16.2

84 16 5
                                    

Luke był przerażony. Serce biło mu mocno w piersi, tak, że miał wrażenie, że wszyscy wokół mogą je usłyszeć. Spoglądał niepewnie na szeryfa, kiedy ten prowadził go przez wąski korytarz prosto do pokoju przesłuchań, w którym jeszcze chwilę wcześniej rozmawiał z Reyną. Nie wiedział, jak się zachować i co mówić. Czuł, że nie ma sensu kłamać. Ich historia, nieważne jak mocno ją nagiąć, nie miała żadnego sensu dla osób, które nie miały pojęcia, co stało się tych kilka miesięcy temu z Dylanem. Nikt, kto nie widział głodu w jego oczach i nie poczuł bólu po ostrych zębach na sobie, nie mógł nawet domyślać się, jak wielkie niebezpieczeństwo mogli mieć przed sobą. Ale nie mieli, pomyślał z goryczą Luke, strofując samego siebie.

To wszystko była jego wina. Gdyby tylko wiedział wcześniej, gdyby sprawdził swoje podejrzenia dokładniej, albo przynajmniej sam i nie mieszał w to pozostałych, nie miałby tak wielkich wyrzutów sumienia. A przynajmniej byłby w stanie spojrzeć przyjaciołom w oczy bez strachu, że ponownie nadwyręża ich zaufanie. Co, jeśli po raz kolejny ich zawiódł? Co, jeśli znów zostanie sam? Na wspomnienie pozostałej czwórki odchodzącej sprzed jego domu, ich spojrzeń pełnych bólu i poczucia zdrady, przeszedł go dreszcz. Nie mógł do tego dopuścić.

Szeryf wpuścił go do pokoju przesłuchań i wskazał gestem ręki krzesło, na którym Luke posłusznie usiadł. Wzrokiem biegał po ścianach, patrząc wszędzie, tylko nie na policjanta przed nim. Próbował uspokoić oddech i przygotował się na oskarżenia, którymi spodziewał się, że zarzuci go mężczyzna. Ten jednak wlepił w niego swoje przenikliwe spojrzenie i czekał.

Luke uparcie milczał.

- Im szybciej zaczniesz mówić, co dokładnie się wydarzyło i jak wielkie masz problemy psychiczne, żeby nachodzić w środku nocy swojego sąsiada, tym szybciej wrócicie do domów- oznajmił w końcu szeryf. Luke zawahał się.

- To skomplikowane- odparł cicho. Co dokładnie powiedziała Rey? Jak wiele mógł zdradzić policjantowi, żeby nie wyjawić tajemnic grupy?

- Wiem o waszej zabawie w łowców wampirów- powiedział szeryf, krzyżując ręce na piersi- Zacznij od tego, jak w ogóle wpadłeś na pomysł stalkowania pana Harrisa?

Luke poczuł, że nie ma sensu dłużej zwlekać. Zamknął oczy i przypomniał sobie dokładnie wydarzenia z zeszłego tygodnia.

Część druga. Luke.
Niedziela, godzina 22:48

Obserwował go już od jakiegoś czasu. Być może zdrowy rozsądek podsuwał mu nieśmiałą myśl, jakoby po prostu tęsknił za przygodą. Przyzwyczaił się za bardzo do ciągłych starć ze stworzeniami nie z tego świata, a teraz wynajduje sobie ofiary potencjalnych spraw, które mogłyby być nie tylko świetną zabawą, dobrym uczynkiem, ale także fantastycznym pretekstem do spędzania całych dni z Reyną. Jednak czuł pod skórą, że to wcale nie to. Jego intuicja krzyczała wręcz, że dzieje się coś niepokojącego, co więcej, to coś było tuż pod jego nosem cały ten czas, a on był zbyt ślepy, żeby to zauważyć.

Po tym, jak Dylan został zaatakowany, zmieniony, a sytuacja wymknęła się spod kontroli, Luke przyjął za swój niemy obowiązek zwracać uwagę na podejrzane sytuacje. Gdzieś, żadne z nich nie wiedziało gdzie, czaił się niebezpieczny potwór, który mógł ponownie zaatakować. Nie znali dnia ani godziny, a całe miasteczko było zagrożone.

Teraz siedział przy oknie swojego pokoju, udając, że gra na gitarze, jednak to, co wychodziło spod jego rąk, ciężko było nazwać muzyką, ledwie brzdąkaniem. Kątem oka zerkał na zewnątrz, przypatrując się ciemnym oknom domu sąsiada, pana Harrisa, którego zachowanie niepokoiło chłopaka na tyle, że chyba naruszał prawo, pozwalając sobie na jego dokładną obserwację. Czy to już podchodziło pod niezdrową obsesję lub stalking?

Ghostbusters! [5sos]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz