6.3

173 21 6
                                    

     Luke zatrzymał się i spróbował uspokoić oddech. Zsunął kask z głowy i otarł wierzchem dłoni pot z czoła. Czuł, jak wilgotne włosy nieprzyjemnie lepią mu się do skroni. Na szczęście trening zbliżał się już do końca. Chłopak był wyczerpany, trochę z własnej winy, bo sam postanowił tego dnia wystawić swoją wytrzymałość na próbę. Potrzebował pozbyć się całej frustracji, jaka narosła w nim od incydentu na stołówce.
     Zachowanie Colina nie dość, że go wkurzyło, to jeszcze wprawiło w niemałe zakłopotanie. Czuł się upokorzony, słysząc pretensjonalne słowa swojego niby przyjaciela. Nagle było mu głupio, że zadaje się z osobą, która nie potrafi pomóc albo chociaż trzymać język za zębami. I mimo że gdzieś w głębi rozpierała go duma, że potrafił się mu przeciwstawić, zdenerwowanie kolegą rosło z minuty na minutę.
     Ale najbardziej przejął się postawą Ashtona. Podchodząc do niego, ofiarując mu własne ramię, żeby Irwin mógł się na nim oprzeć, bo wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć, Luke nie spodziewał się tak chamskiej odpowiedzi. Udawanie przyjaciela ci nie wychodzi- powiedział mu Ash, a przecież on nigdy nie udawał. Dawno żadne słowa go tak nie zabolały. Ostatnio Luke naprawdę czuł się częścią ich grupy, nawet bardziej niż drużyny. Nagle zrozumiał, jak bardzo podobała mu się wizja posiadania prawdziwych przyjaciół, takich, na których mógłby liczyć bez względu na wszystko. I miał wrażenie, że w końcu go zaakceptowali. Ashton zniszczył to jednym zdaniem i Hemmings sam już nie wiedział, czy przypadkiem znowu się nie pomylił. 
     Potrząsnął głową. Skup się na grze, pomyślał i z powrotem nałożył kask. Trener dał znak, żeby zawodnicy ustawili się ponownie na swoich pozycjach wyjściowych, więc Luke po prostu pozwolił sobie na chwilę odpuścić i oczyścił umysł z wszelkich myśli. Na boisku liczyła się dla niego tylko rozgrywka- działanie dla dobra drużyny, bycie drużyną, nic więcej. Jego problemy odchodziły na chwilę w zapomnienie i zmieniał się w zwykłego gracza. Dzięki temu stał się jednym z najlepszych. 
     Trener zagwizdał i ostatnia akcja się rozpoczęła. Piłka trafiła w ręce Tylera, ale ten szybko został zatrzymany przez Dylana. Zanim przeciwnicy mogli zareagować, nastąpiło podanie, a chwilę później Luke biegł już w stronę pola punktowego. Zrobił zwinny unik i spuścił piłkę na nogę, aby następnie z całej siły kopnąć ją przed siebie. Przeleciała idealnie między słupami bramki, a wokół rozległy się radosne okrzyki.
- Niezła akcja, Hemmings!- zawołał trener, uśmiechając się szeroko. Luke wystawił rękę w ramach podziękowania i truchtem ruszył po piłkę. Zerknął na stojące obok budynki szkolne, w których oknach gdzieniegdzie dalej paliło się światło. Na najwyższym piętrze, gdzie znajdowały się sale biologiczne i chemiczne, zauważył znajomą sylwetkę. Dzięki oświetleniu boiska był w stanie rozpoznać Ashtona. Miał wrażenie, że Irwin go obserwuje. 
     Luke potrząsnął głową. W trawie, tuż pod ogrodzeniem oddzielającym teren szkoły od lasu, leżała piłka. Blondyn schylił się po nią i już miał ją wziąć do ręki, gdy nagle usłyszał przed sobą szelest. Gdy uniósł spojrzenie, o mało nie krzyknął. Przed nim, zaraz za siatką, stał ogromny, czarny wilk. Patrzył na chłopaka jaskrawoczerwonymi ślepiami z uwagą.
     Luke szybko chwycił piłkę i cofnął się o dwa kroki, nie spuszczając oczu ze zwierzęcia. Wilk warknął cicho, a potem uniósł łeb i zawył donośnie. Zaraz też od strony szkoły dobiegło drugie wycie, tym razem zdecydowanie ludzkie, jakby ktoś próbował naśladować monstrum. Luke nie musiał się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że był to głos Ashtona. 
- Hemmings, natychmiast odsuń się od ogrodzenia- wrzasnął trener- Nie denerwuj go.
     Wilk wlepiał wzrok w sparaliżowanego ze strachu chłopaka, a z pyska kapała mu ślina. Odsłonił groźnie zęby i ponownie zawarczał na Luke'a. Ten odskoczył od płotu, odwrócił się i czym prędzej pobiegł z powrotem w stronę boiska szkolnego. 
     Trener zabrał mu piłkę, ciągle obserwując zwierzę i nakazał drużynie wracać do szatni, definitywnie kończąc trening. Dodał tylko, żeby uważali przy opuszczaniu szkoły, bo wilk dalej może kręcić się w pobliżu. On sam wyjął telefon i oznajmił, że dzwoni na komisariat. 
     Luke pokornie wrócił za innymi do szatni. Nie mogąc dłużej skupiać się na grze, jego myśli przejął niepokój. Przed oczami miał kruczoczarne futro wilka i ostrzegawcze spojrzenie, z którego dosłownie płonął ogień. Jeszcze bardziej bał się dziwacznego zachowania Ashtona. Tak długo zastanawiał się nad logicznym połączeniem tych spraw, że nawet Dylan i Tyler poszli do domów, a on został w szatni sam. 
     Otrząsnął się, spakował ostatnie rzeczy do torby i zamknął szafkę, następnie narzucając na siebie kurtkę. Usłyszał, jak drzwi szatni otwierają się i ktoś wchodzi do środka, ale nie przejął się tym, myśląc, że to po prostu woźny. Kiedy jednak, kierując się do wyjścia, minął rząd szafek i uniósł głowę, zobaczył przed sobą ostatnią osobę, której by się tam spodziewał.
     Ashton stał przy drzwiach nieruchomo, ze wzrokiem wbitym w podłogę i milczał. Luke zatrzymał się kilka kroków od przyjaciela i zmarszczył brwi. 
- Hej, stary, wszystko okej?- spytał ze zdziwieniem. 
     Ash dalej uparcie milczał, zupełnie ignorując obecność Luke'a. Po plecach Hemmingsa przebiegł zimny dreszcz, informując chłopaka, że coś jest nie tak.
- Ash?- mruknął Luke niepewnie. Tym razem Irwin drgnął, a potem powoli przeniósł spojrzenie na blondyna. Luke cofnął się. Oczy Ashtona świeciły mocno niczym dwie latarnie wściekle czerwonym blaskiem, zupełnie jak u tego ogromnego wilka. Chłopak przesunął się do przodu, a w jego ruchu było coś niepokojącego, jakby się czaił. Hemmings nie przestawał się cofać, a wtedy Irwin warknął na niego gardłowo. Luke przełknął z trudem ślinę, czując gęsią skórkę na rękach. Całe jego ciało napięło się, przygotowując się do ewentualnej ucieczki. 
     Wtedy Ash rzucił się do przodu. Skoczył na blondyna, obnażając zęby. Luke zrobił unik. Ash wylądował na ziemi z hukiem, zaraz jednak wstał i odwrócił się. Znów zawarczał groźnie i ruszył na chłopaka, tym razem zwalając go z nóg. Upadli na ziemię i zaczęli się siłować. Luke poczuł narastającą panikę, mimo to zdołał odsunąć Asha na bezpieczną odległość, po czym zamachnął się i z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Irwin jęknął i przetoczył się na bok, dając Hemmingsowi możliwość ucieczki. 
- Wybacz- mruknął Luke, podnosząc się. Rzucił się biegiem do drzwi, ale Ashton był tuż za nim. Chwycił go za ramiona i zwalił na podłogę. Blondyn kopnął go w nogę, tym samym sprowadzając Asha do jego poziomu. Znów zaczęli się szarpać. Luke miał wrażenie, że Ashton próbuje go zagryźć i sama myśl o tym, napawała go przerażeniem. Z trudem odepchnął go od siebie, ale obaj zdążyli jedynie się podnieść. Ash próbował chwycić Hemmingsa za szyję, lecz ten złapał jego ręce i przyszpilił chłopaka do ściany. Walnął nim mocno raz i drugi, ale nie podziałało.
- Ashton!- wrzasnął, uderzając nim po raz kolejny o ścianę- Ashton, ogarnij się!
     Jeszcze raz rzucił nim z całej siły o mur, aż nagle oczy chłopaka przybrały z powrotem swój naturalny kolor, a warczenie zmieniło się w sapanie. Rozejrzał się wokół, niczym wybudzony z transu, jakby nie wiedział, skąd się tam wziął. Potem spojrzał na Luke'a, natychmiast poluzował uścisk i wytrzeszczył oczy ze strachem.
- O Boże- wymamrotał- O Boże. Przepraszam.
     Luke odsunął się od niego na bezpieczną odległość.
- Przepraszam. Ja... przepraszam- szeptał jak mantrę Ashton, kręcąc głową.
- Co to miało być?!- krzyknął na niego Luke. Wściekłość i resztki adrenaliny dosłownie buzowały mu w żyłach. Czuł, że nie powinien teraz drzeć się na Asha, ale nie mógł nic na to poradzić. Emocje tylko przybrały na sile.
     Ash wzdrygnął się, słysząc ostry ton przyjaciela i skulił lekko. Potem spojrzał na swoje trzęsące się ręce, a w jego oczach wezbrały łzy. Wtedy Luke zrozumiał, że chłopak naprawdę się boi, ale nie gniewu blondyna, a samego siebie.
- Przepraszam- wydusił z siebie po raz kolejny Ash, a potem, zanim Luke mógł jakkolwiek zareagować, wybiegł z szatni. 

Ghostbusters! [5sos]Where stories live. Discover now