It's never too late

By angeliqueanne_

7.9K 900 398

Historia o młodej, pięknej śpiewaczce, która przyjechała do Wiednia. I się zakochała. . . . Mozart L'opera... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Info!
Nominacja! 10 faktów o mnie (+ 10 kolejnych xD )
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog cz. 2 (bonus)
informacja

Epilog

156 13 5
By angeliqueanne_

-Elisabeth? Elisabeth?! Wszystko w porządku? Boże, wyglądasz tak blado i - zawołał na jednym wdechu Wolfgang, całkowicie spanikowany, ale ja zatrzymałam jego słowotok kładąc palec na jego ustach.

-Amadé, ja nie umieram - zaśmiałam się, a on tylko zarumienił się uroczo.

Dopiero niedawno odkryłam, jak bardzo uwielbiał, kiedy zwracałam się do niego w ten sposób; jednocześnie go to cieszyło i uspokajało, choć nie na długo. Odkąd ożenił się z Constanze - a od tego dnia minęły zaledwie dwa tygodnie - nieustannie o wszystko się obawiał. Domyślałam się tylko, że powodem była choroba jego żony i choć nie była ona ciężka, szczerze przeraziło go to, że mógł stracić osobę tak bliską swojemu sercu. Teraz, kiedy i ja z każdym dniem czułam się coraz gorzej, starał się nie odstępować mnie ani na krok, przez co stał się w tym domu najczęstszym gościem.

-Kochanie, twoja siostra cię woła - powiedziała Constanze, która najwidoczniej niezauważenie musiała przyjść do mojego pokoju.

Wolfgang uśmiechnął się do mnie ciepło, a jego oczy zdawały się mówić “i tak za chwilę tu wrócę”; nim odszedł pocałował jeszcze swoją żonę w policzek i zaśmiał się cicho. Sugerując się uśmiechem na twarzy młodej kobiety Nannerl wcale nie chciała spotkać się ze swoim bratem, a jedynie użyła tego jako wymówkę, byśmy na chwilę zostały same.

-Jak się czujesz? - spytała troskliwie, gdy usiadła na krawędzi łóżka.

-Antonio cię tu przysłał, prawda? - spytałam rozbawiona, starając się jak najusilniej ignorować ból, jaki nagle wstrząsnął moim ciałem.

-On zaczyna już odchodzić od zmysłów - zachichotała kobieta i podała mi kubek z chłodną wodą, który musiała przynieść z salonu. - Cały czas chodził w kółko po pokoju, uderzając tymi kulami w podłogę, nawet chwili nie potrafił usiedzieć na miejscu. Nigdy bym się nie spodziewała, że on aż tak mógłby się o kogoś martwić, jak o ciebie, ba… że on w ogóle jest w stanie odczuwać jakieś ludzkie emocje. Ach, nie o tym chciałam ci powiedzieć! Twój ukochany zmusił Woltera, by poszedł po doktora Collina, powinien być tu lada chwila. Trochę go to uspokoiło, ale ubłagał mnie, żebym zobaczyła, czy wszystko w porządku.

-Wszystko jest dobrze, tylko… ach, nie mów mu tego, ale to z każdą chwilą boli coraz bardziej - odparłam szczerze, kiedy tylko dostrzegła, jak ręką ocieram łzy z oczu.

-Może to dobrze, że poszedł po doktora - zadumała i uważnie zlustrowała mój brzuch - bo mam wrażenie, że twoje dziecko naprawdę chciałoby już przyjść na ten świat. Wyobrażasz to sobie? Gdybyś urodziła je dzisiaj? Ach, Antonio miałby taki niesamowity prezent urodzinowy!

-Coś tak czuję, że… agh… że ma duże szanse na ten prezent - wyjąkałam, zaciskając dłonie na prześcieradle.

-O mój Boże, Elisabeth, naprawdę? - zawołała spanikowana, zupełnie nie wiedząc, co ma zrobić. - Boże, Boże, Boże! Nic ci się nie stanie, jak poczekasz tutaj chwilkę, prawda?

Wybiegła z pokoju nim choć zdążyłam pokiwać głową. Nim ciszę przerwał mój kolejny jęk bólu, usłyszałam przez otwarte drzwi na pół radosny, na pół przerażony okrzyk “Elisabeth rodzi!”. Jej entuzjazm nieco mnie rozbawił, bowiem sama nie byłam pewna, czy tak wygląda poród czy nie. Nie byłam nawet w stanie dobrze się nad tym zastanowić, ból co chwilę wyrywał mnie z myśli. Odchyliłam głowę do tyłu, dysząc coraz głośniej, ale nawet mimo to słyszałam kroki na schodach. Naprawdę dużo kroków.

-Elisabeth! - pisnął Wolfgang, nim upadł na kolana tuż przed moim łóżkiem; wpatrywał się we mnie z rozchylonymi ustami, a w jego oczy aż lśniły od łez.

-Wszystko… wszystko jest w porządku - wysapałam między dwoma cichymi jękami i chwyciłam go mocno za dłoń, jakby w ten sposób chcąc go pocieszyć. - Nic mi nie będzie.

Moje słowa niespecjalnie go uspokoiły, ale mimo to uśmiechnął się do mnie smutno. Rozejrzałam się po pokoju - o dziwo nie zbiegli się tu wszyscy, którzy w salonie świętowali urodziny Antonia, a tylko kilka osób. Nannerl, spanikowana podobnie jak brat, kręciła się po całym pokoju, próbując wymyślić jakiś pożyteczny sposób pomocy. Jedynie pani Madeleine wydawała się być opanowana i spokojna - domyślałam się, że jako starsza osoba wiedziała, co trzeba robić w takich sytuacjach. Zacisnęłam usta, żeby powstrzymać jęki przed ucieczką, ale po chwili przerodziły się one w ciche krzyki, których w żaden sposób nie potrafiłam stłumić.

Dobry Boże, czułam się, jakbym lada chwila miała umrzeć z bólu.

Nagle na schodach rozbrzmiały kolejne kroki, którym akompaniowały ciche uderzenia i dość gwałtowna i nerwowa rozmowa. Przez uchylone drzwi najpierw wychyliła się głowa Lorenza, który tylko otworzył szeroko oczy, zaskoczony moim stanem. Usilnie próbował kogoś powstrzymać przed wejściem do środka. Zaciekawiona nieco podniosłam się, kładąc głowę na poduszce. To Antonio wszedł do pomieszczenia; mogłam się tego domyślić już wcześniej, w końcu tylko on ze wszystkich tu obecnych poruszał się o kulach. Chciałam się do niego uśmiechnąć, żeby uspokoić obawę i strach, jakie widziałam w jego spojrzeniu, ale nagle poczułam tak okropny ból, że aż wygięłam się na łóżku. Był ostry, ale krótki - już po chwili opadłam na miękki materac, a cierpienie zelżało niemal całkowicie. Po raz kolejny spojrzałam na Antonia, który był aż blady na twarzy, a oddychał o wiele gwałtowniej i szybciej niż ja; był naprawdę przerażony moim stanem. Wiedziałam, że kiedy musiał oglądać, jak wiłam się z bólu na łóżku nagle wróciły o niego wszystkie demony jego dzieciństwa, ten strach, że coś mi się stanie. Nie był wstanie z tym walczyć, choć widziałam, jak usilnie się starał. Ból powrócił, ale tym razem za wszelką cenę starałam się go ukryć, jednak cichy jęk uciekł z moich ust. To było dla niego już zbyt wiele - po prostu bezwładnie osunął się do tyłu, prześlizgując się między rękoma Lorenza, który rozpaczliwie próbował go złapać i upadł na panele z cichym łoskotem.

-Ach, Antonio do cholery! - warknął spanikowany librecista, podnosząc mojego ukochanego i kładąc go na kanapie w rogu pokoju.

-Spokojnie, dojdzie do siebie - powiedziała pani Madeleine, czule głaszcząc Antonia po głowie. - Zbyt wiele przeżyć na raz… a szczególnie dla kogoś, komu przez tak wiele lat obce były ludzkie uczucia…

Jej słowa naprawdę mnie wzruszyły. Miała rację, on zbyt długo był skazany na samotność, na ukrywanie wszystkiego przed samym sobą; teraz to wszystko, co się działo, było dla niego czymś zupełnie nowym, obcym, nieznanym.

-Agh! - warknęłam cicho, a mojemu głosowi zawtórował odgłos otwieranych drzwi.

Całe szczęście to doktor Collin wszedł do pokoju. Kiedy tylko zobaczył mnie wijącą się po łóżku i nieprzytomnego Antonia, który leżał na kanapie, pokręcił tylko głową.

-Ach te wiecznie żywe stereotypy! - zawołał teatralnie załamując ręce. - Matka rodzi, ojciec mdleje!

•••××ו••

W moim życiu było wiele pięknych chwil, naprawdę wiele, ale… ten moment, kiedy usłyszałam płacz dziecka, płacz mojego dziecka, wzruszyłam się tak niesamowicie, że po chwili i po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Nagle zupełnie przestało mi przeszkadzać to, że wciąż leżałam półnaga na zakrwawionym prześcieradle, że ledwo miałam siły, żeby podnieść się o własnych siłach; otworzyłam oczy, by uważnie przyjrzeć się pani Madeleine, która stała przede mną, trzymając w dłoniach małe zawiniątko. Położyła je w moich ramionach, a spod ręcznika niemal natychmiast wychyliły się dwie malutkie rączki, które rozpaczliwie czegoś poszukiwały. Nannerl i Lorenzo pomogli mi usiąść, a ja dopiero teraz znalazłam dość sił, by lekko uchylić materiał.

-Jaki ty jesteś piękny… - wyszeptałam głosem drżącym ze wzruszenia i czule ucałowałam skroń małego dzieciątka, które trzymałam w objęciach.

Ten malutki chłopczyk otworzył na moment oczy, rozglądając się nieco, ale nie dostrzegł chyba niczego poza moją twarzą, bo to na niej skupił swoją uwagę. Dopiero teraz, kiedy wpatrywał się w moje oczy dostrzegłam jego uderzające podobieństwo do ojca. Te same rysy twarzy, te same cudnie czekoladowe oczy, te hebanowe włosy, które teraz bardziej przypominały delikatny meszek na jego głowie. Miał za to delikatne piegi, podobnie jak ja, które tylko podkreślały jego wyjątkowy, dziecięcy urok.

-El-Elisabeth?

Podniosłam głowę, a mój wzrok od razu zatrzymał się na postaci stojącej w progu. To był Antonio, mój ukochany Antonio, który przypatrywał się mi ze łzami wzruszenia w oczach. Powoli do nas podszedł, co chwilę mocniej opierając się na kulach, jakby od nadmiaru emocji znów walczył z omdleniem.

-Urodę ma po tobie - zaśmiał się Lorenzo i poklepał mojego ukochanego lekko po ramieniu.

W końcu w pokoju zostaliśmy tylko my - ja i Antonio. Był szczerze wzruszony, nawet nie próbował ukryć łez, jakie błyszczały mu w oczach. Powoli usiadł koło nas, ale nie odważył się wziąć swojego syna w ramiona, więc to ja, kiedy tylko poczułam dość dużo sił, położyłam go na jego kolanach, sama wtulając się w jego bok.

-Wygląda jak aniołek… - wyszeptał cicho, rozbawiony uroczą powagą, jaka pojawiła się na twarzy naszego syna, gdy tylko usłyszał jego głos. - Mio Angelo…

-Angelo - powtórzyłam po nim i czule pocałowałam chłopca w stroń. - Chcesz się tak nazywać, malutki?

Wplątał swoje malutkie rączki w moje włosy, śmiejąc się uroczo. Tak, Angelo to było idealne imię dla niego. Antonio ostrożnie wziął go w ramiona, a on już prawie usnął - prawie, bo do pokoju nagle wbiegł Wolfgang, a tuż za nim Nannerl, Kerstin, a nawet Wilson, który po raz pierwszy nie spiorunował Antonia wzrokiem. Piski, krzyki, śmiech… tak, mój ukochany zdecydowanie dostał najpiękniejszy prezent na urodziny.

____________

A więc tak... Opowiadanie już czas zakończyć, ale pomyślałam, że nie epilog nie jest ku temu idealnym momentem. W końcu nie wypada tak bez zapowiedzenia.

Jeśli więc pod tym "rozdziałem" będą chociaż trzy komentarze i jedna gwiazdka, to napiszę jeszcze bonus (i będzie to ostateczne zakończenie) :)

Continue Reading

You'll Also Like

154K 3.9K 24
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką, postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chł...
454K 24.1K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
1.4M 32K 33
Veronica i David od zawsze przepełniali się nienawiścią. Odkąd tylko pamiętali próbowali trzymać się od siebie z daleka, ponieważ próby jakiegokolwie...
43.5K 903 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...