12.4

181 19 59
                                    

Calum nie widział zupełnie nic. Wokół niego rozciągała się ciemność, którą w rozbieganych i nagłych myślach przyrównał do czarnej dziury. Spadał w tę otchłań przez dziesięć sekund, aż zupełnie zdezorientowany zdał sobie sprawę, że przestał się poruszać i stoi na jakimś podłożu. Było nienaturalnie twarde i gładkie. Powoli zaczęły wracać do niego kolory- wszystkie były wyraziste, jaskrawe, zupełnie jednolite. Cal zauważył pas zieleni pod sobą i odcięty mocną kreską błękit nad głową. Gdy zamrugał jeszcze kilka razy, mógł już doskonale przyjrzeć się miejscu, w którym się znajdował, a które wcale nie było Grimville.

Stał pośrodku... sam nie wiedział czego. Wszystko było tak karykaturalne, nienormalne, dziwaczne. Przed sobą widział wzgórze, a na nim dwupiętrowy żółty dom z czerwonym dachem. Niby dookoła rosło coś na kształt drzew, ale w niczym nie przypominały one tych prawdziwych. Te tutaj wyglądały, jakby je narysowano, poza tym były dziwnie płaskie. Calum poczuł się, jakby znalazł się w rysunku jakiegoś wyjątkowo uzdolnionego i dokładnego sześciolatka.

Przez całe to otoczenie Calum, chociaż wiedział, że powinien panikować, czuł się bardziej zdziwiony i zdezorientowany, niż wystraszony. To po prostu nie było możliwe. Chwilę wcześniej stał na polanie w Grimville wraz z przyjaciółmi, a teraz? Może po prostu śnił? Czy to możliwe, że zaczęli walczyć z Enzo i oberwał w głowę tak mocno, że stracił przytomność i ma jakieś halucynacje?

- Chłopaki!- krzyknął, ale odpowiedziała mu głucha cisza- Rey?!

Zawołał ich jeszcze kilka razy, ale kiedy nikt się nie odezwał, chłopak poddał się. Przełknął z trudem ślinę, dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie miał pojęcia, gdzie był, ani jak tam trafił, a co dopiero czy pozostali w ogóle wciąż żyli. A może to on nie żył? Jeszcze raz rozejrzał się po miejscu rodem z kreskówki i westchnął.

Przez chwilę nie ruszał się, próbując odnaleźć w sobie jakiekolwiek poczucie rzeczywistości, ale nie potrafił, nie tutaj. Wokół niego roztaczała się wizja, która przyprawiała go o mdłości, bo jeśli Calum czegoś nie lubił, to dzieci, a obudzenie się w jakiejś nieokreślonej przestrzeni wyglądającej jak z rysunku dziecka, mogłoby na co dzień uchodzić za jego największy koszmar. Ale był tu, ciałem i duszą stał na narysowanej kredką łące i musiał znaleźć drogę powrotną. Jego wzrok padł na tajemniczy dom na wzgórzu i Cal wiedział już, że nie ma innego wyboru, jak tam iść.

Ruszył na górę. Wspinaczka okazała się szybko niemałym wyzwaniem, ponieważ powierzchnia, po której szedł, była idealnie gładka i nachylona pod dużym kątem, co sprawiało, że ześlizgiwał się do momentu, aż nie zaczął iść trochę bokiem i uważniej stawiać kroków. Męczył się. Nie wiał żaden wiatr, który dałby mu chwilę ulgi, powietrze w ogóle było przerażająco stabilne i na czole Caluma pojawiła się strużka potu, kiedy w końcu dotarł na szczyt. Odetchnął ciężko i przyjrzał się bliżej budynkowi. Dom miał cztery okna- dwa na dole i dwa na górze. Z boku Cal dostrzegł też odstający trochę kolorem prostokąt bez klamki czy rzeźbień, ale musiały być to drzwi. Hood skrzywił się. Takie domki rysował, kiedy miał pięć lat i żadnego pojęcia o życiu.

Chciał już podejść do drzwi, gdy nagle te otworzyły się, a z czarnej plamy, która imitowała tajemnicze wnętrze domu, wybiegła... o zgrozo. Calum otworzył szeroko oczy i cofnął się odruchowo z wrażenia. Stworzonko przed nim było małe i różowe. Miało podłużny ryjek, usta zaznaczone jedną kreską, parę oczu, stało zresztą dziwnie bokiem. Ubrane było w czerwoną sukienkę i czarne buty na dwóch pałąkach, które zapewne stanowiły nogi. A przede wszystkim- Calumowi zrobiło się słabo- przypominało kreskówkę, którą chłopak doskonale znał.

Ghostbusters! [5sos]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz