12.5

165 23 64
                                    

Rey brodziła w ciemności, zupełnie jakby pochłaniała ją zimna woda. Mokre pnącza owinęły się wokół jej pasa i ciągnęły ją w jakąś niezbadaną przestrzeń bez dna tak, że miała wrażenie, że tonie. Nie czuła nic prócz chłodu, który jednak zaraz zamienił się w falę przyjemnego ciepła i zimną bryzę. Potem Rey zdała sobie sprawę, że już nie obmywa jej woda. Siedziała na jakiejś drewnianej belce i kołysała się.

Wokół niej kolory przybrały bardziej jaskrawe barwy, rozmyte kształty wyostrzyły swoje kontury i kiedy tylko dziewczyna rozejrzała się, zaniemówiła. Płynęła gondolą po szerokim kanale, a z dwóch stron na lądzie wyrastały monumentalne budowle, piękniejsze niż cokolwiek, co do tej pory widziała. Serce zaczęło walić jej mocniej, ale czy z przerażenia, czy z zachwytu, sama nie mogła stwierdzić. To wszystko wyglądało jak piękna fotografia. Przed nią wyrosło miasto zabytków, dziwnie puste, lecz niesamowite, tonące w czerwieni, różu i fiolecie zachodzącego słońca.

Mewa przeleciała jej nad głową, odwracając uwagę od niezwykłego miejsca. Wtedy właśnie Rey zrozumiała, że gdziekolwiek jest, od Grimville dzielą ją tysiące kilometrów. Znajdowała się na jakiejś łódeczce, w miejscu, którego nie znała, a wokół nie było żywej duszy. Nagła panika zaczęła w niej narastać i przytłoczyła ją do tego stopnia, że dziewczyna chwyciła się kurczowo brzegu gondoli, przysuwając się gwałtownie do niej. Gondola zakołysała się niebezpiecznie i Rey cicho pisnęła.

- Uważaj, bella, bo wypadniesz- odezwał się nagle drugi głos. Rey podskoczyła przestraszona i uniosła od razu wzrok na siedzącego naprzeciwko niej bruneta, który, wydawało się, pojawił się zupełnie znikąd. Lorenzo Giotti, tak się przedstawił na polanie. Teraz był tu z nią, na tej małej gondoli, a jej przyjaciele zniknęli. Kiedy Enzo uśmiechnął się łobuzersko, dziewczyna obrzuciła go groźnym spojrzeniem.

- Jak to zrobiłeś? Gdzie jestem? Co z chłopakami? Natychmiast zabierz mnie do domu!- krzyczała zdenerwowana, ale on nie wydawał się tym przejmować.

- Spokojnie, wrócisz do domu- odparł, podnosząc się. Na jego dłoni błysnął nagle duży sygnet, a zaraz potem w dłoni Enzo pojawił się długi kij, którego chłopak użył do kierowania gondolą.- Po prostu najpierw sobie trochę pozwiedzamy.

- Jakim cudem się tu tak nagle pojawiłeś? Jak przeniosłeś nas do...- mówiła Rey, a potem zawahała się na moment i rozejrzała po okolicy.

- Wenecji- dopowiedział za nią Enzo, prowadząc dalej gondolę- Wnioskuję, że nigdy nie miałaś okazji tu być.

- Nie...- odpowiedziała niepewnie Rey, odsuwając się od krawędzi łódki- Nigdy nie byłam w Europie...

Enzo pokiwał głową.

- Rozumiem. Mimo wszystko to nie takie proste wyjechać ze Stanów. Ale zdecydowanie warte zachodu. Musisz kiedyś zwiedzić chociaż niektóre miejsca, Europa jest zbyt piękna, by siedzieć tylko w Ameryce. Włochy to chyba najlepszy przykład.

- Czego ode mnie chcesz?- spytała Rey, zbita z tropu przyjaznym zachowaniem chłopaka- Po co i jak mnie tu ściągnąłeś?

- Żeby przekonać cię do oddania medalionu- odparł wprost Enzo. Odepchnął znów gondolę. Teraz zbliżali się powoli do wielkiego białego placu. Rey uniosła brwi.

- Zabrałeś mnie do Wenecji, żeby przekonać mnie do oddania naszyjnika?

- Non c'è di che- odpowiedział brunet po włosku, wzruszając ramionami, a potem odwrócił się do dziewczyny- Jestem dżentelmenem.

Piękny sygnet na jego palcu znów rozbłysnął nienaturalnym światłem i w dłoni Lorenzo pojawiła się od razu idealnie rozwinięta czerwona róża. Enzo powąchał ją, żeby upewnić się, że jest wystarczająco doskonała, a następnie nachylił się z czarującym uśmiechem i wręczył ją Reynie.

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now