Rozdział 5

8.3K 530 10
                                    

Skupiłam się i przemieniłam w śnieżno białego wilka. Widziałam zachwycenie w oczach Alfy i jego sfory.
Przekazałam w myślach wiadomość do Natana i reszty.
- A teraz skupcie się i róbcie to co wam kazałam.
Z autobusu zaczęły wychodzić wilki . Kłapały na nas zębami...warczały.. niektóre się bały, było ich  osiem. Cztery szare, jeden rudy, dwa brązowei i jeden biało czarny. To on był sprawcą buntu.
Postanowiłam przemówić do nich. Mój głos był silny, odważny i pełen opanowania.
- Uspokójcie się. -Nakazałam im.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić psie..wrr. -Powiedział ich przywódca buntu.
- Psem to jesteś ty. Nie zasługujesz być betą, a co dopiero być wilkiem. - Warknęłam.
- Nic mi nie możesz zrobić. Suko!
Na te słowa się ostro wkurwiłam..ale postanowiłam tego nie pokazywać. On tylko czekał aż się zdenerwuję i stracę nad sobą kontrolę.. Ale ja znam takie gierki nie pierwszy nie ostatni raz.
- Ci co chcą współpracować niech przejdą na prawo i niech grzecznie siedzą i czekają.- Poinformowała. Jedna z wilczyc chciała przejść ale jego głos jej zabronił.
- Tylko spróbuj ,a połamie ci te łapki...- Zagroził.
- Jakie to dorosłe.- Zaśmiałam się. -Grozisz im... Jaka dziecinada. - Wyśmiałam go.
- Do budy suko! -Krzyknął z pianą na pysku.
- Słuchaj albo się ogarniesz i przestaniesz mnie obrażać albo będziesz leżeć i skamlać o wybaczenie.. - Powiedziałam.
-No to zobaczymy . -Po tych słowach ruszył w moją stronę. Usłyszałam jak jedna z dziewczyn krzyczy jego imię..Damian... Widziałam, że Natan się denerwuje. Czyżby się o mnie bał . Dobra trzeba się skupić. W końcu biegnie na mnie duży i naprawdę silny wilk. Wypuściłam moja wilczycę. Skoczył i leciał wprost na mnie . Zdążyłam się odsunąć i złapać zębami za kark. Poczułam krew... Mój przeciwnik szybko się odwrócił i dostałam w brzuch.
- I co suko ?! -Zaczęłam się śmiać i odpowiedziałam.
- Nic, masz przejebane. -Po tych słowach zaczęłam nim miotać jak szmatą. Czasami oberwałam ale byłam w takim transie, że się nie przejmowałam. Wszyscy przypatrywali się nam i zauważyłam, że część wilków stoi po prawej stronie. Gdy mój przeciwnik już nie odpowiadał opuściłam jego nieprzytomne ciało. Dopiero teraz zauważyłam co się stało. Wielkie ciało mojego przeciwnika leżało cale zakrwawione. Dopiero teraz dostrzegłam, że był naprawdę silny. Moje białe futro było całe w krwi i błocie. Spotkałam wzrok Natana pełen współczucia i troski. Mój tato kiwał tylko na znak zrozumienia. Mama stała przerażona nie lubiła przemocy. Odezwałam się do reszty.
- Dobra decyzja. A teraz do szeregu . A ta miła starsza kobieta zaprowadzi was do kwater. A i bądźcie dla niej mili. Wszyscy poszli w szeregu za moja mamą oczywiście już w ludzkich postaciach. Teraz zwróciłam się do Łukasza i Jarka.
- Zabierzcie go do lekarza . Mój tato was zaprowadzi.  Podźwignęli ciało nieprzytomnego wilka i ruszyli w stronę mojego ojca.
- Reszta może iść odpocząć. Świetnie się spisaliście. Dziękuję - Pochwaliłam ich.. Widziałam wzrok Natana i Róży. Szli w moja stronę dwa piękne wilki . Natan czarny jak noc i Róża ruda śliczna wilczyca.
- Musisz iść odpocząć. Powiedział Natan.
- Wy też. Ruszajcie. Widziałam wzrok Róży...była smutna martwiła się. Niechętnie poszła w stronę domków.
- A ty... Nie idziesz?
- Nie mogę cię zostawić.
- Dlaczego ?
- Bo jesteś dla mnie ważna.
Po tych słowach zmiękły mi nogi . I czułam jak moje ciało uderza o ziemię. A przed oczami mam ciemność.

Natan
Jej piękne ciało wilczycy leżało na ziemi...Straciła tak dużo krwi. Podniosłem ją i postanowiłem zanieść ja do jej pokoju. Położyłem ja na łóżku i zawołałem mamę Natali. Przybiegła natychmiast a w ręcę trzymała gazy i wodę. Jej wzrok mówił wszystko. Kochała ją tak mocno i troszczyłą się o nią .
- Pomóż mi proszę... Usłyszałem głos starszej pani. Ona musi się uleczyć, a ja nie mogę nakazać jej zmienić się w człowieka.
-Przemień się proszę. Powiedziałem stanowczo ale i z troską w glosie do jej ucha. Podniosłem się i pogłaskałem ja po zakrwawionym pysku. Nagle jej ciało zaczęło przemianę. Leżała na łóżku skulona. Z jej ran ciekła krew. Delikatnie i starannie przemyłem jej rany. A one pod moim dotykiem zaczęły się zamykać. Zdałem sobie sprawę, że temu wszystkiemu przygląda się jej mama.
- Hm.. Może... może zostawię was same.
- Nie. Ona ciebie potrzebuje.
- A ja potrzebuje jej... -odpowiedziałem.
- Kiedy ją zobaczyłem zapragnąłem jej u swojego boku.
- Gdy się obudzi powiedz jej to.
- Ale ja... Ona mnie nie potrzebuje. Musze wyjść muszę się przewietrzyć. Wybiegłem z domku i zmieniłem się... Wbiegłem do lasu i popędziłem ile sił w łapach. Czułem ten świeży zapach... Zapach kwiatów... To jej zapach. Biegała po tym lesie gdy była zla, zadowolona, smutna. Nie wiem ile czasu spędziłem w tym lesie. Musiałem ją zobaczyć. Czas wracać...

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz