5.3

242 24 4
                                    

     Następnego dnia Michael wręcz obudził się podekscytowany. Była sobota, słońce wyglądało jasno zza chmur, chociaż temperatura na zewnątrz nie przekraczała piętnastu stopni. Wiał lekki, ale mroźny wiatr, kołysząc spokojnie prawie już gołe gałęzie drzew. Dlatego właśnie państwo Clifford bardzo się zdziwili, gdy syn oznajmił im, że wybiera się ze znajomymi nad jezioro. 
- Przecież nawet nie popływacie!- zaprotestowała mama. 
- Nie możecie wyjść sobie na miasto?- spytał tata, unosząc leniwie wzrok znad czytanej właśnie książki. Michael wywrócił oczami.
- To tylko na dwie, może trzy godziny- tłumaczył dalej zawzięcie- Poza tym Rey też idzie. 
     Wiedział, że ten argument przemówi do rodziców najbardziej. Jego kuzynka zawsze była mu stawiana za wzór ze względu na jej dobre wyniki w nauce i ogólny brak problemów wychowawczych. Dodatkowo była starsza o całe trzy miesiące, co też często wykorzystywano przeciw niemu. Czasami naprawdę denerwowało go, że wszyscy kazali mu być jak Reyna, tak jakby on sam nie był wystarczająco dobry. Nie sprawiał kłopotów, nie buntował się aż tak bardzo, może wykłócał się często o swoje racje, co zazwyczaj kończyło się szlabanem, ale wynikało to z jego charakteru. Interesował się też innymi rzeczami niż większość nastolatków. Nie lubił sportu ani nie imprezował co tydzień. Za to potrafił spędzić cały dzień, przeglądając strony internetowe i książki o legendach, mitologiach i zjawiskach nadprzyrodzonych. Pasją do rozwiązywania zagadek zaraziła go w dzieciństwie babcia. Często opowiadała mu o swojej młodości, kiedy to dorabiała sobie jako medium. Twierdziła, że miała dar, który stopniowo zanikał wraz z wiekiem. Mały Mike chciał być jak jego babcia, a teraz czuł się temu bliższy niż kiedykolwiek wcześniej. 
- A kiedy zamierzasz pouczyć się matmy?- spytała mama. Michael spuścił głowę i westchnął. Jego brak umiejętności matematycznych był odrobinę bardziej akceptowany, ponieważ i Rey, która i tak trafiła do wyższej poziomem klasy, miała z tym przedmiotem ogromne problemy. Jednak z racji tego, że tata pracował jako księgowy, Mike czuł specjalny nacisk na to, żeby radzić sobie z matmą przynajmniej przeciętnie. I w zasadzie mu się to udawało, dopóki nie zaczęli omawiać funkcji kwadratowej.
- Porobię zadania, jak tylko wrócę, przysięgam- mruknął z niezadowoleniem. Mama skrzywiła się, nie wiedząc, co powinna zrobić. 
- Proszę- dodał Michael błagalnie. Rodzice jednocześnie westchnęli.
- W porządku- odparł w końcu tata, poprawiając okulary na nosie- Ale zmywasz naczynia po kolacji.
     Chłopak nie miał wyboru, pokiwał tylko głową na zgodę i wrócił do pokoju. Rzucił się na łóżko i zaczął wpatrywać w sufit, rozciągając usta w coraz większym uśmiechu. 
     Ich plan był dosyć prosty. Musieli autobusem dotrzeć nad Gossamer, a następnie znaleźć Starego Bena i liczyć na to, że będzie chciał opowiedzieć im, co widział w dzień wypadku, jeśli widział cokolwiek. 
     Stary Ben, a właściwie Benedict Carren, był sędziwym mężczyzną z własnym zakładem wędkarskim i wielką pasją do łapania ryb, w której spełniał się do lat 90. Potem przeszedł na emeryturę i zaczął robić to jedynie okazjonalnie. Ponieważ zasłużył się Grimville nie raz, wszyscy mieszkańcy bardzo dobrze go znali, przynajmniej z opowieści, które o nim krążyły. Zazwyczaj po prostu mówiono, że jest dziwaczny, ale całkiem przyjazny, nawet dla nieznajomych. Michael miał z nim styczność tylko raz, gdy kilka lat temu wybrał się z tatą i wujkiem, ojcem Rey, na ryby. Nic wtedy nie złowili, nawet rady Starego Bena okazały się nieskuteczne i od tamtej pory skończyli z wędkowaniem. 
     Poza tym Stary Ben był największym specjalistą od jeziora Gossamer, jaki zapewne kroczył po tej ziemi. Spędził tam całe swoje życie, wiedział wszystko o jego rozmiarach, zakamarkach i przede wszystkim znał mieszkające w nim gatunki zwierząt. Jeśli ktoś mógł stwierdzić, że w tych wodach żył potwór, był to właśnie on. 
     Mike pokręcił głową i zszedł z łóżka, by usiąść przy biurku i zacząć czytać lekturę na lekcje angielskiego. Następnie w towarzystwie rodziców zjadł obiad, po czym zabrał telefon, kurtkę, pożegnał się i wyszedł. Z pozostałymi umówili się pod domem Ashtona o piętnastej, ponieważ zaledwie sto metrów dalej znajdował się przystanek autobusowy. Dotarcie nad Gossamer nie powinno zająć im więcej niż pięć minut, jedynie trzeba było potem przespacerować się chwilę lasem. 
     Razem z Reyną ubraną w czarne obcisłe dżinsy i tego samego koloru kurtkę, ruszyli przed siebie. Na przystanku byli kilkanaście minut później, witając się z Ashem i Calumem. Zaraz też pojawił się Luke i razem wsiedli do nadjeżdżającego autobusu. 
     Postanowili nie rozmawiać na razie o wypadku i skupili się na szkole. 
- Ta baba mnie nienawidzi, mówię wam- narzekał Calum, obgadując nauczycielkę od fizyki- Robi wszystko, żeby mnie oblać, ale jeszcze się zdziwi. Do końca roku wyciągnę na cztery. 
     Luke roześmiał się.
- U niej trója jest ledwo możliwa, stary- odparł, kładąc pocieszająco dłoń na ramieniu bruneta- Dlatego właśnie po pierwszej klasie przeniosłem się na geografię.
     Na miejsce dojechali bardzo szybko. Wysiedli z autobusu i ruszyli wąską ścieżką przed las sosnowy. Przeszli małym mostkiem nad strumykiem, po czym znaleźli się na plaży. Chodnikiem podążyli ku drewnianym budynkom, w których mieściły się różne zakłady wędkarskie i wypożyczalnie. 
     Mike spojrzał w niebo, by zobaczyć, że słońce powoli chowa się za szare chmury nadchodzące od strony jeziora. Wiatr też się wzmagał. Chłopak wykrzywił usta w grymasie i przyspieszył kroku. Wychodząc na przód grupy, skierował się w stronę werandy, na której w bujanym fotelu siedział Stary Ben, paląc fajkę.
     Wyglądał starzej, niż Michael go zapamiętał. Przerzedzone włosy były teraz ciemnoszare, a spaloną od słońca i wysmaganą wiatrem twarz zdobiły liczne zmarszczki. Miał na sobie sprane dżinsy i wypłowiałą koszulę w kratę. Wydawał się bardzo zmęczony.
     Na widok piątki nastolatków zmrużył oczy i wypuścił dym z ust. 
- Dzień dobry- przywitał się uprzejmie Michael, a reszta poszła za jego przykładem.
- Co was tu sprowadza, dzieciaki?- wychrypiał staruszek. Nie brzmiał niemiło, jedynie odrobinę podejrzliwie. 
- Mamy do pana kilka pytań- powiedział Ashton, uśmiechając się serdecznie.
- O ten wypadek tydzień temu- dodała Rey. Stary Ben postukał palcem o podłokietnik fotela.
- Tak, paskudna sprawa- mruknął i zamyślił się na chwilę. A potem potrząsnął głową, obrzucił nastolatków szybkim spojrzeniem i wstał. 
- Może odpowiem na wasze pytania przy herbacie lub kawie?- zaproponował, na co Mike wyszczerzył zęby w uśmiechu. 
- Z przyjemnością, proszę pana.
     Kolejno przekroczyli próg domu. Przeszli przez sklep wędkarski na zaplecze, które okazało się zwykłym mieszkaniem. Michael rozejrzał się zaciekawiony. Zielone ściany już nieco wyblakły, a meble z ciemnego drewna wyglądały na zniszczone przez czas. Wokół wisiały obrazy jezior i trofea wędkarskie, które Stary Ben musiał zdobywać w konkursach. Nawet trochę pachniało rybami. 
     Mężczyzna zaprowadził ich do kuchni, która służyła też za jadalnię. Na środku stał dosyć duży stół i sześć krzeseł. Farba z wiszących nad blatem szafek odprysnęła w kilku miejscach. Nawet talerze ułożone w suszarce wyglądały na wiekowe. 
     Stary Ben otworzył kredens i zajrzał do środka.
- To jak?- spytał- Wolicie kawę czy herbatę?
- Herbatę poproszę- uśmiechnęła się Reyna, a za nią powtórzyli prośbę chłopcy. Staruszek roześmiał się.
- To bardzo nie po amerykańsku- skomentował, ale wyjął szóstą szklankę dla siebie i też włożył do niej torebkę z herbatą. 
     Przyjaciele postanowili zająć miejsca przy stole. Krzesło na końcu zostawili dla gospodarza, aby wszyscy mogli słyszeć go dobrze. Zerkali na siebie niepewnie, zastanawiając się, jak zacząć temat. Michael poczuł, że to jego rola, ponieważ to on tak naprawdę wierzył w potwora i próbował udowodnić jego istnienie pozostałym. Chrząknął więc, by zwrócić na siebie uwagę.
- Słyszeliśmy, że to pan uratował Beatrice Milton- powiedział, czując, że Ash uważnie go obserwuje. Poprzedniego wieczoru dostał od Irwina wykład na temat okazywania empatii i starał się teraz wypaść jak najlepiej.- Piękny czyn, swoją drogą.
     Stary Ben wzruszył ramionami, a potem zaczął chichotać. 
- Ktoś musiał pomóc tej dziewczynie. Stary Ben był po prostu najszybszy!- zawołał radośnie. Michael przytaknął, próbując nie zastanawiać się, dlaczego staruszek mówił o sobie w trzeciej osobie. 
- Wciąż ma pan sporo werwy- stwierdził żartobliwie Clifford. Mężczyzna odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem.
- Żebyś wiedział, dzieciaku!- zawołał radośnie, a potem przyjrzał się Michaelowi i kiwnął na niego palcem- Musimy kiedyś połowić razem ryby.
     Mike poczuł, że w przekonaniu staruszka był to wielki zaszczyt, dlatego podziękował uprzejmie za propozycję i stwierdził, że z chęcią zrobi to w następnym sezonie.
- Chociaż od dawna nie miałem w ręku wędki- przyznał pod koniec. 
- Nie martw się, synu, zrobię z ciebie mistrza- odpowiedział mu Stary Ben. 
     Pozostała czwórka przysłuchiwała się rozmowie z uniesionymi brwiami. Michael uśmiechnął się. Ben zdążył go polubić, co dla większości osób pewnie byłoby niezręczne, ale chłopak nie miał nic przeciwko. Rozluźnił się i rozparł wygodniej na krześle. Stary Ben postawił przed wszystkimi szklanki z gorącą herbatą i sam zajął wolne miejsce przy stole. 
- No dobra, po coś tu jednak przyszliście- stwierdził- O co dokładnie chcecie zapytać?
     Michael, wykorzystując dopiero co zyskaną sympatię staruszka, postanowił przejść do rzeczy.
- Co widział pan, ratując Beatrice Milton?
