Hummels/Neuer

426 42 3
                                    

Mats przeczesywał palcami czarne kosmyki, które tak bardzo różniły się od piaskowych włosów jego ukochanego. Ciemne oczy patrzyły z rozbawieniem na odbicie w lustrze.
Zmarszczki wokół kącików oczu i ust. Podkrążone oczy. Sinoblade wargi. Dwutygodniowy zarost.

Norma. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Teraz była to pieprzona norma.

Śmiał się przez łzy. Gdyby Manu tu był... Ale go nie będzie. I Mats dobrze wiedział, że zjebał.

Manuel był teraz w łóżku z Thomasem i pewnie czuł się kochany.

— Kochałem go.

Pięść Matsa uderzyła w szkło.

— Aaa!

Odłamki stłuczonego szkła wbiły się w jego rękę. Krew broczyła z ran i kapała na — jeszcze — czystą umywalkę.

Owinął krwawiącą dłoń ręcznikiem.
Wypadałoby wyjąć szkło, myślał. Potem. To bez sensu. Jestem beznadziejny. Straciłem ukochanego na własne życzenie.

Chciałem tylko, żeby był tylko mój. Przecież usunięcie jego konta na Twitterze i innych portalach społecznościowych to nic złego. Zabranie telefonu tym bardziej. To wszystko dla jego dobra. Żeby nikt go nie zdemoralizował. Ale on krzyczał, że to zamach na jego wolność.

Przecież jego wolność była przy mnie. Czemu nie mógł tego zrozumieć. Tej oczywistej oczywistości.

Mats tego nie wiedział. Nie wiedział też, kiedy jego łzy zaczęły się łączyć z krwią na ręczniku.

Słone łzy i metaliczna krew.
Idealny duet.
Śmiertelny duet.

Kap, kap, kap.
Tik-tak, tik-tak, tik-tak.
Stop.
Kap, ka...
Bęc.
Lab-dab, lab-dab...

Cisza.

Wszystko może się wydarzyć| One-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz