5.5

148 25 2
                                    

     - Jaja sobie ze mnie robisz, Hemmings- burknął Michael, gdy Luke w trakcie lunchu po raz kolejny opowiadał im, czego się dowiedział od ojca. Rey wcisnęła do ust kolejny kawałek kurczaka curry. Tak naprawdę nie zależało jej szczególnie mocno na tym, czy ktoś znajdzie potwora, czy nie. Jeśli policja go dopadnie, może to i lepiej. Pogoda tego dnia była kiepska- wiał porywisty wiatr, niebo zakrywały szare, gęste chmury, a po południu zapowiadano ulewne deszcze. To wszystko sprawiało, że dziewczyna nie cieszyła się na myśl o spędzeniu dnia nad jeziorem.
- Jeśli szeryf już go znalazł, nawet nie mamy po co tam jechać- mruknął Calum. Siedział teraz odrobinę zgarbiony, z poważną miną. Rey domyśliła się, że po wydarzeniach z poprzedniego dnia chłopak, jak i pozostali, pogodził się z faktem istnienia potwora i poczuł się strażnikiem jego tajemnicy. A teraz wszystko miało ujrzeć światło dziennie i cały świat dowie się, że legendarne stworzenie zamieszkuje wody jeziora Gossamer.
- Nikt nie powiedział, że szeryf go znalazł- sprostował od razu Luke.
- Ale to zrobi- stwierdził Ash z przekąsem. 
- Nie możemy do tego dopuścić!- powiedział Michael, patrząc na przyjaciół z uporem. Rey nie odpowiedziała. Zamiast tego zaczęła przeżuwać kolejną porcję ryżu.
- To bez sensu, Mike- odparł ze zmęczeniem Calum. Clifford spiorunował go wzrokiem.
- Mogą zrobić mu krzywdę! To jest zwierzę zagrożone wyginięciem! Być może ostatnie w swoim gatunku, prawdziwy dowód ewolucji!- mówił zawzięcie, ale gdy zobaczył, jak Cal wywraca oczami, ton jego głosu stał się ostry i zimny. Zwrócił się do bruneta.- Zawsze musisz być taki sceptyczny?
- Zawsze musisz zachowywać się jak skończony idiota?- odwarknął Hood. Reyna odłożyła sztućce. Jedną ręką chwyciła ramię Mike'a, drugą skierowała w stronę Caluma.
- Wystarczy- powiedziała spokojnie, ale stanowczo i chłopcy zamilkli posłusznie. Potem przeniosła wzrok na kuzyna.- Pojedziemy nad Gossamer i sprawdzimy, jak daleko zaszli z poszukiwaniami. Ale nie będziemy przeszkadzać im w robocie. Obgadamy wszystko ze Starym Benem i jeśli on zadecyduje, że powinniśmy odpuścić, odpuścimy. Jasne?
     W głębi serca wiedziała jednak, że nie musi pytać chłopaków o zgodę. To, że zaakceptowali jej plan, zobaczyła w ich pokornych spojrzeniach. Z trudem powstrzymała triumfalny uśmiech. 
     W lepszej już atmosferze dokończyli lunch i zapłaciwszy, wyszli z knajpy. Żwawym krokiem doszli na przystanek autobusowy, a kilkanaście minut później podążali ścieżką w stronę jeziora. Już na parkingu Rey zauważyła wóz policyjny. Wychodząc na przód grupy, wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Ashtonem. Gdy przechodzili przez mostek, powitał ich szeryf, zainteresowany powodem przybycia dzieciaków w taką pogodę.
- Chcieliśmy odwiedzić Starego Bena- wyjaśniła szybko Rey z przeświadczeniem, że nie było to do końca kłamstwo. Szeryf, wysoki i potężny mężczyzna o bujnych wąsach i zdecydowanie mniej bujnych włosach, uśmiechnął się do nich przyjaźnie i puścił dalej, prosząc, aby przekazali staruszkowi jego szczere pozdrowienia. Minęli go i ruszyli dalej, do zakładu Starego Bena.
    Na zewnątrz zrobiło się naprawdę zimno i zaczął kropić deszcz. Przyjaciele wspięli się po schodkach na werandę i zapukali do drzwi zakładu, który okazał się zamknięty. Nikt nie otwierał im przez dłuższy czas, więc zastukali jeszcze raz, potem drugi, zajrzeli do okien, żeby w końcu dojść do wniosku, że Starego Bena nie ma w domu. 
     Odwrócili się w stronę jeziora z rezygnacją. Rey westchnęła i spojrzała w dal. Niedaleko od brzegu dryfowała policyjna łódź, zapewne przeszukując dno. Trochę dalej pływały dzikie kaczki, od czasu do czasu kwacząc głośno. A gdzieś daleko, prawie na środku jeziora poruszał się mały, szary punkcik, który, po zmrużeniu oczu, okazał się łódką. Reyna szybko dopasowała elementy układanki i zrozumiała, że na jeziorze, tuż przed sztormem, gdy ulewa ciągle się wzmagała, Stary Ben powoli kierował się w stronę brzegu. Dziewczyna krzyknęła na chłopaków i pobiegła na pomost. Jej kroki odbiły się echem od drewnianych belek, ale wkrótce zostały zagłuszone przez ciężkie krople deszczu. 
     Stanęła tuż nad wodą i zasłaniając oczy, zaczęła obserwować zbliżającego się Bena. Chłopcy ustawili się tuż za jej plecami.
- A niech go!- powiedział poniesionym głosem Mike, aby pozostali go usłyszeli- Musiał wpaść na ten sam pomysł, co my!
     Wiatr wiał coraz silniej, a deszcz spływał strumieniami po twarzach i ubraniach nastolatków. Na jeziorze zaczęły tworzyć się wysokie fale. Łódź policyjna płynęła teraz trochę szybciej w stronę drugiego brzegu. 
     Wtem zauważyli podłużny kształt wynurzający się z wody. Rey szeroko otworzyła oczy ze strachem. Policjanci musieli zobaczyć to samo, ponieważ nagle podniósł się krzyk. Stwór przesuwał się zwinnymi, jakby wężowymi ruchami w kierunku łódki Starego Bena. Wpłynął pod nią i zakołysał nią gwałtownie. 
     Rey złapała Michaela za rękaw kurtki. 
- Hej!- krzyczał Clifford w stronę policjantów, ale zagłuszyła go ulewa- Zróbcie coś!
     Rozpadało się na dobre, w oddali słychać było nawet grzmoty. Wokół zapadł mrok. Przyjaciele mogli jedynie z przerażeniem przyglądać się, jak kreatura po raz kolejny uderza w łódkę Starego Bena, a ten chwieje się niebezpiecznie i wpada do wody. Powietrze przeciął jego krzyk. 
- Szybciej!- zawołał znów Michael. 
- Potwór jest obok niego! Zaraz skończy jak Beatrice!- wrzasnął spanikowany Ashton. 
- Albo gorzej!- dodał Calum, a głos mu się załamał. 
- Musimy coś zrobić!- Mike chciał już się odwrócić i odbiec, ale zatrzymał go Luke.
- Nic nie zdziałamy, Mike! To zbyt niebezpieczne- mówił blondyn, patrząc prosto w oczy Clifforda z uporem. Mierzyli się wzrokiem przez chwilę, oddychając ciężko przez rzęsisty deszcz. W końcu Mike spuścił głowę i skinął na zgodę. Reyna odsunęła się od krawędzi pomostu i podeszła do kuzyna, kładąc mu dłoń na ramieniu. Odwrócona teraz, żeby nie patrzeć na jezioro i to, co się na nim dzieje, spojrzała na Luke'a, przyglądającego jej się z troską.
     Wtedy Ashton postąpił krok do przodu.
- Patrzcie! Ratują go!- krzyknął, wskazując policyjną łódź. Zdążyła podpłynąć do Starego Bena i kilku oficerów właśnie wciągało staruszka na pokład. Druga część spuściła na wodę wielką sieć i zaczęła ją zwijać, aż całkowicie znalazła się nad wodą. Wewnątrz wił się ciemny kształt. Zaraz potem łódź zaczęła zawracać.
     Cała piątka natychmiast pobiegła na plażę.
- Szeryfie!- krzyknął Mike. Mężczyzna stał na brzegu w różowej pelerynie przeciwdeszczowej i obserwował jezioro, rozmawiając przez telefon z kimś na pokładzie łodzi. Gdy dzieciaki się zbliżyły, odwrócił się do nich z uśmiechem.
- Mamy go!- oznajmił donośnym głosem- Mamy potwora!
      Rey przeszedł zimny dreszcz, ale nie wiedziała, czy to przez przemoknięte, lodowate wręcz ubranie, czy przez przejęcie. 
- Co zamierzacie z nim zrobić?- spytał Michael, zasłaniając oczy od deszczu. 
- Pewnie trzeba będzie go uśpić.
- Co?!- wrzasnął Ashton- Nie wolno wam! To rzadkie, piękne stworzenie!
     Jego protesty zostały jednak przerwane przez dopływającą do brzegu łódź. Dwóch policjantów od razu przeprowadziło Starego Bena do radiowozu, aby zawieźć go do szpitala, reszta natomiast wyciągnęła sieć i ułożyła ją przed szeryfem. Rey nie mogła uwierzyć własnym oczom, kiedy tam zajrzała. Między poskręcanymi mocno linami kręcił się długi, ciemnobrązowy, około czterometrowy wąż. 
- To jest potwór z Gossamer?- zapytał ze zdziwieniem Calum. Szeryf posłał mu szeroki uśmiech.
- W całej okazałości!
     Reyna zerknęła na chłopaków, aby przekonać się, czy tak jak ona mają wątpliwości. To chyba nie tego stworzenia szukali. 
- Zabezpieczcie go jakoś- polecił szeryf swoim podwładnym- Zabierzemy go do najbliższego zoo. A wy- zwrócił się do dzieciaków- Marsz do domu. Przeziębicie się. 
Przyjaciele dalej stali, nie dowierzając temu, co zobaczyli. Gdy tylko szeryf ich pożegnał, Michael odwrócił się przodem do reszty.
- To nie węża widzieliśmy wczoraj- odezwał się, wciąż przekrzykując ulewę.
- A może i tak- odparł Calum, przestępując z nogi na nogę- Wczoraj też padało i działała nasza wyobraźnia.
- Ale...- zająknął się Mike- Stary Ben pokazał nam dowody! A Beatrice na pewno nie pogryzł wąż!
- Stary, może Cal ma rację- powiedział Luke, patrząc przepraszająco na chłopaka. Ashton pokiwał głową, zawiedziony.
- Przecież...- zaczął Clifford, ale nie skończył. Rey wyciągnęła dłoń i zaczęła gładzić kuzyna po plechach.
- Przykro mi, Mikey. 
     Michael wyglądał na tak przybitego, że dziewczyna naprawdę posmutniała. Przełknęła ślinę i zabrała rękę. Michael z żalem spojrzał w niebo, a potem przesunął dłonią po mokrych, jasnych włosach. 
- Pewnie macie rację- odparł zrezygnowany- Zwijajmy się stąd. 
     W kiepskim humorze i cali przemoknięci, przyjaciele ruszyli w stronę lasu. Gdyby się odwrócili, mogliby dostrzec ciemny kształt płynący niedaleko brzegu, a potem szary garb i podłużną szyję, wynurzające się z wody. Ale tego nie zrobili, a potwór z Gossamer zniknął w głębinach jeziora.

• • •

I takim oto akcentem kończymy część 5! Powiem wam, że czasem z niektórymi rozdziałami się męczę, tak jak z tym, przez co nie jestem z nich zadowolona, ale mam nadzieję, że i tak się wam spodoba.
No i biedny Mikey, wszyscy końcowo i tak obrócili się przeciwko niemu, a przecież potwór istniał :(
Jak zwykle zachęcam was do wygłaszania swoich opinii na temat tego ff, możecie podzielić się nim także ze znajomymi, bo w sumie czemu nie, im większa nasza rodzinka, tym lepiej ^^
I powiedzcie mi jak wam się podoba najnowszy kawałek Chainsmokers ft. 5sos! Ja myślałam, że będzie średni, ale teraz nie mogę przestać go słuchać, jestem w miłości haha
Jak zwykle all the love, A.

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now