18.4

26 4 4
                                    

Calum Hood do grupy Scooby Gang.

Świnka Peppa (nienawidzę was): Spotkajmy się dziś na przerwie lunchowej w sali od muzyki. Wszyscy. Porozmawiajmy.

Troy Bolton moim życiem: @Rey Rey będziesz?

Rey Rey: Tak.

Gdy Luke spojrzał telefon i zobaczył wiadomości wysłane przez znajomych na grupie, uśmiechnął się pod nosem. Dokładnie tego się spodziewał i fakt, że jego plan póki co działał bez zarzutu, przyprawiało go o lepszy humor już od samego rana. Szybko zrobił screena i wysłał go do Chrissy. Potem odłożył telefon i z zadowoleniem utkwił swój wzrok w podręczniku przed sobą.

Nie miał pewności, że Rey mu uwierzy. Gdy poprzedniego dnia poszedł pod jej dom, był niemal przekonany, że to niemożliwe, że dziewczyna nawet nie zechce go wysłuchać, a już na pewno mu nie zaufa. I może było mu głupio, że nie wierzył do końca w jej dobre, skłonne do wybaczania serce, ale wiedział doskonale, że to był istny skok na głęboką wodę. Nie była mu nic winna, a i tak wpuściła go do domu i dała kolejną szansę. Była dobrą przyjaciółką. O sobie samym nie mógł niestety tego powiedzieć.

Plan, który jej przedstawił, był prosty, choć odrobinę ryzykowny. Powiedział, że napisze do pozostałych, sugerując, żeby zaprosili Rey na spotkanie w jakieś ustronne miejsce, gdzie nie będzie zbyt wielu świadków- sala od muzyki w porze lunchowej nadawała się do tego idealnie. Rey oczywiście wiedziała, że ma to na celu odebranie jej talizmanu. Ustalili, że gdy wszyscy będą już na miejscu, a Chrissy da znak, by zabrać jej naszyjnik, Rey powie zaklęcie od tyłu, a następnie Luke podpali woreczek uroku, co miało odczarować pozostałych i przestraszyć Chrissy.

- Już raz rozprawiliśmy się z wiedźmą- powiedziała mu wtedy Rey- Drugi raz też damy radę.

Luke pomyślał wtedy, że jest mu jej żal.

Gdy zabrzmiał dzwonek na przerwę, blondyn jednym zwinnym ruchem wrzucił książki do plecaka i ruszył na korytarz, prosto do szafki. Tam stali już Dylan i Colin, śmiejąc się głośno. Skinął im głową na powitanie.

- A ty jak, Hemmings, gotowy na eliminacje w przyszłym tygodniu?- spytał go z uśmiechem Dylan. Luke odwzajemnił uśmiech.

- Urodziłem się gotowy. Czuję formę. Skopię im tyłki tak bardzo, że mianują mnie nowym kapitanem- odpowiedział zaczepnie, co Colin skwitował krótkim gwizdem.

- Humor dopisuje, co?

Luke wymienił szybko podręczniki i zamknął za sobą szafkę. Spojrzał w drugą stronę i zobaczył na końcu korytarza Reynę próbującą dostać się do schodów. Jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo, stary- powiedział i machając na pożegnanie, odszedł na kolejne zajęcia.

Lekcje mijały zadziwiająco szybko i zanim się obejrzał, nadeszła pora obiadowa. Z szybko bijącym z ekscytacji sercem zerwał się, by jak najszybciej dotrzeć do umówionego miejsca spotkania. Zmuszał się wręcz, by zachować kamienną twarz. Miał do odegrania przedstawienie swojego życia. Jeden fałszywy ruch, a wszystko może pójść nie tak. Zgiął szybko palce w pięść i rozprostował, chcąc pozbyć się tkwiącego w nich napięcia. Jakiś głos z tyłu głowy, zapewne ostatki jego sumienia, ostrzegł go, że powinien przemyśleć swój plan, znaleźć inne rozwiązanie. Luke nie miał zamiaru słuchać.

Dotarł do klasy i wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. Następnie nacisnął klamkę i wszedł do środka.

Calum, Mike, Ash i Chrissy czekali już na niego. Powitali go szerokimi uśmiechami, które natychmiast odwzajemnił.

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now