*23*

4.3K 202 29
                                    

[Ph]-Wika!

[W]-Phenny! August! Alain! Jak ja za wami tęskniłam.-Powiedziałam, a raczej wykrzyknęłam przytulając każdego po kolei.

[Au]-My za tobą też młoda.

[Al]-No nawet dyrektorka o ciebie pytała.

[W]-Na serio?

[Ph]-Tak, mimo tego incydentu bardzo cię lubiła.

[W]-Wiem! Bo mnie każdy lubi!

[Al]-Jakaś ty się skromna zrobiła.

[W]-Uczyłam się od najlepszych.

[Au]-No ciekawy jestem od kogo?

[W]-No nie wiem. Może od takiego niebieskowłosego idioty?

[Au]-Że niby ode mnie? Przecież ja w ogóle nie jestem skromny. Jak ja cały czas mówię jaki to ja zajebisty jestem.

[Ph]-Cały ty.

[Al]-To co idziemy?

[W]-Tak chodźmy.-Całą czwórką udaliśmy się na cmentarz. Przez całą drogę opowiadaliśmy co tam u nas i w ogóle. Droga zajęła nam około godziny. Gdy byliśmy na miejscu każdy z nas posmutniał. Podeszliśmy do grobu naszego przyjaciela, którego zabito podczas jednej z pełni. Usiedliśmy na ławce przed grobem i zatraciliśmy się w swoich własnych wspomnieniach, przeżyciach itp.

^WSPOMNIENIE^

[Au]-Jacob to na polanie tak jak zawsze?

[Jac-Jacob]-Tak. Tylko pamiętajcie, żeby przemienić się jak będziecie już w lesie.

[W]-Będziemy pamiętać. A teraz chodźmy na kolację. Musimy mieć dużo siły.

[Al]-Racja. Ten kto ostatni w Sali Jadalnej to sprząta oba pokoje przez tydzień!-Wszyscy rzuciliśmy się biegiem do SJ. W SJ ostatni był August.

[Ph]-No to sobie posprzątasz.

[Au]-Czemu ja?

[Jax]-Bo najwolniej biegłeś

[Al]-Oj stary nie przejmuj się. Następnym razem damy ci fory.

[Au]-To rzesz mnie pocieszył.

[W]-Oj no jak chcesz ułatwię ci z Phanny trochę sprawę.

[Au]-No ciekawy jestem jak.

[Ph]-Będziemy przez ten czas utrzymywać względny porządek.

[Jax]-A my nie. Pewnie będzie jeszcze brudniej niż zawsze.

[Au]-Dobra jakoś to przeżyję.-Wszyscy w dobrych nastrojach zjedliśmy kolację i poszliśmy do swoich komnat. O dwudziestej pierwszej razem z Phanny wyszłyśmy z komnaty i poszłyśmy do chłopaków czekających na nas. Jacob został odprowadzony przez uzdrowicielkę. My jak najciszej przemierzaliśmy korytarze szkoły. Na polanie na końcu małego lasku był już Jacob przemieniony w wilkołaka (futrzaty). Ja razem z resztą zmieniliśmy się w swoje zwierzęce postacie. Ja stałam już w formie wilka (kieł), Phanny była jako orzeł (pazur), August jako puma (czarny) i Alain jako gepard (szybki). Postanowiliśmy pobiegać po łące i lesie. W pewnym momencie usłyszeliśmy, jak ktoś chodzi po lesie. My spanikowani, że Jacob zaraz tego kogoś zaatakuje zaczęliśmy go odciągać jak najdalej od tego miejsca. Jednak było już za późno, trzej mężczyzn weszło na łąkę na której się znajdowaliśmy. Zobaczyliśmy, że mężczyźni mają ze sobą broń. Jak najszybciej chcieliśmy uciec. Tylko był jeden problem. Jacob pod postacią wilkołaka nie panował nad sobą i rzucił się na jednego z mężczyzn. I wtedy stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Mężczyzna który stał obok zaatakowanego strzelił w Jacoba. Każdy z nas patrzył na to z szeroko otwartymi oczami. Futrzaty przemienił się w człowieka. Ja, jak i reszta też się przemieniliśmy i  mieliśmy gdzieś, że ci mężczyzn mogą nas wydać do ministerstwa. Jak najszybciej podbiegliśmy do Jacoba. Jeszcze oddychał, ale było widać, że jest już na pograniczu. Mężczyźni przestraszeni tym zajściem uciekli jak tylko Jacob się przemienił.

[Ph]-Jacob?

[Jac]-Phanny.-Powiedział cicho.

[Ph]-Proszę... Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj nas.

[Jac]-Kochana. Wszystko będzie dobrze. Pamiętajcie, że nigdy was nie zostawię. Zawsze, ale to zawsze będę przy was.

[Al]-Stary, może da się coś jeszcze zrobić?

[Jac]-Nie da. To by musiał być chyba cud.

[Au]-Zawsze się jakaś nadzieja.

[W]-Przecież któreś z nas może cię przenieś do szpitala.

[Jac]-Dobry pomysł. Ale i tak to się nie uda. Do tego czasu już się wykrwawię, a wolę z wami jeszcze porozmawiać.

[Ph]-Pamiętaj Jacob, że zawsze będę cię kochać.

[Jac]-Ja ciebie też. I pamiętaj. Masz sobie ułożyć życie i nie zadręczać się. Rozumiesz?

[Ph]-Dobrze. Zrobię to dla ciebie.

[Jac]-Wik.

[W]-Tak?

[Jac]-Pamiętaj, żeby nigdy się nie poddawać i zawsze zachować zimną krew. Okej?

[W]-Obiecuję.

[Jac]-Alain. Ty za to masz wszystkim pokazać, że ty rządzisz tą szkołą.

[Al]-Będę pamiętać.

[Jac]-August, ty żyj pełnią życia i  nie daj sobie wejść na głowę.

[Au]-Obiecuję. Będę robić tak szalone rzeczy, że jak będziesz patrzył na nas z góry, to będziesz żałował, że to powiedziałeś.

[Jac ]-Nie będę. I pamiętajcie, żeby iść za tym za czym wy wierzycie i że bardzo was kocham.

[Wszyscy]-My ciebie też.-Po naszych słowach Jacob zamknął oczy, a jego klatka się nie ruszała. Wszyscy wybuchnęliśmy głośnym płaczem. Po jakiś dziesięciu minutach postanowiliśmy udać się do szkoły. Dyrektorka wiedziała o tym, że nasza czwórka jest animagami. Wyczarowałam nosze, a Alain i August położyli na nich futrzastego. Udaliśmy się do szkoły. Gdy zauważyła nas uzdrowicielka zamarła. Powiedziała, żeby go położyli na łóżku, a ja żebym poszła po dyrektorkę. Udałam się do jej gabinetu i wszystko jej powiedziałam. Ta tylko patrzyła na mnie, a po opowieści poszłyśmy do szpitala. Tydzień później odbył się pogrzeb. Przez kilka miesięcy chodziliśmy smutni, nie robiliśmy żądnych kawałów, ani nic. Po pewnym czasie zrozumiałam, że nie mogę się zasmucać, że Jacob by tego nie chciał. Więc postanowiłam zrobić żart naszej dyrektorce. A mianowicie chciałam podłożyć fajerwerki do jej gabinetu, ale nie wyszło tak jak chciałam. Bo fajerwerki miały tylko powystrzelać, a nie wysadzić cały gabinet. I w tedy był to mój ostatni kawał w tej szkole, ostatni dzień i ostatnie spotkanie z przyjaciółmi.                                   

^KONIEC WSPOMNIENIA^


Siostra Lunia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz