, że życie Penelope Porter było idealne. Miała kochającą...
154K 3.9K 24
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chł...
111K 3.3K 20
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...