18.3

41 6 9
                                    

Rey była wściekła. Dosłownie czuła, że krew się w niej gotuje za każdym razem, gdy przypominała sobie kłótnie z chłopakami i jak stanęli w obronie tej nowej dziewczyny. Jej spojrzenie, gdy kazała jej powiedzieć wprost, jaki ma z nią problem, jakby rzucała jej wyzwanie. Wyzwanie, które przegrała, ponieważ wszyscy mieli ją za wariatkę. Może powinna się była tego spodziewać, ale mimo to liczyła, że jakoś ich przekona, że jednak zechcą chociaż uważać na tę całą Chrissy. Prychnęła pod nosem.

Odkąd wczoraj się pokłócili, nie rozmawiała z chłopakami. Żaden z nich nie próbował do niej napisać, ani nawet zaczepić jej później na korytarzu. Minęła się z Calumem, ale posłał jej takie spojrzenie, jakby jej nienawidził, więc założyła, że są bardzo źli. Ona też była i nie zamierzała przepraszać. Może była uparta, ale wierzyła w swoją intuicję. A nawet jeśli się myliła, to przecież jako jej przyjaciele powinni się za nią wstawić, prawda?

Poczuła w duchu ukłucie żalu i niepewności. Być może się pomyliła i była po prostu okropnie niemiła dla osoby, która dopiero co przeniosła się do miasteczka. Potrząsnęła głową. Nie mogła wątpić w siebie w tym momencie. Uniosła głowę i wmaszerowała pewnym krokiem do stołówki, gdzie od razu odnalazła wzrokiem chłopaków. Siedzieli razem z Chrissy i wyglądali na zadowolonych. Reyna wzięła głębszy oddech i ruszyła w drugą stronę, stając w kolejce po jedzenie. Czuła na sobie ciekawski wzrok i gdy się odwróciła, zobaczyła, że chłopcy wpatrują się w nią wzrokiem, który mógłby zabijać. Z kolei Chrissy posłała jej prześmiewczy uśmiech i pomachała. "Zaraz zwymiotuję, jak będę na nią dłużej patrzeć", pomyślała Rey i wywróciła oczami, odwracając się do grupy plecami.

To wszystko nie było w porządku. Czy to normalne, żeby tak bardzo wstawiać się za kimś, kogo się nie zna, jednocześnie odrzucając przyjaciółkę? Tego dnia zjadła lunch w samotności.

Tak samo zrobiła następnego dnia i w poniedziałek. Żaden z chłopców nie odezwał się nawet słowem. Mike ignorował ją do tego stopnia, że nawet wychodził później ze szkoły, żeby nie musieć wracać z nią do domu. Gdy w poniedziałkowy wieczór Rey siedziała w swoim pokoju i wpatrywała się tępo w telefon, poczuła, jak ogarnia ją rezygnacja. Było jej tak okropnie przykro. Miała wrażenie, że została sama i nawet jeśli wcześniej nie była zazdrosna, ani nie uważała, że chłopcy chcą ją zastąpić, tak teraz nie mogła wyrzucić tej myśli z głowy. Wiedziała, że powinna wyciągnąć rękę na zgodę, ale jej wewnętrzny upór nie pozwalał jej nawet na napisanie wiadomości. Nienawidziła się w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek i równie mocno nienawidziła Chrissy.

Jej rozmyślania przerwało uderzenie w okno. Szybko podniosła głowę, ale za szybą panowała zupełna ciemność. Spojrzała na zegarek na telefonie, który wskazywał 23:46. Może to jakaś gałąź albo zwykłe dźwięki żyjącego domu. Z powrotem wlepiła wzrok w ekran komórki, a wtedy znów usłyszała stuknięcie. A potem kolejne i kolejne, aż zdała sobie sprawę, że ktoś rzuca kamieniami w jej okno. Natychmiast podniosła się i otworzyła je, a wtedy kamień wleciał do środka i uderzył ją w ramię. Zdenerwowana wyjrzała za okno i zobaczyła znajomą sylwetkę, która do niej pomachała, jednocześnie ciągle oglądając się za siebie. Rey wpatrywała się z zaskoczeniem w Luke'a.

- Co ty tu robisz?- szepnęła wściekle- Mogłeś wybić mi okno!

- Zejdź tu!- odpowiedział Luke.

- Po co?

- Zejdź, proszę!

Rey zamknęła okno i westchnęła. Jednocześnie jej serce przyspieszyło. Luke tu był i chciał z nią porozmawiać. Gdzieś w jej wnętrzu zapłonęła iskierka nadziei.

Owinęła się szlafrokiem i założyła na gołe stopy kapcie, a potem najciszej jak potrafiła, zeszła po schodach na parter i przemknęła do drzwi wejściowych. Jej rodzice chrapali na kanapie w salonie, dlatego starała się, żeby ich nie obudzić. Zamknęła za sobą drzwi z cichym kliknięciem.

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now