46

3.2K 171 65
                                    

#James POV#

[W]-James!-Zachichotała dziewczyna, która leżała pode mną i była przeze mnie gilgotana. 

[J]-Tak piękna?-Uśmiechnąłem się.

[W]-Proszę przestań. Zrobię wszystko!-Przestałem ją gilgotać. 

[J]-W takim razie masz mnie pocałować.

[W]-Zawsze o to prosisz. Ale dobrze.-Jej usta wylądowały na tych moich. Jak zawsze delikatny i słodki pocałunek. Uśmiechnąłem się i oddałem go po czym położyłem rękę na jej policzek i pogładziłem go kciukiem. Po kilku minutach jak już zaczęło nam brakować powietrza oderwaliśmy się od siebie. Oparłem się czołem o te jej i spojrzałem w oczy.

[J]-Kocham cię, wiesz? Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i chcę być przy tobie już zawsze. Już zawsze chcę się tobą opiekować, bronić przed strasznymi postaciami z horrorów, przynosić ci twoje ulubione ciasto gdy masz gorszy dzień czy całować i budzić się przy tobie każdego dnia.-Dziewczyna uśmiechnęła się, a z jej oczu poleciało kilka łez, które od razu starłem.

[W]-Ja ciebie też kocham James. I nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Bo jesteś częścią mojego życia, a w moim sercu masz dość spore miejsce. I nie ważne co by się stało, co by ktoś powiedział, jak by spojrzał to ja i tak będę cię kochać i będę częścią ciebie tak jak ty jesteś częścią mnie. -Powiedziała to wszystko patrząc mi w oczy i uśmiechając się. Już chciałem jej coś powiedzieć, ale obraz zaczął się rozmazywać. Co?! Co się dzieję?! 

[S]-James!!-Ktoś wydarł mi się do ucha. Otworzyłem oczy i od razu usiadłem. To był sen?! Nie, nie, nie, nie!! To musiało być prawdziwe! Przecież to wszystko wyglądało tak realistycznie, te słowa wypowiedziane z tymi wszystkimi emocjami. Jej oczy z której biła miłość. Uśmiech który jest piękniejszy niż tysiące jakiś tam kwiatów czy miejsc. Chciało mi się płakać. Spojrzałem na czarnowłosego zmieszany.-Stary jest już dziesiąta. Wstawaj, Pani Pomfrey zaraz przyjdzie i da ci jakieś tam maści i eliksiry.

[J]-Ym, tak jasne. Już wstaje.-Mruknąłem. Czyli jednak. Sen. Wstałem i przebrałem się szybko w ciuchy, które przyniósł mi przyjaciel, a dosłownie chwilę po tym przyszła kobieta w fartuszku i zaczęła mi wszystko tłumaczyć, a ja tylko potakiwałem głową. Po około pięciu minutach później wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego i po woli poszliśmy do pokoju wspólnego gryfonów rozmawiając o nowych kawałach. Po drodze wstąpiliśmy tylko jeszcze do kuchni po jakieś coś do przegryzienia i weszliśmy przez portret Grubej Damy do środka. Na kanapie i fotelach siedziała reszta naszej paczki. gdy nas zobaczyli uśmiechnęli się szeroko i zaczęli pytać jak u mnie, czy coś mnie boli, jak się czuje i inne duperele. Ja mimo, że gadałem z nimi, to po głowie cały czas chodził mi ten sen i przez to peszyłem się lekko jak Wiktoria się na mnie patrzyła, albo coś mówiła. Rozumiecie?! Ja James Potter peszę się przed jakąś dziewczyną. Chociaż...nie taką jakąś. W końcu to Wiktoria Lupin. Dziewczyna za którą szaleje jak wariat. Aghh! Dość! muszę przestać o tym myśleć. Staje się miękki. Jest tylko jeden pomysł bym się odstresował.

[J]-Syriusz! Remus! Peter!-Krzyknąłem.-Kawał, ślizgoni, różdżki, teraz.-Tyle wystarczyło by Łapa poderwał się z siedzenia o mało nie zwalając biednej Dorcas. Peter też prawie od razu był zwarty i gotowy do działania. Remus trochę sceptycznie do tego podszedł, ale wreszcie dał się namówić i we czwórkę jak za starych dobrych czasów szliśmy właśnie do pokoju ślizgonów. Postanowiliśmy całe pomieszczenie pokryć lodem. Po tym lekko ryzykownym planie, bo prawie McGonagall nas przyłapała postanowiliśmy przejść się tajnym przejście do wioski. I tak minęła reszta dnia. Wieczorem gdy leżałem już w łóżku zastanawiałem się nad paroma sprawami, na przykład jak to będzie po szkole? Czy też, jaki zrobić następny kawał. Albo też o tym jak powiedzieć Wiktorii, że ją kocham. Po woli się załamuje. Nie chcę by przez to, że ona nic do mnie nie czuje nasza przyjaźń się skończyła. Szczerze, to właśnie tego się boje. Boje się, że powiem jej prawdę, a ona nie będzie czuła tego samego i potem będzie nie zręcznie i odsuniemy się od siebie. Ahh, jestem beznadziejny. Stary James by od razu do niej podleciał, rzucił jakimś kiepskim podrywem i zaprosił na randkę. Co się ze mną dzieję?

Siostra Lunia.Kde žijí příběhy. Začni objevovat