     Stary Ben ściągnął brwi i spoważniał. Milczał, przyglądając się uważnie piątce nastolatków, wpatrzonej w niego z wyczekiwaniem. Potem westchnął.
- Słyszeliście plotki- mruknął, upijając łyk herbaty. 
- Nie jesteśmy tu, żeby słuchać plotek- odparł Calum- Chcemy poznać prawdę. 
     Mężczyzna roześmiał się.
- Nie chcecie mi powiedzieć, że wierzycie w potwora?
     Michael nagle poczuł, jak cała ekscytacja zamienia się w zaskoczenie, a potem ulatuje, zostawiając go z gorzkim rozczarowaniem. Tak bardzo skupił się na słowach Beatrice, jej historii, że nawet nie pomyślał o drugim świadku, który przecież mógł wszystko podważyć. Zgarbił się odrobinę i posmutniał. 
- Czyli niczego nadzwyczajnego pan nie widział?- spytał cicho. Staremu Benowi rozbłysły oczy.
- Oczywiście, synu, że widziałem- odpowiedział. Jeszcze raz przyjrzał się dzieciakom i czegokolwiek szukał w ich twarzach, musiał to znaleźć, uśmiechnął się bowiem szeroko i przyjaźnie.- Coś mi mówi, że nie jesteście z tych, co wyśmiewają się z takich teorii. Powiedzcie więc mi, co wiecie o potworze z Gossamer?
     Luke zaczął wiercić się na krześle. 
- Niewiele. Do tej pory chyba żadne z nas nie wierzyło, że to coś więcej niż bajeczka wciskana dzieciakom, żeby nie wchodziły za daleko do wody- odparł szczerze. Ku zdziwieniu Mike'a, Stary Ben skinął tylko głową. 
- Zaczekajcie tutaj- nakazał radośnie- Coś wam pokażę. 
     Następnie wyszedł z kuchni, by po chwili wrócić z wielkim kartonem. Postawił go na stole z impetem i zaczął mówić. 
- Prawda jest taka, że większość nawet najmniejszych jezior ma swoje legendy o potworach, bo to świetna historyjka na ściągnięcie turystów. W zasadzie się nie dziwię, z czegoś trzeba żyć.- Otworzył pudełko.- Na przykład potwór z Loch Ness. Gdyby nie on, czy aż tyle osób odwiedzałoby to jezioro? Czy byłoby ono sławne na całym świecie?
- Twierdzi pan, że Nessie nie istnieje?- spytał Ashton, popijając herbatę. 
- Tego nie powiedziałem- odpowiedział mu wesoło Stary Ben- W każdej legendzie jest ziarno prawdy, szczególnie w tej o Loch Ness. Prawdopodobnie coś tam było. Prawdopodobnie już tego tam nie ma, chociaż nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie, jeśli chodzi o Gossamer, przez lata ludzie zbierali dowody na istnienie tego naszego potwora. Tutaj mam wycinki z gazet, zdjęcia, na których możecie go zobaczyć. 
     Położył przed nastolatkami kilka czarno-białych druków. Mike z zafascynowaniem chwycił je w dłonie i zaczął podsuwać je pod nos reszcie przyjaciół. 
- To- Stary Ben wskazał na pierwszy z wycinków- jest z roku 1904. Zrobił je pewien staruszek, który akurat łowił ryby nad jeziorem. Podobno zauważył ciemny kształt poruszający się szybko tuż pod powierzchnią wody, a następnie wynurzający się wielki grzbiet. 
     Zdjęcie faktycznie przedstawiało coś na kształt ciemnej wysepki na środku jeziora, jednak było tak niewyraźne, że Mike nie był pewny, czy to przypadkiem nie zwykła przewrócona do góry dnem łódka. Skrzywił się lekko, co Stary Ben skwitował śmiechem. 
- Tak, wiem, nie wygląda przekonująco- oznajmił szczerze- Ale to pierwsze podanie o potworze poparte jakimkolwiek dowodem. Kolejne było w 1924 i to akurat robi na mnie wrażenie. 
     Wskazał na następne dwa zdjęcia. Przedstawiały widok tafli jeziora z łodzi, obok której można było dostrzec duży, ciemny, opływowy kształt i wystającą z wody płetwę, podobną do wielorybiej oraz dno łodzi, porysowane, jakby pogryzione, zupełnie zniszczone. 
- Trójka młodych mężczyzn wypłynęła na środek jeziora, żeby połowić ryby. Po tym, jak jeden z nich stracił wędkę, siłując się z tym, co połknęło haczyk, zaczęli się niepokoić. A potem poczuli uderzenie. Jedno, drugie, trzecie. Coś większego niż ryba atakowało łódź. Mieli na pokładzie aparat fotograficzny, więc któryś zrobił właśnie to zdjęcie. Gdy wrócili na brzeg, podobno zobaczyli jeszcze grzbiet potwora. A tak wyglądała łódź po tym ataku. 
     Michael nie mógł dłużej powstrzymywać uśmiechu. Ta historia brzmiała autentycznie, a zdjęcia wyglądały na oryginalne. Oznaczało to jedno- istniało prawdopodobieństwo, że w wodach jeziora Gossamer naprawdę czaił się potwór. Mike zerknął na przyjaciół, by zobaczyć ich szeroko otwarte ze zdziwienia oczy i poczuł niemałą satysfakcję.
     Stary Ben sięgnął do pudła i wyjął z niego plastikową torebkę, po czym wręczył ją Calumowi. W środku Mike dostrzegł dosyć duży, ostry, trójkątny kształt o szarawym odcieniu. Ząb.
- Gdy łódź została oddana do naprawy, znaleźli właśnie to. Jeśli zdjęcia nie są dla was wystarczającym dowodem, to może ząb stwora nim jest. 
- Skąd pan to wszystko ma?- spytała Rey zaintrygowana. 
- Jednym z mężczyzn na tej łódce był mój tata- wyjaśnił Stary Ben- To on nauczył mnie łowić ryby, zajmować się sklepem. Ale co ważniejsze, to przez niego zacząłem wierzyć w potwora. 
- Więc kiedy coś zaatakowało Tricy...- zaczął Luke.
- Na początku popłynąłem tam, żeby jej pomóc, to było najważniejsze- odparł staruszek, patrząc się w przestrzeń- Ale gdy znalazłem się bliżej niej, zobaczyłem całą tę krew i ciemny kształt. Wpłynął pod moją łódkę, prawie ją wywrócił. Był tak blisko...
- Najprawdziwszy potwór- wyszeptał z przejęciem Michael.
     Stary Ben kiwnął głową. 
- Rozum podpowiada mi, że ludzie mają rację, kiedy mówią, że zwariowałem na stare lata. Ale wzrok zawsze miałem dobry i wiem, co widziałem. Nie mam pojęcia, czy to prehistoryczny gad morski, ale w tym jeziorze coś jest. Tego jednego jestem pewien. 
     Ben skończył mówić, a w kuchni zapadła cisza. Cała piątka wpatrywała się w mężczyznę oczarowana. Jego wersja wydarzeń w zasadzie zgadzała się z tym, co powiedziała im Beatrice i Mike'owi to wystarczyło. Utwierdził się w swoim przekonaniu, że w Gossamer żyje stworzenie, którego wielkość pozwala zaatakować człowieka. Serce podeszło mu do gardła z podekscytowania.
     Dzieciaki podziękowały Staremu Benowi za pomoc, dopiły herbatę i zaczęły zbierać się do wyjścia. Wędkarz odprowadził ich do drzwi.
- Odwiedzajcie mnie częściej!- powiedział na pożegnanie, machając do nich wesoło.
- Z przyjemnością!- odpowiedział równie radośnie Ashton, schodząc po schodkach na chodnik.
