7.2

161 21 10
                                    

     Wraz z dzwonkiem oznajmiającym początek przerwy obiadowej z klas zaczęli wychodzić uczniowie. Część z nich praktycznie biegła, aby jak najszybciej dotrzeć na stołówkę i ustawić się w kolejce po jedzenie. Tego dnia serwowano dania kuchni włoskiej, co zawsze przyciągało podwójną ilość osób niż zazwyczaj, bo nawet ci niechętni do szkolnego obiadu nie byli w stanie odmówić pysznego makaronu z sosem i tiramisù na deser. 
     Ashton należał do tych, którzy swój lunch otrzymali jako pierwsi. Uważnie niosąc tackę między przepychającymi się uczniami, próbował bez upuszczenia jej dotrzeć do stolika okupowanego już przez Caluma. Zwykle to Hood zajmował im miejsce, ponieważ rzadko zdarzało się, aby jadł obiad przygotowany przez szkolny catering. Ash przywitał się uśmiechem z przyjacielem i zajął miejsce po jego lewej stronie. Zaraz za nim pojawili się Michael i Rey.
- To jest fatalny pomysł- skomentował coś Mike, patrząc na kuzynkę- I tak nikt nie lubi walentynek.
- Słucham?- mruknął Calum- Mamy grudzień, a wy już mi przypominacie o mojej wiecznej samotności?
     Ash zachichotał rozbawiony słowami bruneta.
- Gdybym to ja je organizowała, może w końcu ktoś by je polubił- odparła z przekonaniem Rey, a potem zwróciła się do chłopaków- Planuję zostać organizatorką walentynek szkolnych w tym roku.
     Ashton pokręcił głową z niedowierzaniem. Podziwiał dziewczynę za jej zapał i zaangażowanie w sprawy szkoły. Ostatnio stwierdziła, że zamierza także zgłosić się na organizatora corocznego balu letniego. Wszyscy wiedzieli, ile wiąże się z tym roboty, ale ją tylko bardziej to ekscytowało. Z drugiej strony Ash wiedział doskonale, że Rey uwielbia przewodzić, wydawać rozkazy i koordynować pracę. W pewnym sensie była urodzoną liderką i miała w sobie coś, co sprawiało, że nie tylko ludzie się jej słuchali, ale także ją przy tym lubili. A przede wszystkim, nigdy się nie poddawała. 
     Sam Ashton nigdy nie czuł potrzeby, żeby angażować się tak bardzo w wydarzenia szkolne, ponieważ nie uważał się do tej pory za jej integralną część. Oczywiście, zawsze chętnie służył pomocą, ale nie nadawał się do przewodniczenia żadnemu przedsięwzięciu. Mógł co najwyżej zagadywać ludzi przy pracy, rzucać ciekawostkami ze świata nauki na prawo i lewo, rozsiewając przy tym przyjemną atmosferę i wspomagać mentalnie tych, którzy coś zepsuli. To akurat całkiem mu wychodziło. 
     Ludzie darzyli go sympatią. Uważali go za przyjaznego chłopaka, zawsze chętnego do rozmowy kolegę, który nigdy nikomu nie wadził, ale to było tyle. Nikt nie miał potrzeby zaprzyjaźnić się z nim, poznać go bliżej, więc mimo że miał wielu znajomych, zwykle czuł się dosyć samotny. Aż w końcu znalazł przyjaciół. Na początku nie wiedział, jak określić tę czwórkę, ale po tym, jak przez chwilę stał się wilkołakiem, wiedział, że może na nich liczyć bez względu na wszystko. To dosyć absurdalne, ale ten zlepek różnych charakterów naprawdę mu podpasował. Ash nigdy nie sądził, że jego najlepszymi przyjaciółmi zostaną wycofany społecznie haker, sarkastyczny nieuk, zbyt ambitna przewodnicząca wszystkiego, co się dało oraz gwiazda szkolnego futbolu. Ta grupa po prostu działała i to nieprawdopodobnie sprawnie.
     Irwin wpakował do ust porcję makaronu bolognese. Obok ich stolika przeszedł Luke, zmierzając jednak do swojej drużyny. Pomachał do nich, uśmiechając się szeroko, co wszyscy odwzajemnili i poszedł dalej. Zwykle w piątki nie siadał z nimi, bo omawiał plan na następny tydzień treningów. W razie czego i tak czekało na niego wolne miejsce. 
- Rey, masz jeszcze dwa miesiące, żeby zrezygnować z tego pomysłu- mówił dalej Michael. 
- Żeby wszystko wyszło, jak trzeba, muszę zacząć obmyślać to już teraz- odparła dziewczyna, nakręcając na widelec makaron.
- A to nie cheerleaderki się tym miały zajmować?- spytał Cal, krzywiąc się na widok Michaela dodającego do spaghetti soli- Dostaniesz nadciśnienia, jak dalej tak będziesz wszystko doprawiał.
- Na coś trzeba umrzeć- skomentował Mike, wzruszając ramionami.
- Cheerleaderki- prychnęła Rey- Ich walentynki to jakaś porażka. Zawsze polegają na ogromnej ilości różu, brokatu, misiów i nieustannym chwaleniu się, od kogo dostały kartkę w tym roku. 
     Ashton nie mógł się z nią nie zgodzić, jednak mówiąc szczerze, słuchał tej rozmowy tylko jednym uchem. Z rozkojarzeniem obserwował, co się działo na stołówce. Jak zwykle było głośno- ludzie rozmawiali, przekrzykując jedni drugich, rozlegały się co jakiś czas salwy śmiechu, słychać było brzęczenie sztućców. W kolejce po jedzenie stały Ashley i Caroline, dwie przyjaciółki Rey, z którymi dzięki dziewczynie także chłopcy zaczynali łapać lepszy kontakt. Za nimi Ash dostrzegł także nową praktykantkę. Zaraz jednak otrząsnął się i skupił swoją uwagę na przyjaciołach. 
- ... a potem okazało się, że ma wstrząśnienie mózgu, więc musiał nieźle oberwać- kończył swoją wypowiedź Michael. Ash spojrzał na niego zaciekawiony.
- W sumie ciekawe, o co im poszło. Na lekcji siedzieli spokojnie, rozmawiali normalnie- mówił Calum- Ta cała akcja z pobiciem wyszła zupełnie znikąd. 
- Różnie mogło być- odparła Reyna, wskazując ząbkami widelca w stronę Cala- Mogłeś nie zauważyć, że coś jest nie tak, a potem jeden powiedział coś do drugiego, sprowokował i poszło.
- No nie wiem- mruknął bez przekonania brunet, a gdy zobaczył, że Mike ponownie soli makaron, na jego usta wpłynął grymas obrzydzenia- Tego już dawno nie da się zjeść. 
- Nie twoje bolognese, nie twój problem- odpowiedział mu Clifford szorstko- Odwal się już od mojego obiadu.
     Wtem powstało jakieś poruszenie. Rozległy się zdenerwowane krzyki i gdy Ash spojrzał w kierunku, z którego dochodziły, okazało się, że to Ashley i Caroline. Dziewczyny dosłownie wrzeszczały na siebie, wyzywały, aż w końcu rzuciły się ku sobie i zaczęły szarpać. Stojąca obok nich pani McCall odskoczyła do tyłu, aby nie zostać uderzona przez przypadek. 
     Ash od razu zerwał się na równe nogi, tak samo, jak pozostali i pobiegł do walczących dziewczyn. Dotarł do nich i chwycił w pasie Caroline, odciągając ją od Ashley. Tę drugą z kolei zaraz przytrzymał Luke, który zaalarmowany zachowaniem znajomych jak najszybciej postanowił zadziałać. Ashton okręcił Caroline tak, żeby nie była zwrócona twarzą do Ashley. Kiedy to robił, zauważył kątem oka, jak pan od geografii odsuwa na bok panią McCall, a ta, nie wydawało mu się, uśmiecha się przebiegle. Zaraz potem jednak znowu wyglądała na wystraszoną i stroskaną. Ash zmarszczył brwi, ale skupił się na trzymanej w ramionach dziewczynie. 
     Podszedł do nich dyrektor i kazał chłopakom puścić dziewczyny. Wykonali to niepewnie, obawiając się, że znowu skoczą sobie do gardeł, ale patrzyły się jedynie wrogo i milczały.
- Drogie panie, proszę za mną- oznajmił dyrektor Wilson, a potem nakazał wracać dzieciakom do obiadu. 
     Powrócili na swoje miejsca, wymieniając jedynie porozumiewawcze spojrzenia z Lukiem, zanim ten odszedł do stolika drużyny. Pozostała czwórka usiadła na krzesłach lekko oszołomiona wydarzeniami sprzed chwili, nie do końca wiedząc, co się stało.
- Chwilę wcześniej rozmawiały ze sobą, uśmiechając się- wymamrotał Ash.
- Najpierw tych dwóch chłopaków, teraz Ashley i Caroline...- wymieniał Mike.
- Moja kobieca intuicja podpowiada mi, że coś jest nie tak- odparł Calum, spoglądając na przyjaciół. Ashton natychmiast przypomniał sobie ten dziwny, ledwie widoczny uśmiech pani McCall.
- Ekipo- stwierdził po chwili- Wygląda na to, że mamy nową zagadkę do rozwiązania.


• • •

Nie spodziewaliście się tego, prawda? No, ja też nie. Muszę was przeprosić, klasa maturalna po prostu mnie przerasta pod tym względem, 3/4 doby zazwyczaj spędzam na nauce lub odsypianiu, wena mnie opuściła, co zresztą chyba widać po tym rozdziale, ale już wyrzuty sumienia stały się nie do zniesienia. Nie wiem w ogóle, czy ktoś tu jeszcze jest i pamięta tę historię. Mam nadzieję, że tak.
Bardzo was przepraszam, jak zwykle zachęcam do zostawienia czegoś po sobie, najlepiej komentarza i życzę wam miłego dnia/wieczora/nocy/cokolwiek haha
All the love, A.

Ghostbusters! [5sos]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin