7/7
Otwieram lekko oczy i momentalnie je zamykam. Postanawiam ponownie je otworzyć, tylko tym razem znacznie wolniej, by oswoić się z światłem panującym w pomieszczeniu. Rozglądam się po pomieszczeniu w którym leżę i stwierdzam, że jestem w skrzydle szpitalnym. Nagle wszystkie wydarzenia do mnie docierają. Jestem z dziewczynami w pokoju. Od samego przebudzenia nie czuję się zbyt dobrze. Mamy już wychodzić na śniadanie, gdy przed oczami zrobiły mi się mroczki. Upadam na ziemię i chyba w coś walnęłam, ale tego już nie jestem pewna. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
[Pani P]-O już wstałaś. To dobrze, wypij to proszę.-Powiedziała podając mi flakonik z jakąś cieczą. Posłusznie wzięłam go od kobiety i przystawiłam do ust. Już po pierwszym łyku się skrzywiłam, ale nie wyplułam i wypiłam całe.
[W]-Proszę pani, ile już tu leżę?
[Pani P]- Z jakieś cztery dni.
[W]-Ile?! Merlinie, myślałam, że góra dzień, ale że aż cztery?
[Pani P]-No byłaś strasznie osłabiona drogie dziecko.
[W]-A był ktoś tu?
[Pani P]-Oczywiście! Nawet na minutę nie chcieli odejść i musiałam ich siłą wyganiać. Zawsze przychodzili przed, albo po śniadaniu. Więc zaraz powinni tu być.-Kobieta westchnęła, a drzwi otworzyły się, a przez nie weszli Huncwoci i moje przyjaciółki. Gdy zobaczyli, że się obudziłam od razu do mnie podbiegli i zaczęli zadawać milion pytań.
[W]-Stop. Po kolei.
[R]-Czemu mi nie powiedziałaś, że masz ataki?
[W]-Nie chciałam cię martwić.
[R]-Przecież ci już kiedyś mówiłem. Nie ważne jaki bardzo był bym zajęty masz zawszę do mnie przyjść ze swoim problemem.
[W]-Wiem Remus, przepraszam. Ale..
[R]-Nie ma żadnego ale! Następnym razem od razu do mnie przychodzisz z tym jasne?
[W]-Jasne.
[R]-Powiedz mi jeszcze, od kiedy masz ataki?
[W]-Ataki od nie dawna. Koszmary dostałam jakiś dzień, dwa przed wyjazdem.
[L]-To koszmary też masz?
[W]-Tak. Ale to nic takiego.
[J]-Nie okłamuj nas.
[W]-Nie kłamię.
[J]-Wiktoria.
[D]-My chcemy ci tylko pomóc.
[W]-Nie chcę byście mi pomagali.
[S]-Co? Czemu niby?
[W]-Macie za dużo własnych problemów. A ja nie chcę was obciążać. Nie chcę być dla was problemem.
[L]-Wika, nawet tak nie mów. Nie jesteś dla nas problemem, jesteś naszą przyjaciółką i siostrą!-Powiedziała rudowłosa
[P]-Jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele powinni sobie pomagać. Czy to nie to zawsze nam powtarzasz?
[W]-To.-Odpowiedziałam wzdychając.
[J]-Nawet jak byś nie chciała pomocy, to my jesteśmy zbyt uparci, tak samo ja ty.
[W]-Nie jestem uparta!
[R]-Oj uwierz, jesteś.
[W]-Ehh, niech wam będzie.
[L]-No dobra. A jak się czujesz tak w ogóle?
[W]-Znośnie. Nie narzekam, ale mogło być lepiej.-Dziewczyny z Huncwotami siedzieli ze mną do obiadu. Ja w czasie gdy oni poszli położyłam się i zasnęłam. Byłam strasznie padnięta i nic mi się nie chciało. Gdy już przysypiałam poczułam , jak ktoś całuję mnie w czoło i wychodzi. Byłam zaskoczona, ale nie miałam już siły wstać i po prostu zasnęłam. Obudziła mnie Pani Pomfrey podając mi jakieś lekarstwa i każąc dalej iść spać. Tak też zrobiłam. Byłam tak wykończona, że obudziłam się dopiero następnego dnia.
Koniec maratonu! Mam nadzieję, że wam się podobał, a jak nie no to trudno się mówi. Postaram się poprawić ;P. Następny rozdział dodam w niedzielę. <3
YOU ARE READING
Siostra Lunia.
FanfictionZastanawialiście się kiedyś co by było gdyby: James Potter nie zakochałby się w rudej furii? Harry Potter nie był by wybrańcem? Harry Potter w ogóle by nie istniał? Syriusz Black na prawdę by się zakochał? A może ktoś by kochał z Remusem tak samo...