9.1

162 23 44
                                    

Gdy czternastego lutego Reyna weszła do szkoły, prawie od razu poczuła potrzebę, żeby zawrócić i wyjść. Cały korytarz, do tej pory zwyczajny, przyozdobiony jedynie kilkoma tablicami z różnymi zdjęciami i gablotą z trofeami, teraz zamienił się w czerwono-różowy ocean serc, kwiatków z bibuły i misiów. Przy suficie zwisały brokatowe girlandy w kształcie ust, a tablice otaczały balony w kształcie serc. Od samego patrzenia Reynie zrobiło się niedobrze.

Z grymasem na twarzy, próbując powstrzymać odruch wymiotny, ruszyła przed siebie, żeby dotrzeć do szafki. To nie tak, że nie lubiła walentynek, ale zdecydowanie ten dzień nie należał do najprzyjemniejszych w roku. Nie rozumiała do końca tego fenomenu dnia zakochanych. Dla niej był to zwykły chwyt komercyjny podnoszący sprzedaż słodyczy i kwiatów, z okazywaniem miłości mający niewiele wspólnego. Tak jakby to miał być jedyny dzień, kiedy zabiera się ukochanych na kolację i kupuje podarunki. Oczywiście, miło było mieć okazję do świętowania swojego uczucia, ale dla Rey to po prostu nie zasługiwało na rozgłos, jaki osiągało, zwłaszcza że niektórych samotników widok wszechobecnej miłości przyprawiał o ból głowy i wpędzał w nieuzasadniony smutek. Może niechęć dziewczyny wynikała także z faktu, że to już kolejny rok, w którym walentynki spędzała w szkole, a potem na kanapie w salonie, zajadając się zapiekanką z makaronem, chrupkami i oglądając serial. Tylko tym razem nie wybrała jeszcze jaki.

Poza tym to ona miała w tym roku zająć się organizacją walentynek. Chciała uniknąć tego morza słodkości, na które po prostu nie dało się patrzeć, zrobić z tego święta coś, co spodoba się wszystkim. Niestety, nie udało jej się. Została przegłosowana przez te durne cheerleaderki, które były królowymi walentynek. Wiedziała oczywiście, że te dziewczyny wcale nie są takie głupie, na jakie czasami się kreowały i podczas zebrań rady szkoły często zauważała, że mają dużo dobrych, logicznych pomysłów, których sama by się nie powstydziła. Ale co roku robiły z walentynkami to samo- zamieniały je w raj dla miłośników różu i brokatu, a przy okazji organizowały nieoficjalny konkurs na osobę, która dostanie najwięcej walentynek.

Poczta walentynkowa działała w tej szkole od zawsze i Rey wiedziała, że jest to nieodzowny element organizacji tego święta, na usunięcie którego nikt by się nie zgodził. Poczta musiała być i koniec. Co roku pudełka na walentynki ustawiano na piętrach tydzień przed wydarzeniem i rozdawano je czternastego lutego. Zawsze to cheerleaderki dostawały ich najwięcej, ale nie tylko ilość miała dla nich znaczenie. Liczyło się także od kogo je dostały. Tym samym poczta walentynkowa rozpoczynała niemą wojnę między najbardziej popularnymi dziewczynami w szkole o uznanie ze strony członków drużyny futbolowej.

Reyna naturalnie nigdy żadnej walentynki nie dostała, na żadną też nie liczyła. Wiedziała, że nie ma osoby, która mogłaby się nią interesować. Mimo to czasem robiło jej się przykro pod koniec dnia. Nie mogła zrozumieć, co takiego jest z nią nie tak, że do tej pory nie miała poważnego chłopaka, bo ci z podstawówki zdecydowanie się nie liczyli. To nie tak, że była brzydka, raczej przeciętnej urody. Może nie należała do najchudszych, nie miała wysportowanego ciała i idealnie płaskiego brzucha, ani nawet okrągłego tyłka, ale była po prostu normalna i zazwyczaj jej to nie przeszkadzało. Tylko czasami zastanawiała się, co musi w sobie zmienić, żeby komuś się w końcu spodobać.

Odepchnęła od siebie wszelkie myśli i zabrała z szafki książki od angielskiego. Zatrzasnęła metalowe drzwiczki i podążyła za tłumem do sali lekcyjnej. Do dzwonka zostało jeszcze parę minut, dlatego nie spieszyła się. Spokojnie dotarła do klasy i zajęła miejsce przy oknie. W środku było już kilka osób, z których żadna nawet nie podniosła wzroku, gdy dziewczyna wchodziła. Przez chwilę Rey siedziała sama, zastanawiając się, czy może jednak nie zamówić na obiad pizzy, gdy do sali wszedł Calum. Na widok przyjaciółki zdjął słuchawki i posłał jej udręczony uśmiech.

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now