6.1

186 24 7
                                    

     Ashton był na siebie wściekły. Nie miał pojęcia, co go podkusiło, żeby wybrać się do Parkersburga po siedemnastej, gorzej, co sprawiło, że stwierdził, że rodzice na pewno go odbiorą, jeśli spóźni się na ostatni bezpośredni autobus do Grimville. Przecież wiedział, że tata miał tego wieczoru dyżur, co zostawiało mamę bez samochodu. Prychnął ze złością na swoją głupotę. 
     Tak naprawdę nie potrzebował jechać do centrum handlowego. Nie chciał ani nowych ubrań, ani nowych płyt czy książek. Ale miał wolne popołudnie i chciał spędzić je sam ze sobą, bo dawno już nie zrobił czegoś tylko dla siebie. Cały swój wolny czas poświęcał na dodatkową naukę, ćwiczenie gry na perkusji, gitarze i spotkania z Reyną, Michaelem, Calumem, a nawet Lukiem. Na ogół mu to odpowiadało, kochał być zajęty i przebywać wśród ludzi, ale tym razem zapragnął po prostu pochodzić po sklepach dla czystej potrzeby ucieczki z małego miasteczka. Teraz jednak tego żałował. 
     Było późno i ciemno, a on szedł poboczem przez las, starając się nie dygotać z zimna. Ostatnio pogoda się pogorszyła, a zbliżający się grudzień zapowiadał się na jeden z najchłodniejszych, jakie Ash pamiętał. Mógł chociaż wziąć szalik. Cudem będzie, jeśli po tym godzinnym spacerze się nie rozchoruje. 
     Mokre od wcześniejszego deszczu liście uginały się pod jego stopami. Gdy spojrzał w niebo, ledwo co mógł dostrzec księżyc. Wiedział, że jak tylko dotrze w końcu do domu, a na szczęście był już stosunkowo blisko, dostanie wielki ochrzan od mamy. Jako aptekarka, była bardzo nadopiekuńcza, jeśli chodziło o zdrowie jej jedynego syna. Dopiero co wydobrzał po lekkim przeziębieniu, którego nabawił się po staniu w ulewie nad Gossmer i raczej nie będzie mu dane nacieszyć się tym dobrym samopoczuciem, a mama nigdy więcej nie wypuści go z domu samego. Już i tak czasami sprzeciwiała się jego wypadom na miasto z resztą jego małej grupy, chociaż wiedział, że bardzo ich lubiła. Może to i lepiej, że nie miała pojęcia o ich comiesięcznym polowaniu na upiory. 
     Jego rozmyślania przerwał głośny szmer, jakby coś tuż za nim przebiegło. Zmarszczył brwi i odwrócił się, ale niczego nie zauważył. Przystanął na chwilę i wyostrzył wszystkie zmysły. Zaczął nasłuchiwać, szukając w otoczeniu niepokojących dźwięków, ale las wydawał się tak samo spokojny, jak każdej innej nocy. Chłopak nie chciał jednak wpaść na spłoszoną zwierzynę, bo chociaż żyły tu tylko sarny, wiedział, że każde zwierzę może stać się niebezpieczne, jeśli poczuje niebezpieczeństwo. Jak na razie panowała cisza, więc Ash uznał, że cokolwiek tam było, uciekło. Wzruszył ramionami i obrócił się na pięcie, chcąc ruszyć dalej w drogę powrotną. Ale wtedy spostrzegł, że coś za nim stoi, a gdy zrozumiał co, przełknął z trudem ślinę.
     Ashton nigdy wcześniej nie widział wilka na żywo, ale miał pewność, że ten był wyrośnięty. Jego lśniące, gęste, czarne futro tylko potęgowało to wrażenie. Dwoma jaskrawoczerwonymi ślepiami wpatrywał się w blondyna i sapał. Z jego pyska pełnego żółtawych, ostrych zębów skapywała ślina. Zawarczał groźnie.
     Irwin czuł, że zaczyna panikować. Przeszły go dreszcze, a serce zaczęło walić niespokojnie. Postąpił krok do tyłu, pilnując, żeby nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Wilk nie spuszczał z niego wygłodniałego spojrzenia i obserwował każdy jego ruch. Ash cofał się cały czas, próbując odejść jak najdalej, ale wtedy monstrum kłapnęło zębami, chłopak się wzdrygnął i niewiele myśląc, rzucił się do ucieczki.
     Wpadł w las. Najszybciej jak potrafił, zaczął przedzierać się przez krzaki, skręcał między drzewami i schylał się, aby uniknąć uderzenia gałęziami. Pojedyncze liście smagały go po twarzy co jakiś czas, ale biegł dalej, nie zwalniając tempa. Zaraz za nim podążał wilk. Ash starał się nie potknąć o żaden korzeń. Serce podeszło mu do gardła i czuł, że coraz ciężej oddycha. Gwałtownie skręcił, żeby wrócić na najszybszą drogę do miasteczka. Przecież nie mógł być tak daleko od osiedli. 
     Wilk go doganiał. Ashton wiedział, że z każdym kolejnym metrem opada z sił i zwalnia, chociaż nie mógł sobie na to pozwolić. Każdy swój błąd mógł szybko przypłacić życiem. Adrenalina buzowała mu w żyłach, liczyło się tylko to, żeby dotrzeć do pierwszych domów, żeby nie dać się zabić. Zmotywował się do przyspieszenia, chociaż miał ochotę krzyczeć.
     Ale zwierzę nie odpuszczało. Skoczyło w bok i zaraz zrównało się z chłopakiem. A potem odbiło się od wystającego kamienia i skoczyło na Asha, przewracając go. Sam drapieżnik potoczył się odrobinę dalej. Irwin walnął brzuchem w drzewo i jęknął, ale zaraz oprzytomniał, przekręcił się na drugi bok i zaczął wstawać. 
     Zanim jednak pobiegł dalej, wilk znowu na niego skoczył, przygniótł go i chwilę później Ashton poczuł w nodze przeszywający ból. Wygiął plecy w łuk i wrzasnął, a z jego łydki trysnęła krew. Na twarzy chłopaka pojawił się pot, a oczy zaczęły łzawić. Odwrócił się na plecy i zobaczył, jak monstrum szarpie jego spodnie. Ostatkami siły ugiął drugą nogę i mocno kopnął zwierzę prosto w pysk. Zaskomlało i puściło go, więc czym prędzej, krzywiąc się z bólu, podniósł się i utykając, zaczął biec. 
     Gdy wpadł na ulicę i zobaczył pierwsze palące się światła w domach, odetchnął lekko i obejrzał się za siebie, ale wilk, jeśli próbował jeszcze go gonić, najwyraźniej z tego zrezygnował. Ashton zwolnił do marszu i zgiął się w pół, zaciskając oczy. Jego noga wręcz piekła i czuł spływającą po niej obficie krew. Całe spodnie zrobiły się ciemnoczerwone. Po policzkach spłynęły mu łzy ulgi. 
     Chciał iść dalej, ale słabł z każdym krokiem. Wyjął więc z kieszeni kurtki telefon i wybrał numer pogotowia. Wiedział, że nie może się zatrzymywać. Podał nazwę ulicy, którą szedł, wyjaśnił krótko, co się stało i rozłączył się. Gdzieś z głębi lasu dobiegło go wilcze wycie. Wzdrygnął się i przyspieszył kroku, sycząc z bólu przy każdym kroku. Zaczęło kręcić mu się w głowie, spojrzenie się rozmywało, momentami nie widział kolorów, za to doskonale dostrzegał ruch w jego otoczeniu. Przyłożył dłoń do czoła i dziwne uczucie ustało. 
     Nie do końca pamiętał, co zdarzyło się później. Chyba przyjechał ambulans, potem siedział w szpitalu, mama i tata ściskali go mocno, aż w końcu wrócił z opatrzoną już nogą do domu. Zasnął bardzo szybko, ale całą noc dręczyły go w snach jasnoczerwone oczy wilka.

• • •

Więc zaczynamy 6 część! Mam nadzieję, że wybczycie mi to lekkie poturbowanie Ashtona, serio mógł nie łazić lasem po nocy. Chociaż ten wilk to jakiś taki dziwny, co nie?
Chciałabym wam podziękować za wszystkie miłe komentarze i wszystkie głosy na to opowiadanie, bo dzięki wam mam wielką ochotę pisać je dalej. Mam nadzieję, że zdążyliście pokochać (albo chociaż polubić) tych bohaterów i ich zwalone przygody xd
Aktualnie jestem rozbita emocjonalnie po najnowszym odcinku Supernatural, ale wieczorem zabieram się za pisanie 6.2 i jeśli nie wpadnie do was dzisiaj, to dostaniecie go jutro wieczorkiem.
Miłego dnia/wieczora/nocy/czy w jakiejkolwiek przestrzeni czasowej żyjecie xd
All the love, A.

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now