     Na zewnątrz zrobiło się już ciemno, a z szarych chmur kropił deszcz. Żadne z nich nie przejmowało się jednak pogodą, nie po tym, co usłyszeli. Mike zatrzymał się nagle i odwrócił twarzą w stronę jeziora. Popatrzył na zielonkawą wodę spienioną przez wiatr i zdał sobie sprawę, jak bardzo pragnie teraz spojrzeć w jej głębię. Niewiele myśląc, ruszył w dół plaży, aż wszedł na najdłuższy pomost. Reszta szybko do niego dołączyła i razem zaczęli wpatrywać się w mętną zieleń. W miejscu, gdzie stali jezioro miało około trzech metrów głębokości. Mike usłyszał za sobą westchnienie.
- Więc naprawdę coś dużego żyje w tym jeziorze- mruknął Ash, kręcąc głową- Przecież to biologicznie niemożliwe. 
- Zaraz hamburgery zaczną spadać z nieba- odparł cicho Calum. Michael zmarszczył brwi i odwrócił się do przyjaciela.
- Co?
- Nieważne.- Cal machnął ręką.- To tylko jedna z rzeczy niemożliwych.
- Hood, z całym szacunkiem, co ty pier...
     Przerwał mu jednak Luke, podbiegając nagle do niego i łapiąc go za ramię.
- Patrzcie!- krzyknął, wyciągając drugą rękę i wskazując na jezioro. Mike szybko spojrzał w tamtą stronę. Otworzył szeroko oczy i buzię, gdy zdał sobie sprawę, co pokazywał Hemmings. Oto przed nimi, w odległości około dwudziestu metrów, na powierzchnię wypływał wielki, czarny garb.
- Jezu- wymsknęło się Reynie. Ciemny kształt zaczął płynąć w stronę brzegu z dużą prędkością. 
     Zawiał mocniejszy wiatr, a deszcz się nasilił, ale nie obchodziło ich, że mokną. Liczył się tylko fakt, że w ich stronę płynęło właśnie jakieś ogromne stworzenie, niepodobne do żadnej ryby.
     Michael zachłysnął się powietrzem. Patrzył, jak potwór podpływa coraz bliżej pomostu. Coś, prawdopodobnie instynkt samozachowawczy, podpowiadało mu, że powinien się odsunąć od krawędzi, odwrócić i zacząć uciekać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Mógł jedynie stać i patrzeć.
     Zaraz potem ktoś mocno nim szarpnął i dotarł do niego głos Luke'a.
- Stary, rusz się!
     W końcu Clifford usłuchał. Szybko wycofał się, obrócił na pięcie i zaczął biec. Pomknęli przez plażę i przystanęli dopiero na granicy z lasem. Gdy spojrzeli ponownie w stronę jeziora, nic nie zauważyli. Cokolwiek płynęło w ich stronę, zniknęło. 
     Przyjaciele patrzyli na siebie ze strachem w oczach i szokiem wymalowanym na twarzach, oddychając szybko. Mike przełknął głośno ślinę.
- Nawet nie chcę pytać- rzucił Ashton z niepokojem.
- Zbierajmy się stąd- poprosiła cicho Rey, chwytając ramię Caluma. Brunet pokiwał głową na zgodę, ruszyli więc przez mostek w stronę przystanku autobusowego.
     Deszcz rozpadał się na dobre, gdy w końcu dotarli do domów.

• • •

Kurde, dzisiaj to was rozpieszczam, ale to już ostatni tego dnia, bo nie dam rady więcej napisać, tym bardziej, że ten rozdział jest strasznie długi. W ogóle ja nie wiem, czemu wy byliście tacy podejrzliwi wobec Starego Bena, to jest poczciwy staruszek! XD
Następny rozdział jutro lub za dwa dni, bo jadę na narty do Czech i nie mam pojęcia, o której wrócę do mieszkania.
Mam nadzieję, że się wam podoba. Jak zwykle proszę o komentarze, spostrzeżenia, przemyślenia itp. Możecie mi też napisać, jakie stworzenia nadprzyrodzone interesują was najbardziej, bo w sumie jestem ciekawa, czy nasza ekipa się z nimi zetknie ;)
All the love, A.

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now