49

3.6K 137 44
                                    

Razem z Jamesem wyszliśmy już z otwartej sali i poszliśmy do wielkiej sali na obiad. Nie powiem trochę się stresowałam i tuż przed drzwiami chciałam puścić rękę chłopaka, na co on tylko mocniej ją ścisnął. Spojrzałam na niego i wzięłam duży wdech i wydech. Już po chwili szliśmy pomiędzy stołami na swoje miejsca, a na nas wszyscy się patrzyli wliczając w to oczywiście też nauczycieli. Usiedliśmy koło przyjaciół, którzy szczerzyli się jak głupi do sera.

[S]-Wiedziałem, że to podziała. Już nikt nie mógł znosić tych waszych cackajek.

[D]-To teraz wystarczy znaleźć jeszcze dziewczynę dla Petera i będzie cudownie!-Klasnęła dziewczyna, a wymieniony chłopak zadławił się pasztecikiem.

[P]-Nie, nie, nie trzeba. Nie potrzebuje dziewczyny.-Zrobił się cały czerwony.

[J]-A może ty wolisz chłopaka?

[P]-Co?! Pogrzało cię? Nie jestem gejem.-Westchnął.

[W]-Dajcie mu spokój i zmieńmy temat. Słyszałam, że jutro jest mecz ze ślizgonami.

[S]-Zgadza się, znów damy im popalić. Prawda James?

[J]-Zgadza się Syriuszu. Tak jak zawsze będę wspaniały i złapię złotego znicza.-Powiedział to poważnym głosem, takim jak ci wszyscy arystokraci mówią na tych swoich spotkankach. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem i w miłej atmosferze zjedliśmy obiad, a potem poszliśmy do pokoju wspólnego pograć sobie w eksplodującego durnia. Przez cały czas się uśmiechałam i nie tylko ja bo i James również. Już tak pod wieczór postanowiliśmy się we dwójkę przejść po błoniach. Trzymając się za ręce szliśmy i rozmawialiśmy o tym kto kiedy się w kim zakochał. Jak się okazało James był pierwszy, ale ukrywał to, bo nie chciał zniszczyć naszej przyjaźni i się też bał, że ja nie czuję tego samego do niego. Usiedliśmy na jednej z ławek i spojrzałam przed siebie. Zamarznięte jezioro, w którym odbija się księżyc, śnieg błyszczący się tak jakby miał tam jakieś diamenciki, drzewa całe białe tak jak śnieg lśniące w blasku księżyca i gwiazdy, których jest pełno na niebie i które formują różne konstelacje. Poczułam się jak w jakimś filmie. Położyłam głowę na ramię chłopaka i wpatrywałam się w zimowy krajobraz przede mną.

[W]-Chciałabym teraz zatrzymać czas. I zostać tu już na zawsze.

[J]-Uwierz, że ja też.-Brązowooki objął mnie ramieniem i oparł swoją głowę o moją. Złapałam go za rękę i splotłam nasze palce razem.

[W]-To naprawdę nie jest sen? I nie obudzi mnie zaraz jakiś budzik?-James podniósł głowę i złapał moją twarz, po czym delikatnie mnie pocałował i spojrzał w oczy.

[J]-Nie to nie jest sen. Jakoś nigdzie nie widzę Snape z umytymi włosami.-Uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja się zaśmiałam.

[W]-Ty to potrafisz zepsuć chwilę!-Walnęłam go w ramię.-Idiota.

[J]-Ale za to twój idiota.

[W]-Mój i tylko mój.-posiedzieliśmy tak jeszcze chwilę i postanowiliśmy wrócić już do zamku. W drodze powrotnej James okazał się być dżentelmenem i zdjął swoją kurtkę, po czym założył ją na moje ramiona. Ja oczywiście się sprzeciwiłam i zaczęłam mówić, że będzie chory i w ogóle, ale ten tylko objął mnie i uśmiechnął się szeroko. W ciszy wróciliśmy do pokoju wspólnego gryfonów, a tam buziakiem w policzek rozstaliśmy się i jeszcze życząc sobie dobrej nocy poszliśmy do swoich dormitorium spać. Jak się okazało dziewczyny już spały sobie smacznie, więc cichutko przebrałam się i tak jak one poszłam spać. Rano obudziły mnie kroki którejś z dziewczyn chodzącej po pokoju. Usiadłam i ziewając przetarłam swoje oczy. Rozejrzałam się po pokoju zauważając rudowłosą dziewczynę. Ewidentnie czegoś szukała.

Siostra Lunia.Where stories live. Discover now