#47

606 33 12
                                    

- Marcus, Martinus, Emma!

Starszy chłopak wstał i przytulił mnie, potem Maca i Tinusa.

- Hejka.

Leo objął mnie i przybił piątki z chłopakami.

- Miło was widzieć, wiecie?
- Dzięki, was też - odparłam, siadając obok Charliego, starając się cały czas opanować emocje.
- Opowiadajcie, co u was?
- Nic ciekawego.
- Z tego co wiem, to jesteś przyjaciółką Carsona. Emma, tak?

Spojrzałam na Leondre. Wiedziałam, że to pytanie tak czy siak, padłoby.

- Tak. On teraz jest w Norwegii.
- Wiem. Dużo o tobie opowiadał.
- Jesteś dla niego ważna, wiesz pewnie o tym. Nie mógł bez ciebie normalnie funkcjonować - do rozmowy włączył się Charlie.
- No.
- A gdzie jest Tilly? - zapytałam, próbując zmienić temat.
- Zaraz powinna przyjść. Ale nie zmieniaj tematu.
- Ale co mam powiedzieć? Przykro mi, że wróciłam do Norwegii. Zostawiłam go z tym wszystkim.
- Przecież nic nie mowię. Nic się nie stało. To nie był twój wybór.

Spojrzałam na niego. Wiedział dużo o mnie, o Carsonie i o tym co zaszło te pięć lat temu.

- Leo?
- Tak?
- Pomożesz mi?
- Ale w czym?
- We wszystkim...

Oparłam głowę o dłonie i czekałam na jego odpowiedź. Sama nie wiem, jakiej konkretnie pomocy od niego potrzebowałam, ale wydał mi się bardzo miły i fakt, że wiedział o Carsonie, niestety, dużo więcej niż ja, postanowiłam pogadać z nim o nim.

- Jasne - zaśmiał się.

Po upływie niecałej minuty dosiadła się do nas Tilly Devries. Siostra Leondre.

- To twoja bliźniaczka? - spytał Martinus.
- Nie - odparła za brata. - Jestem do niego bardzo podobna, ale jestem młodsza o 4 lata.

Przedstawiliśmy się jej, ona nam, po czym usiadła koło Marcusa.

- Jeju, tak fajnie was wszystkich widzieć.
- Szkoda, że Jennie z wami nie przyjechała - powiedział Leo.
- No. Poznałybyście się.
- Będzie jeszcze okazja. Ty - zwróciła się do mnie - jesteś Emma Anderson, co nie?
- Tak.
- Tilly - brunet posłał jej porozumiewawcze spojrzenie, a dziewczyna nie zadawała więcej pytań. Doceniłam to.

Spędziliśmy w kawiarni niecałe dwie godziny, po czym wróciliśmy do hotelu. Wymieniłam się z Leondre numerami, żeby być w kontakcie.

- Martinus?
- Słucham Emma.
- Kiedy spotkamy się z Maxem i Harveyem?
- Idą na mecz. Więc na stadionie.

Sama myśl o tym, że spotkam tych uroczych brytyjskich bliźniaków, przyprawiała mnie o dreszcze.

- Mają miejsca koło nas. Będą z tatą.

Przytuliłam chłopaka, a on odwzajemnił uścisk.

- Jak z Ellą?
- No wiesz - odparł, nie wypuszczając mnie z uścisku - dobrze.
- Jesteście razem?
- Nie.

Spojrzałam na niego. Faktycznie był dziś przybity. No ale nie miałam bladego pojęcia czemu. Idzie na mecz swojej ulubionej drużyny z nami i dziewczyną, którą kocha.

- Jak to? - puściłam go.
- Ma chłopaka - zwrócił swój wzrok ku podłodze.
- Tinus... Przykro mi.
- Jak mogłem o tym nie wiedzieć? Przecież spędzamy z naszymi tancerzami sporą część życia.

Po jego policzkach spłynęło parę łez. Łez bezsilności.
Jak zawsze otarł je i próbował zapomnieć o wszystkim.
Biedak.

- Wziąłeś leki, swoją drogą?
- Tak. Emma, no czemu zawsze muszę mieć takie szczęście?
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Naprawdę.

Uśmiechnął się sztucznie i wyszedł do łazienki.
Do pokoju wszedł Marcus.
Też smutny.

- A tobie co? - spytałam.
- Martinus - westchnął.
- Przepraszam Mac.
- Nic się nie stało. Tylko to przykre, bo znowu mu się nie wiedzie dobrze.
- Mecz zaraz ludziska! Spóźnimy się! - Martinus wskoczył do naszego pokoju.
- Idziemy już.

Przebrałam się w wcześniej przygotowaną pomarańczową bluzkę Chelsea, którą pożyczył mi Tinus.

- Koszulka mojego brata?
- Tak. Nie wściekaj się, proszę?
- Nie wściekam się - odparł.
- Postępy.
- Dla ciebie.

Uśmiechnęłam się, wzięłam swój plecak i przeszłam do przedpokoju, aby założyć buty.
Siedziałam tam chyba z dziesięć minut, bo Marcus stawiał opór w założeniu szalika Chelsea.

- Mac, głupku, załóż to, bo musimy iść, no!
- Dobra. Ale robię to tylko...
- Nie gadaj, tylko buty zakładaj i idziemy.

Wyszłam przed nasz pokój i czekałam na braci razem z Emmą i państwem Gunnarsen.

- Słyszałam co się stało - powiedziała Gerd-Anne. - Jak się czuje Martinus?
- Dobrze proszę pani.
- Pogadam z nim później - zapewnił Kjell-Erik.

Przytaknęłam głową.
W drzwiach, w końcu pojawili się bracia.
Ruszyliśmy w stronę Stanford Bridge, gdzie miał się odbyć mecz Chelsea - Arsenal.
Po pół godzinie staliśmy już w kolejce do bramek.

Nagle usłyszałam znajomy mi głos.
Głos Harveya Millsa.
Moje serce zaczęło bić szybciej.
Parę sekund później dostrzegłam Maxa.
O MAJ GASZ.

- Hejka! - podbiegł do nas Harvey.
- Harvey! - rzuciłam się na niego, a on ze śmiechem objął mnie.
- Hej Emma.

Staliśmy tak dobre 2 minuty.
Potem przyszedł Max i zrobiłam to samo.

- Maxi!
- Cześć!

Bliźniacy byli bardzo zdziwieni.

- Jesteś naszą fanką?
- Tak! Jestem największą Millsie na świecie!

Chłopcy zaśmiali się i przywitali się z Marcusem i Martinusem.
Ten dzień lepszy być nie może.

Dziękuję za 20.000 wyświetleń!<3

du er fantastisk | M&M {completed}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz