It's never too late

By angeliqueanne_

7.9K 900 398

Historia o młodej, pięknej śpiewaczce, która przyjechała do Wiednia. I się zakochała. . . . Mozart L'opera... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Info!
Nominacja! 10 faktów o mnie (+ 10 kolejnych xD )
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog
Epilog cz. 2 (bonus)
informacja

Rozdział 51

92 12 7
By angeliqueanne_

-Elisabeth, proszę, przestań już płakać...

Odwróciłam na moment głowę w stronę Hansa i przecząco pokiwałam głową. I tak nie panowałam nad tym potokiem łez, który nieustannie spływał mi po policzkach, z każdą sekundą, z jaką oddalałam się od pałacu czułam, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi. Szczerze mówiąc, ktoś mi je już dawno wyrwał, ukradł niczym najgorszy złodziej. A dziś je złamał.

-Jeśli chodzi ci o Wolfganga, nie martw się, on jest naprawdę wspaniałym muzykiem, nawet jeśli tym razem jego sukces został tak perfidnie zniszczony, wierzę, że odniesie jeszcze mnóstwo kolejnych - mruknął Hans, uśmiechając się do mnie pocieszająco, choć w jego spojrzeniu również widziałam smutek i złość.

-Wiem...

-Więc to nie o niego ci chodzi? - spytał nieco zaskoczony, choć jakby przygnębiony.

-Nie do końca - odparłam wymijająco.

-Jesteś zła na Salieriego?

Tak, byłam na niego zła. Wściekła. Nienawidziłam go. Tylko czemu za każdym razem, kiedy powtarzałam to w myślach, czułam jakbym mówiła coś naprawdę okropnego? Zupełnie wbrew sobie?

-On nie jest wart twoich łez, Elie - szepnął Hans i przytulił mnie mocno.

Choć to, co powiedział, okropnie mnie zabolało, miał rację. On nie był tego wart, nie był wart mojego cierpienia, które przecież sam spowodował. Zniszczył życie mojego przyjaciela, złamał mi serce... dlaczego więc miałabym nad nim dłużej płakać? Teraz muszę ułożyć sobie życie na nowo, bez niego, u boku Hansa i moich przyjaciół.

-Masz rację, kochanie - odparłam, ocierając łzy z policzków. - Chodźmy już do domu, zimno mi.

Hans pokiwał tylko głową i otulił mnie mocniej swoim płaszczem, dalej prowadząc krętymi uliczkami Wiednia.

•••××ו••

Kiedy przyszliśmy do domu, był już naprawdę późny wieczór, na zewnątrz panował całkowity mrok, na niebie nie świeciły się nawet gwiazdy. I padał śnieg. Tak, jak kiedyś kochałam przyglądać się tym puszystym płatkom, tak lekko kołyszącym się w powietrzu, poganiane wiatrem, nim upadły na ziemię, tak teraz ich nienawidziłam. Przypominały mi te wieczory, które spędziłam u Salieriego, nasze krótkie rozmowy, to, jak przez sen przytuliłam się do niego... Nie czułam już tego samego bólu, co wcześniej, a jedynie pustkę. Wiedziałam, że to wszystko się już skończyło, że już nigdy do tego nie wrócę, że to nigdy się nie powtórzy, jakoś udało mi się z tym pogodzić, choć ciągle za tym tęskniłam... za nim. Za jego pięknymi oczami, kryjącymi w sobie tyle emocji, za jego głębokim, aksamitnym głosem, za ciepłem jego ciała, za tym jedynym, krótkim pocałunkiem. Bardzo mi go brakowało.

-Elie...?

Odwróciłam się, zaskoczona tym, że ktoś mimo mojej wyraźnej prośby, żeby mi nie przeszkadzać, wszedł do mojego pokoju. Tym kimś był Wolfgang, ale jego głos był już tak zachrypnięty od płaczu i krzyku, że nie dało się go zrozumieć.

-Mogę tu zostać? - spytał cicho.

-Oczywiście, Wolfie, na tak długo, jak tylko chcesz - odpowiedziałam troskliwie i usiadłam na krawędzi łóżka.

Poklepałam miejsce koło siebie, a on najpierw usiadł tam niepewnie, a po chwili położył się, kładąc głowę na moim nogach i wpatrując się w moje oczy z niesamowitym smutkiem. Widząc to cierpienie w jego spojrzeniu byłam pewna, że postąpiłam słusznie, że podjęłam słuszną decyzję.

-O czym wcześniej rozmawiałaś z Hansem? - spytał niepewnie i uśmiechnął się do mnie wymuszenie przez łzy, jakby chcąc udawać, że już wszystko jest w porządku.

-Zaproponował mi, żebym wyjechała z nim do Graz-

-Chcesz mnie znowu zostawić, tak? - przerwał mi i zaśmiał się gorzko. - Dopiero, co przyjechałaś, byłaś tutaj tylko kilka miesięcy.

-Graz nie jest wcale tak daleko - powiedziałam, uśmiechając się troskliwie i rozczochrałam mu włosy na głowie - a Hans obiecał mi, że będziemy ciebie zapraszali tak często, jak to możliwe, wiesz?

-Będę trzymał cię za słowo - powiedział, a ja przez moment mogłam dostrzec błysk szczęścia w jego oczach.

Po chwili wstał z łóżka i wyciągnął dłoń w moją stronę, jakby chciał mnie gdzieś zaprowadzić. Oczywiście, poszłam za nim, nie zadając żadnych zbędnych pytań, może przez to, że byłam ciekawa, o co mu chodzi, może przez to, że nie chciałam niechcący go urazić. Weszliśmy do salonu, gdzie oprócz nas nie było nikogo, choć z kuchni słyszałam rozmowę Lorenzo i Wilsona.

-Jestem ciekawy, dlaczego on mi to zrobił, wiesz? - powiedział gorzko, a po jego twarzy powoli zaczęły spływać łzy. - Zawsze robiłem wszystko, żeby mu zaimponować, żeby w końcu docenił moją muzykę, żeby docenił mnie. A on... on zrobił mi coś tak okropnego...

Przerwał na moment i podszedł bliżej mnie, wbijając we mnie niemal błagalnie spojrzenie.

-Byłaś jego uczennicą, Elisabeth, znasz go... Pomóż mi się na nim zemścić.

Z zaskoczenia aż otworzyłam usta, nigdy nie spodziewałabym się, że mój przyjaciel, zawsze optymistycznie nastawiony do ludzi, wybaczający każde, nawet najgorsze błędy, teraz chciał zemsty. To było do niego tak niepodobne, uświadomiło mi tylko jeszcze bardziej, w jak złym jest stanie emocjonalnym.

-Wolfgang, zemsta nie jest dobrym rozwiązaniem - powiedział karcąco Lorenzo, który stał w progu pokoju.

Pewnie musiał usłyszeć naszą rozmowę i zaciekawiony treścią, przyszedł posłuchać. Po chwili koło niego stanął Wilson, którego spojrzenie nieprzerwanie wypełniała nienawiść.

-Czemu nie? - spytał poirytowany Wolfgang, ocierając łzy z policzków.

-Właśnie, czemu nie? - powtórzył po nim Wilson, jednak o wiele głośnej. - Od samego początku mówiłem, że ten człowiek sprowadzi na nas nieszczęścia. I proszę, miałem rację!

-Opanujcie swoją złość! Obaj! - zawołał Lorenzo, kręcąc głową z dezaprobatą. - Zamiast się mścić, lepiej pracujmy nad tym, żeby naprawić to wszystko.

-Bronisz go, bo jesteś jego przyjacielem - warknął Wilson.

-Nie przyjacielem, tylko dobrym znajomym i współpracownikiem. Odkąd zacząłem pracować z Wolfgangiem, ograniczyliśmy nasze spotkania i wszelkie kontakty do niezbędnego minimum.

Czyli teraz został sam? Lorenzo też go opuścił? Przez moment poczułam ukłucie smutku, bo wiedziałam, jak bardzo wyniszczała go samotność... nie powinnam teraz o nim myśleć, w końcu nasze drogi i tak nigdy więcej się już nie przetną.

-Może masz rację, Lorenzo... pomożesz mi? Chciałbym napisać kolejną operę, żeby zatrzeć złe wrażenie po tej...

-Oczywiście, że ci pomogę.

-Elisabeth...? - spytał Hans, którego przybycia do pokoju nawet nie zauważyłam. - Wyjeżdżamy za kwadrans, twoja matka jest już gotowa, dała ci trochę czasu, żebyś się mogła pożegnać.

-Jedziesz dzisiaj? - spytał zrozpaczony Wolfgang i rzucił mi się w ramiona, szlochając głośno. - Proszę, nie...

-Wolfgang, obiecuję ci, że spotkamy się już niedługo. Prawda Hans?

-Oczywiście, możesz odwiedzać nas kiedy tylko będziesz chciał, drzwi naszego pałacu stoją dla ciebie otworem - odparł, uśmiechając się ciepło.

-Będę za tobą tęsknił, Elie - szepnął mi na ucho, przytulając jeszcze mocniej niż przed chwilą. - Bardzo, strasznie bardzo... Będę do ciebie pisał listy tak często, jak tylko będę mógł!

-Też będę do ciebie pisać, Wolfie - odpowiedziałam i pocałowałam go w czubek głowy, a on po chwili odwzajemnił pocałunek, tyle, że w usta.

Spojrzałam na Hansa, żeby upewnić się, że nie zdenerwował go ten gest, ale on tylko w rozbawieniu wzruszył ramionami. Był jedną z nielicznych osób, które rozumiały, że dla mojego przyjaciela takie zachowanie było zupełnie normalne, jak dla niektórych podanie dłoni na powitanie.

Cały czas, jaki pozostał nam do wyjazdu spędziłam rzucając się każdemu w ramiona i przytulając z całych sił, obdarowując najpiękniejszymi uśmiechami i zasypując pocałunkami w policzek. Nie mogłam sobie jeszcze wyobrazić tego, że znów na tak długo stracę z nimi wszystkimi kontakt, to było dla mnie zbyt nierealne, nierzeczywiste... a miało nastąpić już tak niedługo. Zawsze żyłam spontanicznie, ale tym razem coś nie pozwalało mi stąd wyjechać. Ktoś. Ciągle nie mogłam się go pozbyć ze swoich myśli, choć moja wściekłość nie minęła, co najwyżej trochę osłabła, zastąpiona smutkiem i melancholią.

-Elisabeth, chodź... - mruknął Hans i pomógł mi wsiąść do powozu.

Usiadłam koło niego i oparłam czoło o szybę. Ciągle czekaliśmy, aż woźnica zapakuje bagaże, mogłam więc w milczeniu obserwować wszystkich, którzy przyszli mnie pożegnać. Pana Leopolda, Wilsona i Lorenzo, stojących niemal w progu drzwi i uśmiechających się do mnie delikatnie, Nannerl i Kerstin co chwilę ocierających łzy tęsknoty i wzruszenia, Wolfganga, który nawet nie próbował stłumić głośnego szlochu. Podbiegł aż pod sam powóz i chuchnął na szybę, rysując na niej serduszko. Zaśmiałam się cicho i zrobiłam to samo, co on. Uśmiechnął się blado i odsunął się nieco, kiedy powóz ruszył. Machałam w ich stronę ręką na pożegnanie tak długo, aż zniknęli mi z pola widzenia.

-Niby nie znałem ich tak długo jak ty, a już za nimi tęsknię - zachichotał Hans, obejmując mnie ramieniem i uśmiechając się ciepło.

-Kochanie... bo ja mam taki pomysł...

-Słucham? - spytał zaintrygowany.

-Za miesiąc, a dokładnie dwudziestego siódmego stycznia są urodziny Wolfganga i ja-

-Chciałabyś je wyprawić u mnie i wszystkich tam zaprosić? - przerwał i zaśmiał się cicho. - Jeśli tak, to jest to wspaniały pomysł i napewno go zrealizujemy.

Uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu i pocałowałam delikatnie, zupełnie nie zważając na obecność mojej mamy, która tylko z rozbawieniem pokręciła głową. Powóz przyśpieszył, a kiedy tylko wyjechaliśmy z Wiednia zrozumiałam, jak ważny krok właśnie zrobiłam, ile w swoim życiu zmieniłam. Już niedługo wyjdę za mężczyznę, którego co prawda nie kocham, ale bardzo lubię i szanuję, zostanę członkiem rodziny królewskiej, a później założę rodzinę i będę szczęśliwa, w końcu szczęśliwa. Tak szczęśliwa, jak wyobrażałam sobie w dzieciństwie, choć nie aż tak bardzo, jak wyobrażałam to sobie jeszcze nie tak dawno... ale to już przeszłość.

Teraz nadszedł czas, żebym u boku mojego przyszłego męża rozpoczęła nowy rozdział w swoim życiu.

Continue Reading

You'll Also Like

363K 10.2K 35
Dwudziestoletnia Laura dostaje zaproszenie do posiadłości pewnego dziedzica fortuny. Czy odważy się i pójdzie? Czy zwykły bal charytatywny przerodzi...
491K 48.4K 63
Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo ż...
179K 4.1K 36
On - Christian Black. Ona - Lucy Hellman. On - tajemniczy, władczy, odpychający. Ona - zabawna, miła, wyrozumiała. On - unika jakichkolwiek kontaktó...