Rozdział 33

2.7K 250 2
                                    

Idę właśnie na kolację. Korytarz nie jest mocno oświetlony. Przyglądam się obrazom na ścianach, niektóre wyglądają jakby śledziły każdy mój ruch. Natrafiłam na bardzo ciekawy obraz, przystanęłam i zaczęłam mu się baczniej przyglądać.- Czy to nie jest Mark?- Zapytałam samej siebie.- Czy to nie ten chłopak co zaprowadził nas do tej bandy idiotów? Myślałam, że obrazy przedstawiają tylko członków rady.-Pomyślałam. Zauważyłam, że Mark przedstawiony był bardzo postawne, a jego szaty zdobiły tysiące diamentów.
- Nat.. - Usłyszałam nagle głos, po czym odskoczyłam od obrazu jak oparzona..
- Kto tu jest?-Zapytałam.
-To ja Mark.- Odpowiedział znajomy głos.
- Dlaczego wydaje mi się, że siedzisz właśnie w  mojej głowie!
- Bo tak jest, słuchaj. Pomogę ci ale pamiętaj o jednym. Twoje oczy, to one są potęgą. Kiedyś ci to wytłumaczę. Spotkasz się z tym co będziesz musiała określić, co jest realne ,a co nie... Powodzenia.- Powiedział Mark.
To jakiś żart. O co w tym wszystkim do jasnej cholery chodzi... ??!
Udałam się na kolację, skręciłam w lewo i nagle znalazłam się przed dużymi drewnianymi drzwiami. Postanowiłam wejść do środka. Gdy weszłam zauważyłam, ze przy stole siedzi pięć osób. Podchodzę trochę bliżej lecz nie widzę ich twarzy . Jedyny którego twarz widać odzywa się.
- Czekamy na ciebie moja droga.-Zaśmiał się rudy facet. Popatrzył na mnie oczami koloru zgniłej zieleni.- Twoi rodzice czekają.- Dodał, a moje nogi ugięły się.
 W tym momencie odwróciły się pozostałe cztery osoby. Gdy ich ujrzałam, odsunęłam się o krok.Przy stole siedziała moja mama, tato, Viktor i Kamil.. Mieli poharatane twarze..a co najgorsze, byli nie żywi.
Poczułam, że moja noga się ześlizguje, obejrzałam się w tył i zobaczyłam przepaść. Rudy siedział i śmiał się szyderczo.

- Nie, on nie może mnie złamać. -Pomyślałam i zacisnęłam pięści. Moje ciało ogarnęła złość.  Przecież to on steruje moim umysłem. Nic z tych rzeczy nie ma prawa mieć miejsca.

I wtedy słowa Marka obudziły mnie .- Określić to co jest nie realne.- Wspomniałam słowa chłopaka. Przecież Kamil nie żyje, Viktora zabiłam ja, a moi rodzice są cali i zdrowi. To wszystko wizualizacje. On steruje moim umysłem i pokazuje chore obrazy. Dobra  jeżeli on chce się tak bawić to  ok, ale pożałuje tego. Zaczęłam udawać, że się załamałam. Zbliżałam się powoli w stronę rudego, udając jak najlepiej potrafię.
- Mamo.- Wychrypiałam i  uklękłam przed zwłokami, które posadzone były na krześle. Moja mama była najbliżej rudego. Obudziłam w sobie jeszcze większy gniew. Moje oczy zaczęły płonąć. Spuściłam głowę i zamknęłam je. Wstałam, otworzyłam oczy i nagle wszystko zniknęło. Oprócz rudego. Siedział i patrzył się na mnie. Na jego twarzy wymalowany był wyraz zdziwienia oraz strachu. Szybkim ruchem złapałam go za gardło i przywarłam go do ściany, po czym podniosłam wysoko.
- I co teraz powiesz?- Zapytałam przez zęby.
Rudy tylko się wiercił i pojękiwał. Opuściłam go na wysokość moich oczów. Widziałam teraz dokładnie jego zgniłe, zielone tęczówki.
- Co my mamy tu ciekawego ? Hmm..- Zaczęłam przeczesywać jego pamięć.- Ujrzałam tyle zła i nienawiści.
Z całej siły rzuciłam rudym o wielkie drewniane drzwi, Jego ciało tak mocno w nie uderzyło, że rozpadło się na wiele kawałków. Leżał na korytarzu i jęczał. Na stole zostały jakieś przekąski więc wzięłam tackę i nałożyłam sobie trochę jedzenia. No sorry ale w końcu po to przyszłam. Wyszłam omijając pogruchotane ciało mężczyzny, po czym skierowałam się w stronę pokoju. Na korytarzu przed moimi drzwiami stał Mark.
Chłopak zrobił zdziwioną minę i otworzył buzię.
-Zamknij buzię.- Zaśmiałam się. Chłopak się ocknął i zamrugał kilka razy oczami, tak jakby chciał poprawić ostrość.
-Powiedz dla Barrosa żeby sobie posprzątał.- Powiedziałam i  otworzyłam drzwi.
-A i niech  wstawią sobie nowe drzwi,  bo tamte trochę się uszkodziły.- Zachichotałam i wsadziłam sobie jedną z przekąsek do buzi. Po czym zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżko.

Mark
Stałem tam i nie wierzyłem własnym oczom. Drzwi były zmasakrowane, a dziewczyna cała. Wszędzie była krew i odłamki drewna. Zacząłem się głośno śmiać. Oni nie dadzą rady..Są bezsilni.

Natala
Siedziałam na łóżku i zajadałam się przekąskami. Nagle moje drzwi otworzyły się z hukiem. Stał w nich nie kto inny niż sam wielki Barros.
-Ej! chcesz mieć do wstawienia jeszcze jedne drzwi?- Zapytałam i uśmiechnęłam się. Jego twarz była ponura i nie wyglądał na zadowolonego.
-Brawo... Nie sądziłem, że dasz rady. Myślałem, że się poddasz.
-W twoich snach.. -Wysyczałam.
Barros wyszedł by zaraz wrócić z dwoma wielkimi facetami.
-Zabierzcie ją!- Rozkazał.
Dwóch facetów złapało mnie mocno za ręce i zaczęli prowadzić mnie do wejścia. Chciałam się zmienić ale coś mnie blokowało.
Prowadzili mnie na dół. Śmierdziało i wszędzie była woda. Wrzucili mnie do jakiegoś lochu. Upadłam na ziemię.
-Może trochę zmiękniesz i zmienisz zdanie.- Powiedział Barros.
- Czyżby ktoś nie dawał sobie ze mną rady ? Zakpiłam.
- Spokojnie będziesz jeszcze błagać.- Odparł i zamknął za sobą kraty po czym wyszedł. Postanowiłam  wejść  na drewniane, niewygodne łóżko. Położyłam się na plecach i zasnęłam. Obudziło mnie skrzypienie krat.
Usiadłam.
- Mark co ty tu robisz ? -Zapytałam patrzącego się na mnie chłopaka.
- Patrzę jak się trzymasz . W tobie jedyna nadzieja...- Powiedział smutno chłopak.
- Co? Czekaj nie rozumiem. Wytłumaczysz mi?- Zapytałam i zrobiłam miejsce obok siebie.Chłopak usiadł i zaczął opowiadać.
- Kiedyś byłem ich przywódcom.
- Co jak to?- Dociekałam.
- Byłem. Ale gdy zrozumiałem, że zostawiłem swoją rodzinę pękło mi serce. Chciałem wrócić, ale mi nie pozwolili. Zamknęli mnie w lochu i zabrali moc. Musiałem być im posłuszny. Wraz z tobą pojawiła się nadzieja na to, że wrócę. Oni chcą dokładnie tego samego od ciebie. Chcą twojej mocy. To już nie te same osoby.. Są źli i chcą być coraz potężniejsi.

To co usłyszałam było okropne.. To jakieś chore gówno..
- Jak ja mam nas uratować? Siłą tu nic nie wskóram.
- Prowadź się miłością i uczciwością. - Wytłumaczył.
- A dlaczego oni są źli?
- Bo ich duszę opętała chciwość.
- Ja nie dam rady.. Sama..- Zwątpiłam.
- Tylko ty ich pokonasz..
- Chcę wrócić. Nie mogę się załamać. Kocham... Przetrwam.. Wrócę. Powiedziałam i wstała z miejsca obudzoną nową nadzieją .
- To do roboty, wiem gdzie są.- Powiedział i wyszedł z lochu.
- Ruszajmy.

PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz