Neuer/Szczęsny part III

365 40 8
                                    

Właśnie udawało mi się przysnąć po przegranym meczu, kiedy kamyk uderzył w okno.

Ein, zwei, drei.

To chyba znowu Wojtek, który potroił swoje wysiłki, żeby ze mną potrenować.  Ale tak mi się nie chciało wstać i powiedzieć mu, żeby sobie poszedł. Nie byłem w nastroju na rozmowy. Chciałem w spokoju zamknąć oczy i starając się nie myśleć, o porażce zasnąć. Wystarczyłaby mi też cisza przenikniona przez bicie serca. Może by uspokoiła bulgoczące wciąż myśli i skradające się poczucie winy.

Że nie byłem zbyt dobry, zbyt szybki.

A otrzymałem mącące w mojej głowie kamyki, które uderzały jednostajnie w szybę.

Ein, zwei, drei.

Bo Wojtek nie był nikim. Z nikogo stał się kimś. A oboje potrzebowaliśmy pocieszenia, komfortu, bliskości i siebie. Oboje zawiedliśmy i nikt nas nie rozumiał jak my.

Ein, zwei, drei.

I wreszcie cisza. Niepokojąca i już niechciana. Samotna i szukająca bliskości.

I kroki. Oddalające się, godzące się z porażką i raniące.

Ein, zwei, drei.

I oddech, drżące dłonie, kroki i głos, którego nie poznałem. Taki inny, jakby nie mój.

— Zostań.

I wrócił. Cisza we dwoje była łatwiejsza do zniesienia, bardziej komfortowa.

A nasze dłonie nieświadomie się ze sobą spletły.

Bicia naszych serc tkały nową historię.

Może szczęśliwą, może niekoniecznie. Ale tkały.

A nam pozostało tylko zbyt wcześniej jej nie przerywać.

— Przyszedłeś.

— W końcu wracamy jednym samolotem.

Zmroziłem go wzrokiem, żeby nie zaczynał. Irytował mnie, kiedy tylko otworzył usta. Może był na to sposób?

Więc go pocałowałem. Na Ninę działało i na niego też zadziałało.Smakował nutellą.

Kiedyś będę musiał porozmawiać z nim psychologicznie na ten temat.

Na razie pocałunki były lepszą opcją.

Wszystko może się wydarzyć| One-shotsWhere stories live. Discover now