Rozdział 45 i podziękowanie.

4.5K 287 27
                                    

- Natan pospiesz się do cholery ja rodzę!!! - Krzyczałam. Siedziałam zapakowana w aucie razem z wszystkimi potrzebnymi rzeczami.
Natan biegał w tą i spowrotem ciągle czegoś zapominając.
Eh... Ja w porównaniu do alfy jestem bardzo spokojna. Sama nie wiem co go tak przeraża.. Przecież to ja będę rodzić nie on..
- Już kochanie już..- Mówił zdyszany Natan.
- Spokojnie.. Masz wszystko?- Zapytałam.
- Ta..chyba ta..ee.. Klucze, papiery..- Wymieniał niespokojnie chłopak.
- No to gaz do dechy.. Chyba, że chcesz żebym urodziła w samochodzie..- Powiedziała.
Natan zapalił auto i wyjechał z podjazdu.. W końcu wyjechał. .
Skurcze stopniowo nasilały się a ja myślałam, że zaraz rozwale wszystko co znajduje się w aucie.
Nawet nie wiedziałam kiedy Natan podjechał pod szpital. Wysiadł szybko z auta i pobiegł po pielęgniarke.

Natan
Wybiegłem jak błyskawica z auta, potykając się o własne nogi. Na szczęście nie zaliczyłem gleby. Wbiegłem do szpitala kierując się od razu do recepcji. Na krześle przy długim białym biurku siedziała starsza kobieta o blond włosach.
Yy.. Nie wiedząc od czego zacząć wypaliłem.
- Moja kobieta rodzi!!
-A gdzie ona jest? - Zapytała spokojnie starsza kobieta.
- W aucie.- Urwałem.
Starsza kobieta kiwnęła na młodszą ,która stała koło jakiejś sali. Dziewczyna w mgnieniu oka znalazła się koło nas.
- Proszę wziąć wózek i udać się za tym panem.
Dziewczyna zniknęła na parę chwil po czym stała już koło mnie.
Poprowadziłem ją wprost pod moje auto. Otworzyłem drzwi wyciągnęłem moja Nat po czym posadziłem ją na wózek. Potem wszystko działo się bardzo szybko.

Stoję tu i patrzę jak moja Nat dokłada wszelkich starań aby nasze dziecko przyszło na świat. Widzę jej ból, który przeszywa ją od stóp do głów. Jest cała zlana potem. Jej niegdyś pełne życia oczy są teraz przyćmione i zmęczone. Jej usta są wygięte w grymasie bólu.
Nagle krzyki ucichły, a do moich uszu dotar jakże piękny płacz małej istotki. Lekarz zawołał mnie żebym podszedł bliżej. Kobieta w białym fartuchu podeszła z zawiniątkiem i podała mi je delikatnie.
-Ma pan córkę. -Usłyszałem miły głos starszej kobiety. Przeglądałem się maleństwu. I nie mogłem uwierzyć w szczęście jakie nas spotkało.
-Tracimy ją usłyszałem głos lekarza. Otrząsnęłem się i odwróciłam stronę Nat.. Jej oczy były przyćmione takie przygaszone. Złapałem ją za rękę. Drugą zaś obejmowałem maleństwo.
-Nie możesz teraz odejść nie po tym wszystkim!- Krzyczałem. Pielegniarka zabrała mi dziecko. Lekarze podawali jej jakieś środki, a ja mówiłem sam do siebie...
-Zróbcie coś ona nie może nas zostawić.. Słyszałem jeszcze pisk maszyny oznajmiajacy zatrzymanie się serca..A po tym zalała mnie ciemność.

Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. Otworzyłem oczy i ujrzałem światło, które raziło mnie w oczy. Usłyszałem znany mi dobrze śmiech i ciche słowa szeptane do kogoś. -Spokojnie tatuś się zaraz obudzi i będzie dobrze. Podniosłem się szybko z miejsca. To co zobaczyłem było zbawieniem. Łukasz, Róża, Eliza, Bartek. A na samym środku wielkiej, białej sofy siedziała Nat, obejmująca czule dziecko. Wstałem chwiejnym krokiem. Wszyscy popatrzyli w moją stronę. Bartek i Łukasz pomogli mi ustać. Nie rozumiałem o co chodzi.. Przecież ja.. Widziałem.. Upadem u stóp mojej narzeczonej i mojego maleństwa.
-Nat ty...
-Już cichutko.. A teraz powiedz jak będzie nazywać się nasza córeczka. Już dwa dni czekamy abyś się ocknął..To jak..? -Zapytała z uśmiechem moja piękna Nat.
Tylko jedno imię pasowało mi do tej kruszynki..
-Luna.. Nasza mała Luna.
-Lu Pasuje jej.- Powiedziała Nat

Natalia
Lu już spała w łóżeczku. A Natan obserwował każdy jej najmniejszy ruch. Cudownie tak patrzeć na dwie wspaniałe osoby.

Trzy miesiące później
-Nat no rusz się! -Krzyczały dziewczyny.
-Już idę.
Popatrzyłam jeszcze raz w wielkie lustro.
Biała zwiewna suknia leżała na mnie idealnie. Włosy długie rozpuszczone, falami spadały na moje nagie plecy. Suknia była długa i zasłaniała moje bose stopy. Na włosach był wianek zrobiony z leśnych ziół i kwiatów wykonany przez Róże . W dłoniach trzymałam jedną biała lilie.
Wyszłam z leśnego domku w prost na leśna polanę. Szłam po miękki mchu ,który łaskotał mnie w nogi. Postanowiliśmy że ślub weźmiemy w takim o to miejscu. W miejscu, które kochałam. W lesie.. Koło wielkiego wodospadu. Goście siedzieli na białych krzesłach. Widziałam Natana, który wypatrywał mnie nerwowo. Gdy nasze oczy się spotkały na jego twarzy wystąpił promienny uśmiech. Wszyscy byli zwróceni w moją stronę. Szłam po miękkim dywanie zrobionym z mchu i płatków róż. Powoli kroczek za kroczkiem, obserwowałam wszystkich gości. Gdy byłam bliżej zauważyłam Ize i Elize trzymające na ręce dwie małe piękności. Wszystko było tu takie piękne. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność. Stanęłam na przeciwko Natana. Jego oczy błyszczały ze szczęścia.
Potem była przysięga i sakramentalne tak którego nie mogłam się doczekać. Przypieczętowaliśmy to wszystko namiętnym pocałunkiem...

Nasze spotkanie.. Nasza miłość.. To wszystko tak właśnie miało wyglądać. Kilka komplikacji po drodze po których nasza miłość wzrosła na sile. To wszystko to jest właśnie, przeznaczenie...

_________________________________

I tak oto kończy się ta opowieść. Dziękuję
Tofikii i czarna_wadera1 za podanie imienia Luna. Bardzo ale to bardzo wam dziękuję! !
Dziękuję wszystkim za pomoc i za wsparcie z waszej strony. Nigdy nie sądziłam, że dostanę tyle gwiazdek miłych komentarzy.

Nie ukrywam że myślę o drugiej części tej książki. Chciałam się głównie w niej skupić na Lunie i jej przygodach.. Na jej dorastaniu i poznawaniu świata.

Tak wiec Dziękuję jeszcze raz !!! Jesteście KOCHANI !!! Ta książka powstała dzięki Wam !!!

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz